Altered Carbon wraca z drugim sezonem, a najnowsza zajawka widowiska mocno zaostrza apetyt na więcej brutalnego cyberpunku w serialowym wydaniu.
Będę niepopularny, ale napiszę, że bardzo lubię pierwszy sezon Altered Carbon. Kiedy miał premierę, akurat byłem w trakcie bolesnej przeprowadzki i nie miałem siły oraz czasu napisać recenzji. Jednak to dla mnie wciąż mocna ósemka i serial, który powinien zadowolić fanów pokręconego cyberpunku, nieco zalatującego klimatem Łowcy androidów oraz brutalnych anime sci-fi z końca lat 80. i początku 90.
Niestety opowieść o przyszłości, w której możemy żyć w ciałach innych, nie spotkała się z takim entuzjazmem wśród krytyków. Adaptacja powieści Richarda Morgana ma na Rotten Tomatoes 6,59/10. Na szczęście zwykli widzowie o wiele bardziej docenili oryginalną produkcję Netflixa i wystawili jej świetne 8,1/10 na IMDB.
Premiera drugiego sezonu Altered Carbon już 27 lutego. W kontynuacji mamy istotną zmianę “skóry” – z Joela Kinnamana (The Killing) na Anthony’ego Mackie’ego (The Falcon and the Winter Soldier), który od teraz będzie wcielał się w Takeshiego Kovacsa.
Pierwszy sezon zrobił mi bardzo dobrze. Prosty kryminał w dekoracjach cybernoir. Postać Kovacsa robiła mi ten serial i jestem ciekaw, jak go odnajdzie Mackie.
O tak, tak, tak!
Też mi się podobał pierwszy sezon i czekam z niecierpliwością na drugi. To już kolejny przypadek, kiedy oceny krytyków rozjeżdżają się zupełnie z ocenami widzów Netflixa.
Nie jestem fanem spiskowych teorii, ale ciekawi mnie czy to jest przypadkiem tak jak z blogerami kulinarnymi (i w zasadzie całą resztą oceniaczy różnego rodzaju produktów) którzy w ramach pozytywnej oceny próbują wyłudzić za darmo obiad w restauracji 🙂
Pierwszy sezon to była dla mnie totalna masakra. Miałem dosłownie jednodniową przeprowadzkę z Rzeszowa do wioski jakieś 20-25 km dalej i spotkałem tam jeden wielki syf, nie miałem przez blisko miesiąc normalnego dostępu do internetu i musiałem się nauczyć żyć z piecem węglowym. Totalna depresja – sam w domu z 3,5 łazienkami. Dlatego posprzątałem, zrobiłem przemeblowanie i wykupiłem spory pakiet internetu mobilnego. Później odpaliłem Altered Carbon i muszę przyznać, że przynajmniej o 33% zjechałem z depresji. Brutalny, po bandzie, interesujący, bardzo nagi serial w świetnej oprawie i z genialnym klimatem. Jeśli nic nie stanie mi na przeszkodzie, to drugi sezon łykam w pierwszy dzień.
Co do recenzji, to myślę, że to jest taki efekt kuli śnieżnej, do której chce się przylepić coraz więcej osób, a niektórzy tak naprawdę nie mają swojego zdania. Oczywiście, jak się komuś nie podobało, to nie, ich strata.
Żeby było śmieszniej, to jeśli mnie pamięć nie myli to większość krytyków Altered Carbon sama nakręciła najpierw spiralę zainteresowania i nadmuchała balonik zapowiedzi.
3,5 łazienki brzmi jak kawał willi 🙂 Piec węglowy da się przeżyć, ale miesiąc bez internetu to już tak średnio 🙂
Każdy chce się wgryźć w nowy temat, żeby zrobić wyświetlenia, ale to nawet przy dobrym SEO loteria. Im bardziej interesująca nowość, tym większe pompowanie balonika. Jednocześnie dziś coś nakręcamy, ale nie wiemy, czy serial wypali, a jeśli wypali, to później zbieramy tego owoce z wyszukiwań organicznych, które mogą miesiącami poprawiać wyniki. Dlatego co ciekawsze nowości będą nakręcane, bez względu, co później o nich piszemy… Jak tak o tym piszę, to odechciewa mi się samego pisania, bo uświadamiam sobie, że usidliłem się w jakieś chorej bańce. Jednak tak jest.
To ciekawe co piszesz. Podejrzewałem, że tak to działa 🙂 W dziwną stronę zmierza świat od momentu, kiedy władzę przejął internet. Żyjemy w rzeczywistości SEO i tego na którym miejscu wyjdziemy w wyszukiwarce. Nie znam się na SEO więcej niż muszę (a niestety muszę też brać udział w tym wyścigu, tyle że w innej branży), ale z tego co wiem to trzeba się odróżniać od reszty, więc łatwo o różne skrajności.