“Annabelle: Narodziny zła” – recenzja filmu

Dariusz Filipek
5 min czytania
Jeśli myślicie, że przez wózek inwalidzki dziewczynka nie skopie tyłków, to się mocno mylicie | Kadr ze zwiastuna filmu Annabelle: Narodziny Zła; YouTube

Z ostatniej chwili

Umówmy się na wstępie i więcej do tego nie wracajmy – pierwsza Annabelle to horror średni i niepotrzebny. Jednak swoje zarobił, więc Warner Bros. dał zielone światło kontynuacji. Właściwie nie kontynuacji, bo Annabelle: Narodziny zła to nie tylko spin-off Obecności, ale również prequel filmu z 2014 roku. Nieco ciekawszy, nieco mniej daremny. Nieco.

Przeczytaj: Twórcy Obecności i Annabelle mogą zapłacić ponad miliard dolarów odszkodowania!

Lata 50. Sześć sierot zmierza do nowego domu. Schronienia udziela im małżeństwo Mullinsów, które przed kilkunastoma laty straciło córkę w wypadku samochodowym. Dziewczyny są zachwycone olbrzymim domem położonym na pustyni pośrodku niczego. Mogłoby się wydawać, że w swej niedoli odnalazły wreszcie bezpieczną przystań. Co jest dalekie od rzeczywistości, gdyż w domostwie czyha na nie krańcowe zło. Istota łaknąca śmierci, spustoszenia i duszy jednej z dziewczynek.

Starałem się doszukać drugiego dna opowieści, ale poza kwestiami nawiedzenia, jedyna rzecz, która przyszła mi do głowy to strata i samotność. Jednak jest to szukanie na siłę. Tutaj najważniejsza jest próba opowiedzenia przerażającej historii. Nawet tytułowa lalka to drugorzędna sprawa. Scenarzyści chcieli, żebyśmy przede wszystkim martwili się o dziewczyny pozostawione samym sobie w śmiertelnym niebezpieczeństwie. I to im się udało.

Brawa należą się małej, ale dobrze dobranej ekipie aktorskiej.

Czwórka z sześciu sierot nie miała zbyt wielkiego pola do popisu, więc daruję sobie zachwyty nad tłem. Za to zjawiskowo wypadła Talitha Bateman, odgrywająca niepełnosprawną Janice. Przez cały film zastanawiałem się, gdzie ją widziałem wcześniej. Przejrzałem mój Filmweb, IMDB, TV Time i co się tylko dało – bez rezultatu. Nie zmienia to tego, że rolę miała najtrudniejszą i uniosła ją bez najmniejszego problemu. Ma cholernie wyrazistą osobowość. W swojej zawziętości przypominała mi Jodie Foster z Małej dziewczynki, która mieszkała na końcu drogi.

Drugą, ale niemal równie ważną dla fabuły postacią jest Linda, w którą wcieliła się nastoletnia gwiazda horroru Lulu Wilson. Była świetna w Ouija: Narodziny zła, poradziła sobie w Zbaw nas ode złego, a tutaj tylko utwierdza w przekonaniu, że szykuje się nam kolejna królowa kina grozy. Już jest jego niepisaną księżniczką.

Słowo uznania należy się także Stephanie Sigman. Bardzo przyzwoicie zagrała siostrę zakonną Charlotte. Mniej dobrego mam do napisania o małżeństwie Mullinsów. Jednak nie dlatego, że Anthony LaPaglia i Miranda Otto obniżyli loty. Można było mocniej nakreślić obraz ich tragedii, a tak czuć spory niedosyt, gdyż potencjał był.

Na szczególną uwagę zasługuje nastrojowa, momentami mocno odrealniona gra światłem i cieniem.

David F. Sandberg zrobił z tego swoją wizytówkę. Czego dobitny wyraz dał w Kiedy zgasną światła, gdzie każdy pobłysk był na wagę życia. Jest w tym specyficzny kunszt. Nic więc dziwnego, iż właśnie jego wybrano do reżyserii adaptacji komiksu Shazam!. Tam zabawa rozbłyskami to główny atrybut bohatera.

Praca kamery jest również bez zarzutu. A było co kręcić. Maxime Alexandre doskonale ujął piaszczystą surowość krajobrazu. Wybór pustyni na miejsce akcji był strzałem w dziesiątkę. Film zyskuje dzięki temu nie tylko na klimacie, ale również na specyficzności. Dzięki czemu Annabelle: Narodziny zła ciężko pomylić z jakimkolwiek innym horrorem. Również muzyka dała radę i robi to, co w kinie grozy robić powinna – buduje nastrój.

Ścieżkę dźwiękową z Annabelle: Narodziny zła można słuchać za darmo na Spotify

Czy Annabelle: Narodziny zła to dobry film? Tak, ale niepozbawiony wad.

Największym problemem jest to, jak pociągnięto fabułę. Pierwsza połowa widowiska to powolne budowanie podwalin do finalnej masakry – co jednym się spodoba, innych lekko znudzi. W drugiej połowie widz jest wrzucany w zdarzenia szybko, przez co niektóre rzeczy są pokazywane po łebkach. Zaburza to rytm oglądania. Ponadto były pewne głupotki. Jak wrzeszcząca z całych sił dziewczynka, która nie obudziła swoim krzykiem domowników. Musieli mieć ciężki dzień…

Prequel Annabelle gra na horrorowych kliszach ile wlezie. Jednak twórcy za mocno skupili się na otoczce grozy, za słabo na samej grozie. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby produkcja była nieco niegrzeczniejsza. Zabrakło brutalniejszej szpili, która rozsierdziłaby widza. Kiedy robi się okropnie, nie mamy czasu napawać się makabrycznością zdarzenia, bo zaraz dostajemy szybkie cięcie i jedziemy z fabułą dalej.

Annabelle: Narodziny zła wypadła całkiem nieźle w porównaniu do reszty uniwersum. W moim mniemaniu ustępuje miejsca wyłącznie pierwszej Obecności. Film ogląda się bardzo dobrze. Jednak jako horror nie spełnia jednej, bardzo podstawowej funkcji – nie przestraszył mnie. Poczułem zaledwie lekki dreszcz przy dwóch scenach. Widzowie o słabszych nerwach zapewne będą siedzieli w kinie jak na szpilkach, ale ci, którzy na horrorach zjedli zęby, nie wyjdą z seansu dostatecznie usatysfakcjonowani.

Oglądaj film Annabelle: Narodziny zła w serwisie Chili >>

Ocena końcowa
6/10

Annabelle: Narodziny zła (2017) [Annabelle: Creation]

Nie żałuję pieniędzy wydanych na bilet, ale czuję pewien niedosyt. Bo Annabelle: Narodziny zła to film dobry, ale horror średni.

Wysyłanie
Ocena użytkownika
3 (1 Głos)

Bądź na bieżąco z najnowszymi wiadomościami – dołącz do nas w mediach społecznościowych!

Jeśli chcecie być na bieżąco, śledźcie nas na Threads, Facebooku, Twitterze, Linkedin, Reddicie i Instagramie. Zachęcamy również do subskrypcji naszego kanału RSS na Feedly lub Google News. W razie pytań lub sugestii piszcie do nas na [email protected]. Dołączcie do naszej społeczności i bądźcie zawsze na czasie z najnowszymi trendami i wydarzeniami! Nie zapomnijcie wpaść na nasz YouTube.

Zostaw komentarz