Większość tegorocznych filmów dystrybuowanych przez 20th Century Fox to finansowe synonimy rozpaczy. Właśnie kina zaczęły grać Le Mans ’66, ale nawet świetne przychody tego widowiska nie przykryją hańby, którą jest najgorszy wynik 20th Century Fox wśród największych ośmiu dystrybutorów filmowych od czasu katastrofalnego 2011 roku dla Lionsgate.
20th Century Fox jeszcze w 2014 roku było dystrybutorem, który miał największy udział w rynku kinowym w Stanach Zjednoczonych. Jednak przez pół dekady wiele się zmieniło i decydenci wytwórni sami ukręcili stryczek na firmę. Pod srogim okiem Disneya, który w tym roku przejął tego dystrybutora filmowego i liczy każdy stracony grosz, jest więcej niż pewne, że tutaj nie będzie taryfy ulgowej. W 2019 roku 20th Century Fox to najgorzej radzące sobie studio z całej wielkiej ósemki – firma utopiła pieniądze na niemal każdym filmie, który wypuściła.
Ponadto jest jedna znacząca różnica pomiędzy Lionsgate z 2011 roku a 20th Century Fox z 2019 roku. Pierwsza firma musiała się podnieść, bo w strukturze korporacji nie było żadnej alternatywy. Z kolei dla Disneya 20th Century Fox jest jednym z kilku filmowych podmiotów. A kiedy coś nie działa i przynosi straty, trzeba to naprawić lub o tym zapomnieć.
Porażka za porażką
Ciężko doszukać się w bieżącym roku wielkich sukcesów – zarówno po stronie 20th Century Fox, jak i Fox Searchlight. Dragon Ball Super: Broly był tylko częściowo dystrybuowany przez 20th Century Fox i przychód tego anime nie przełożył się znacząco na ewentualny zysk amerykańskiej wytwórni. Można śmiało założyć, iż Alita: Battle Angel niewiele, ale jednak straciła pieniądze. Podobnie rzecz się ma w przypadku Stubera.
Największą finansową bombą było X-Men: Mroczna Phoenix. Film nie tylko wygenerował stratę bliższą 200 niż 100 milionów dolarów, ale przede wszystkim jego porażka postawiła pod znakiem zapytania istnienie studia 20th Century Fox w ogóle. Niedługo po wynikach kwartalnych prezes Disneya obarczył winą za słabsze wyniki właśnie studio Foxa. Z jednej strony było to właściwe, z drugiej ostrzegawcze, z trzeciej zapowiadało zmiany.
Z kolei Tolkien, W domu innego, Lucy in the Sky, Sztuka ścigania się w deszczu i Dzieciak, który został królem, to widowiska, które przyniosły do kas biletowych mniej niż wyniósł ich budżet i to jeszcze przed uwzględnieniem kosztów promocji. Te relatywnie małe filmy zebrane razem przyniosły sumarycznie większą stratę niż ostatni film z serii X-Men.
Porażką jest również Ad Astra, film który przy około 100-milionowym budżecie przyniósł na razie zaledwie 127 milionów na świecie i chociaż ciągle jest w kinach grany, to nie warto czekać na wielką zmianę tego wyniku. Będzie strata i to duża strata, również na tej produkcji.
Dwa sukcesy firmy nie robią
Jedynie Przypływ wiary i Zabawę w pochowanego można zaliczyć do finansowo udanych filmów. Jednak to krople w morzu potrzeb, kiedy myślimy o uefektywnieniu rachunku zysków i strat. Aczkolwiek te widowiska pokazują pewien kierunek. Być może studio powinno porzucić ambicje i zająć się produkcją i dystrybucją mniejszych filmów, skupić na nich większą uwagę, zanim firma na nowo nauczy się sprzedawać widowni produkcje większe. Zapewne stanie się to siłą rzeczy, gdyż nie sądzę, iż Disney pozwoli 20th Century Fox na kolejne drogie próby zdobywania rynku produkcjami pokroju Ad Astry.
Fox spada z nieba
Zamknięcie Fox 2000 było pierwszym tak wielkim i ostrym cięciem Disneya w strukturach zakupionych w ramach przejęcia większości spółek należących do ówczesnego 21st Century Fox. W innych spółkach spadły głowy, nieco zmieniono strukturę i działanie poszczególnych firm – część działów połączono z disneyowskimi, by się nie dublowały, a z innych spółek w ogóle zrezygnowano. To zapewne nie koniec.
Jeśli Le Mans ’66 nie będzie spodziewanym hitem, to całe 20th Century Fox może powoli zacząć pakować walizki i ostanie się najwyżej jako szyld, który niewiele pod sobą skrywa. Disney wybebeszy spółkę, która ciągnie cały dział filmowy na dno i traci bezmyślnie setki milionów. Z kolei, jeśli nadchodzące produkcje nieco nadrobią finansowo, wtedy można się spodziewać, iż firma jeszcze chwilę przeczeka przy wdrożeniu planów naprawczych.
Jednocześnie nie uważam, że ludzie z Fox Searchlight, pomimo poprzednich zapewnień prezesa Disneya Boba Igera, mogą spać spokojnie. Od tego czasu rzeczy radykalnie się zmieniły. Lucy in the Sky zawiodła potężnie. Po premierze film zdołał zarobić zaledwie kilkaset tysięcy, co akuratnie okrzyknięto wynikiem nawet nie tyle złym, ile wręcz tragicznym.
Mroczne przeznaczenie
Do tego obrazu dokłada się Terminator: Mroczne przeznaczenie. Widowisko na pewno na siebie już nie zarobi, a włosy z głowy rwą nie tylko decydenci z Disneya, którym 20th Century Fox kolejny raz zabruździ w raporcie kwartalnym, ale również ci z Paramount Pictures. Pierwsza z firm dystrybuuje nowego Terminatora na świecie, a druga w Stanach Zjednoczonych. Jednak rozłożenie kosztów produkcyjnych i symetria dystrybucyjna to niewielka pociecha, gdyż po drugim weekendzie widowisko ma na koncie zaledwie 199 milionów przy 185-milionowym budżecie. Kiedy dodać do tego koszt promocji, który zapewne oscyluje przynajmniej w okolicy 100 milionów, miny w Disneyu i Paramount robią się najpewniej nietęgie.
Bardziej to boli 20th Century Fox, więc i Disneya, niż Paramount. Wynik w domu jest bardzo zły i wyniósł 150 milionów do 12 listopada, ale dopiero na świecie jest wręcz tragiczny, gdyż na pozostałych rynkach produkcja zgarnęła w tym czasie zaledwie 48 milionów. Dobijający jest fakt, iż dystrybucja poza Stanami Zjednoczonymi jest mniej zyskowna, gdyż dystrybutorzy na poszczególnych rynkach zewnętrznych zarabiają nawet kilkadziesiąt procent mniej ze sprzedanego biletu w porównaniu do tego, ile zarabiają w Stanach Zjednoczonych.
Również filmy ostatniej szansy nie mają szans na nadgonienie strat.
Po Le Mans 66′ premierę będzie miała animacja Blue Sky Studios Tajni i fajni. Fox Searchlight dorzuci jeszcze dwie produkcje – świetnie zapowiadający się Jojo Rabbit, a później Ukryte życie. Jednak żadne z tych widowisk już nie przykryje totalnej katastrofy, jaką zarysowały tegoroczne działania firmy.
Najpewniej w Disneyu co rusz wyciągają wnioski i od miesięcy wdrażają plany ratunkowe, by minimalizować zagrożenie, jakim jest ten piec na palenie pieniędzy, który nazywa się 20th Century Fox. Bob Iger nieraz pokazał, że nie ma litości i kiedy coś nie działa, to gdy nie widzi szans na w miarę szybką i efektywną restrukturyzację, bez mrugnięcia okiem może zminimalizować firmę do kilku biurek celem utrzymania licencji lub nawet odpalić gwiazdę śmierci.
To mogą być ostatnie oddechy 20th Century Fox w obecnym kształcie.
Zakładam w scenariuszu najłagodniejszym, że 20th Century Fox i Fox Searchlight zostaną połączone, by minimalizować ich koszt utrzymania (chociaż na papierze to mogą być ciągle dwa byty). Wtedy Disney postawi na produkowanie tam filmów o budżetach mniejszych, z rzadka średnich, ale z solidniejszą promocją i przede wszystkim nie będzie miejsca na rzeczy, które nie gwarantują zysku. Później te widowiska zasilą ofertę Hulu oraz Disney+. Nie spodziewam się, iż 20th Century Fox kiedykolwiek jeszcze będzie bezpośrednio konkurowało z Disneyem, Warner Bros. czy Universal Pictures o miano największego dystrybutora.
Uważam, że scenariusz w miarę łagodny nie przejdzie w tym przypadku i po wyprztykaniu się z produkcji zapowiedzianych na przyszły rok, stanie się coś zupełnie innego – firma zostanie podłączona pod respirator.
Disney nie potrzebuje drugiego studia produkującego blockbustery. W końcu te dostarcza firmie główne studio, Disney Animation, Pixar, Marvel Studios i Lucasfilm. Najbezpieczniejszym wyjściem byłoby zamknięcie 20th Century Fox, ale odbiłoby się to na stracie wielu licencji i utalentowanych twórców, którzy są związani z firmą. Dlatego obstawiam, że już w 2021 roku będziemy mieli do czynienia z wydmuszką, która będzie wypuszczała od 3 do 6 filmów rocznie, które nie mieszczą się w strategii dystrybucyjnej Disneya. Te, które mają trafić do widza dojrzalszego; te, które zostaną zaprezentowane pod banderą 20th Century Fox ze względów licencyjnych; te, które mają być nagrodą dla wybranych twórców za dobre wyniki np. przy filmach Marvela. Po wycięciu, czego się da, reszta rezerw produkcyjnych może przejść do kręcenia filmów na wyłączność dla Hulu i Disney+. Tym samym pod znanym szyldem będą powstawały przede wszystkim filmy kinowe, których rynkiem pierwotnym nie będą kina. Takie czasy, ale wytwórnia nieładnie sobie na to zapracowała.