Czytałem jakieś dziesięć lat temu w Nowej Fantastyce, że James Cameron nabył prawa do ekranizacji mangi Gunnm, znanej na zachodzie jako Battle Angel Alita. Realizację przekładano na kolejne lata, później Cameron zajął się Avatarem, który okazał się najbardziej kasowym filmem w historii kinematografii i obecnie jego uwagę pochłania praca nad czterema sequelami do tegoż.
Oddał więc reżyserowanie Ality: Battle Angel mniej zapracowanemu Robertowi Rodriguezowi, a sam zajął się produkcją filmu, po którym widać, że panowie wiedzą, co robią. Nie oglądam dużo anime, ale kiedy już oglądam, nie mogę się napatrzeć, w jak twórczy sposób autorzy przetwarzają pomysły klasyczne dla zachodniej popkultury. Od pewnego czasu mamy do czynienia z ciekawym zjawiskiem – zachodni filmowcy zaczynają sięgać po chińskie bajki i komiksy. Zaczęło się od Betty Boop, a o resztę zapytajcie Wujka Google. Ale na bok dygresje.
Akcja filmu Alita: Battle Angel rozgrywa się w XXVI wieku, kilkaset lat po wyniszczającej wojnie. Żelazne Miasto i lewitujące nad nim Zalem to jedyne znane widzowi enklawy ocalałych ludzi. Scenariusz skupia się na Żelaznym Mieście, gdzie cyberchirurg Dyson Ido (Christoph Waltz) prowadzi klinikę, a jego pacjentami są zawodnicy Motorball (futurystyczny odpowiednik rugby) i łowcy-wojownicy, którzy za pieniądze likwidują kryminalistów i nieprzestrzegające prawa cyborgi (Sędzia Dredd i Rick Dekard pozdrawiają). Sam doktor też jest łowcą. Bez pieniędzy z nagród dawno musiałby zamknąć klinikę, jako że niewielu pacjentów płaci mu za usługi wszystko i od razu. Zalem co jakiś czas wypluwa złom, a Ido regularnie przekopuje się przez hałdy śmieci, wygrzebując części do napraw. Podczas jednej z takich wycieczek znajduje głowę i część torsu cyborgini(?) ze wciąż żywym mózgiem. Zabiera ją do kliniki, gdzie wmontowuje ją w nowe ciało.
Dobrze jej z oczu patrzeć.
Alita (Rosa Salazar bardzo dobrze wypadła w tytułowej roli) jest czasami przesadnie ekspresyjna i dopiero po obejrzeniu filmu zrozumiałem, dlaczego twórcy zdecydowali się na większe od normalnych oczy. Z przeciwnikami walczy, jakby za każdym razem walczyła na śmierć i życie (bo w większości przypadków tak jest). Po obudzeniu przez doktora Ido okazało się, że nie pamięta nic ze swojej przeszłości ani nie ma pojęcia o funkcjonowaniu świata, do którego trafiła. Jest nieco naiwna i nie może znieść niesprawiedliwości, co prowadzi czasem do zabawnych, a czasem nieciekawych sytuacji.
Film jest prawie bezkrwawy, ale widząc wszystkie rozczłonkowane cyborgi, miałem nieodparte wrażenie, że reżyser chciał zrobić film pod wyższą kategorię wiekową. A także, że oglądam dokładnie to, co mieli w głowach Cameron i Rodriguez. Nie czytałem mangi (żadnej, nigdy), ale w animacji nie brakuje krwi i powycinanych kręgosłupów. W filmie tego nie ma, ale uświadczymy trochę fruwających mechanicznych kończyn i dekapitacji. Nie brakuje za to w Alicie emocji. Kibicujemy Bitewnemu Aniołowi i jej przyjaciołom, zależy nam na nich i na ich marzeniach i bardzo nie chcemy, żeby przytrafiło im się coś niedobrego.
Film specjalnej troski.
Można nie lubić Jamesa Camerona, ale trzeba docenić jego wpływ na rozwój efektów specjalnych. Drugi Terminator był pod tym względem przełomem technologicznym, a Avatar wycisnął z trójwymiarowego obrazu, ile się dało. Alita: Battle Angle może nie będzie kolejnym kamieniem milowym, ale daje się zauważyć, jak przez ostatnie lata Cameron dopracował wykorzystanie CGI, motion capture i pozostałe zaklęcia współczesnego kina.
Alita: Battle Angel jest tak bardzo anime, jak tylko anime może być w filmie aktorskim. Spece Jamesa Camerona od efektów specjalnych stanęli na wysokości zadania i chociaż Żelazne Miasto dopiero po zmroku przypomina niebezpieczne slumsy, o których mówią niektórzy bohaterowie filmu, to wygląda na tętniący życiem tygiel kulturowy. Nie czułem w tym ani krzty fałszu. Sekwencje akcji to mistrzostwo powodujące opad szczęki. Widowisko Jamesa Camerona w najlepszym wydaniu. Widać, ile pracy weń włożył on, Rodriguez i ludzie dla nich pracujący.
Cinema City strollowało mnie i puściło film tydzień przed premierą. Cieszę się, bo mogłem o nim napisać, i to napisać dobrze. Po weekendzie idę do kina jeszcze raz. I liczę, że gdzieś pomiędzy Avatarem 2 i 3 Cameron znajdzie czas na sequel Ality. Tak bogaty, kolorowy świat na to zasługuje. I zasługuje na to widz.
Oglądaj film Alita: Battle Angel w serwisie Chili >>
Recenzja filmu Alita: Battle Angel
Werdykt
Świetnie wyglądająca rozrywkowa rozrywka!.