Kiedy dowiedziałem się, że Martin Freeman pojawi się w nowym serialu kryminalnym, byłem kupiony z miejsca. Jednak A Confession poza głośnym nazwiskiem i wstrząsającą historią opartą na faktach nie oferuje wiele. Po finale doszedłem do tego, że tanio sprzedałem skórę, ale przynajmniej dowiedziałem się czegoś interesującego.
https://www.youtube.com/watch?v=jmLcq0Co8l4
A Confession przybliża nam kulisy śledztwa w sprawie zaginięcia Sian O’Callaghan w 2011 roku. Główny bohater dramatu, detektyw policji Steve Fulcher (w tej roli Martin Freeman), ustalił, kto stał za morderstwem kobiety i dzięki sprawnej, ale niekoniecznie zgodnej z prawem interwencji, dowiedział się, gdzie jest ciało drugiej kobiety, zaginionej wiele lat wcześniej. Jednak dochodzenie doprowadziło do tego, że jego kariera legła w gruzach. Sprawa stała się tak kontrowersyjna, że jej pokłosie wylądowało w rękach premiera.
Widowisko przybliża nam działanie brytyjskiego systemu prawnego i bezlitosnej polityki kadrowej tamtejszej policji, które degenerują życie jednostek, nawet tych najbardziej oddanych sprawiedliwości i utalentowanych. Na drugim biegunie mamy całe śledztwo i poznajemy Christophera Halliwella, prawdopodobnie seryjnego mordercę, który korzystał na niedoskonałości prawa. Ostatecznie okazuje się, że zwycięstwo każdej ze stron w tej sprawie było pyrrusowe.
W tym wszystkim Martin Freeman jest jak zwykle świetny. Jednak nawet jego talent to za mało, żeby unieść na swoich barkach A Confession.
Ciężko byłoby napisać, że to jest serial zły, bo dostarcza emocji, mówi coś o świecie, ale oglądając go, miałem nieprzyjemne poczucie bylejakości. Byle jakie zdjęcia, byle jaka narracja, trochę niestrawnego patosu i moralizatorstwa – te rzeczy sprawiły, iż w zestawieniu z najlepszymi kryminałami to widowisko wypada najwyżej przeciętnie. Obecnie śledzę kolejne odcinki serialu Dublin Murders i tam z kolei fabuła tak bardzo mnie nie porywa, ale za to cała otoczka, realizacja, narracja, budowanie postaci sprawiają, iż byłoby świetnie, gdyby ekipa tego serialu zabrała się za scenariusz A Confession.
Pomimo narzekań na całość, nie mogę stwierdzić, że widowisko nie wciąga. Jednak bardziej tematem i faktem, że to wszystko wydarzyło się naprawdę, niż tym jak sprawę zaprezentowano widzom. Z kolei z bohaterami dramatu jest różnie. Część aktorów kompletnie mnie nie kupiła, ale tutaj najważniejszy jest Fulcher, któremu kibicujemy od początku do końca. I chociaż ma swoje za uszami, to tak po ludzku go rozumiałem.
Serial ma świetny temat, przyzwoitą obsadę i niezłe momenty, ale brak mu ikry i stylu – rzeczy, które robią interesującą historię fabularnym wyjadaczem.
Wizja i umiejętności twórców sprawiły, że The Act wyglądało niesamowicie, a Ucieczka z Dannemory zachwycała narracją. I to były również opowieści oparte na prawdziwych wydarzeniach. Niestety w przypadku A Confession mamy do czynienia wyłącznie z odhaczaniem faktów, których nie ubiera się w zajmującą formę filmową. Już po finale doszedłem do tego, że cieszę się, iż historię poznałem, ale szkoda, że nie zaprezentowano jej ciekawiej.
Jeśli jesteście fanami kryminałów, szczególnie tych opartych na prawdziwych historiach, to A Confession będzie czymś, co powinniście sprawdzić. Prawdopodobnie ponarzekacie, jak ja, na irytującą generyczność widowiska i staroszkolną telewizyjną manierę, ale za to dostaniecie następną bulwersującą sprawę do odhaczenia. Z kolei ci, którzy poszukują przede wszystkim świetnego widowiska, a temat czy gatunek to rzecz drugorzędna, mogą się na tej produkcji srogo zawieść.
Recenzja serialu A Confession (sezon 1) (Wielka Brytania: ITV)
Werdykt
Dla najbardziej oddanych fanów kryminalnych opowieści