Apple to obok Amazonu największa firma z segmentu nowych technologii, która posiada własną usługę strumieniującą filmy i seriale. Od premiery Apple TV Plus ciężko mówić o wielkich sukcesach serwisu, ale wiele wskazuje, iż jest to projekt mocno perspektywiczny i Apple nie załamuje rąk, chociaż na razie nie osiąga w streamingowej walce wielkich sukcesów.
Apple wie, że strumieniowanie treści i model subskrypcyjny to już nie przyszłość, a teraźniejszość i firma oferuje w tej formule zarówno muzykę, gry, jak i filmy oraz seriale. Zeszłoroczny start Apple TV Plus był wielkim wydarzeniem i od 1 listopada w serwisie wylądowało sporo oryginalnych produkcji. Jednak to wciąż kropla w morzu, kiedy porównać ich liczbę do Netflixa, HBO GO, Hulu czy Amazon Prime Video, a nawet serwisu Starz, Showtime czy CBS All Access.
Apple TV Plus jeszcze daleko do Netflix-killera
Apple podało, iż w ostatnim kwartale zanotowało 91,82 miliardów dolarów przychodu. To więcej niż sporo, bo ta suma wskazuje, iż firma uzyskała o 9% wyższe wpływy niż w tym samym okresie w 2018 roku. 12,72 miliardów dolarów to wpływy z tytułu usług, co jest rekordem w historii firmy, gdyż stanowi to aż 17% wzrost w tym segmencie.
Jednocześnie dyrektor finansowy Apple stwierdził, iż Apple TV Plus było praktycznie nieistotne dla uzyskania tego wyniku. Najlepsze czasy serwis ma jeszcze przed sobą. Apple mierzy sukces serwisu na podstawie liczby subskrybentów, ale niestety nie chwali się nią, co jasno wskazuje, iż na razie nie ma się czym chwalić.
Apple wierzy w Apple TV Plus
Aczkolwiek stwierdzono, iż “Apple TV Plus jest na dobrej drodze”. Prezes Apple Tim Cook stwierdził, iż według jego osądu platforma radzi sobie dobrze, sukcesywnie wprowadzane są nowe produkcje, które cieszą się uznaniem krytyków. Pierwszym sukcesem dla firmy była nagroda Screen Actors Guild Awards dla Jennifer Aniston, która gra główną rolę w The Morning Show – została uznana za najlepszą aktorkę w serialu dramatycznym.
Wielką rzeczą jest również to, iż serwis przejął również długoletniego prezesa HBO. Richard Plepler objął w Apple stanowisko producenckie. To za jego kadencji w HBO powstały takie hity jak Gra o tron, Czarnobyl czy Wielkie kłamstewka. Jednak nie udało mu się przezwyciężyć passy Netflixa i HBO dosyć niezgrabnie zaczęło zdobywać rynek streamingowy. Usługa HBO Max ma odwrócić złą passę, ale już bez Pleplera.
Apple TV Plus budowane jest metodą małych, ale stanowczych kroków
Poza wspomnianym The Morning Show na Apple TV Plus możecie obejrzeć teraz m.in. See, Servant, Dickinson, For All Mankind czy Truth be Told. I chociaż nie są to produkcje tragiczne, niektóre prezentują całkiem przyjemny poziom, to niestety Apple TV Plus wciąż oferuje mniej filmów i seriali, niż Netflix wypuszcza tygodniowo. Najwidoczniej Apple stara się budować serwis metodą małych, ale stanowczych kroków. Ciężko powiedzieć, czy zda to egzamin, kiedy na rynku jest już Disney Plus i wciąż czekamy na HBO Max oraz Peacock.
A Wy subskrybujecie Apple TV Plus? Podobają się Wam filmy i seriale tego serwisu? A może zrezygnowaliście jak ja, bardzo szybko? A może chcecie kupić urządzenie Apple TV w atrakcyjnej cenie?
Moje doświadczenie z Apple TV+ sprowadza się do śmiechu po przejrzeniu listy produkcji. Żadna z nich nie przykuła mojej uwagi. Nawet jeśli jedna/dwie produkcje byłyby warte obejrzenia, to nie skłoniłoby mnie to do wykupienia usługi. Na duecie Netflix + HBO mam kolejkę oczekujących na 2-3 miesiące do przodu, więc nie chce mi się bawić w nową subskrypcje, a później w jej rozwiązanie. Jedyną opcją na jaką się skuszę na 2-3 miesiące to Amazon jak wejdzie Władca Pierścieni.
Dla mnie, jako użytkownika Androida i Windowsa, bardziej męczący był sam dostęp do wersji webowej, która jest jednym wielkim koszmarem. Seriale jeszcze bym przeżył (jakkolwiek nie zachwycam się The Morning Show, jak wielu), bo w sumie część moich pieniędzy to te, które zarobię m.in. na ich recenzowaniu, ale też mam pewne ograniczenia. Chciałem obejrzeć Truth be Told i Servant, ale stwierdziłem, że nie będę się męczył, a nie przepadam za piratami, bo taki niby porządny jestem. I w sumie mam tak jak Ty – zostałem przy Netfliksie, HBO GO i chociaż oglądam ostatnio tam mało, to wciąż subskrybuję Prime Video i nie mam zamiaru na razie z tego serwisu rezygnować. Szczerze mówiąc, to nawet Player.pl z pakietem Canal+ był bardziej spoko niż obecne Apple TV+.
Cały problem polega na tym, że czas nie jest z gumy 🙂 oprócz z seriali staramy się z żoną znaleźć jeszcze czas na książki i filmy więc wychodzi po 3 odcinki w tygodniu. Oglądamy metodą tradycyjną, czyli 3 seriale, po jednym odcinku w tygodniu (dla urozmaicenia pilnujemy żeby były różne gatunki). Dla nas szczyt bing watchingu (i jednocześnie świadectwo, że serial był dobry) jest wtedy, gdy po przedostatnim odcinku obejrzymy finał w ten sam dzień, albo w kolejny kosztem innego serialu. W przypadku takich ograniczeń czasowych kolejna platforma musi mieć prawdziwego blockbustera, żeby mnie przekonać.
P.S.
Na pewnym portaloblogu technologicznym, na którym bardzo pałają miłością do Apple jeden z redaktorów próbował przez chyba 2 dni mi w dyskusji wmawiać że jednak Apple TV + jest Netflix killerem, a właściwie to Netflix killerem jest Apple TV (bez plusa) bo możesz do ATV+ dopłacić sobie za HBO i Amazona. Idąc tym tokiem to Player też jest Netflix killerem bo ma Na Wspólnej i można dokupić HBO 🙂
Z czasem to prawda. Od dawna się nie wyrabiam totalnie z oglądaniem na bieżąco najważniejszych rzeczy. Przez to, że piszę głównie o serialach, to strasznie zaniedbałem książki, a o komiksach już nie wspominając. Właściwie z kinem tez jestem trochę na bakier. Wcześniej to wszystko niesamowicie pochłaniałem. Jednak coś za coś. I gdybym był zwykłym widzem to najpewniej zostałbym przy Netfliksie i HBO GO, cyklicznie wykupując coś ponadto, kiedy wyjdzie jakaś dobra produkcja.
Mam czasami uczucie niezdrowego przesytu, wręcz obrzydzenia serialami. Szczególnie wtedy, kiedy zacznę coś słabego i to kontynuuję, byle napisać później recenzję. A to zdarza się niestety wyjątkowo często. Nawet miałem ochotę trochę oglądanie ograniczyć, ale moja była już dziewczyna stwierdziła po ponad trzech latach, że jednak nie jestem tym jedynym i szlag trafił mój misterny plan, bo zyskałem niedawno z dwie godziny czasu ekstra dziennie.
Poza tym chyba zdarzyło mi się pisać do tego portalobloga (kompletnie nie czaję, dlaczego oni mówią o nim “blog”, ale niech im będzie), o którym wspominasz. Nawet zaproponowali mi… 600 zł miesięcznie za pół etatu i to w roku, w którym naczelny chwalił się, że wypłacił 2 mln zł swoim redaktorom.;) W sumie niektórych lubię czytać, ale niektórzy farmazonią niezdrowo.
Przez to, że mamy spore opóźnienie w stosunku do premier mamy też czas poczytać opinie i recenzje z kilku źródeł. Zazwyczaj zaczynamy oglądać jak coś jest już mocno zweryfikowane. Działa to w obie strony, bo np. “Mr. Robota” skreśliliśmy po 3 sezonie, na zasadzie będzie tylko gorzej, a tu wszem i wobec czytam, że 4 sezon wymiata, więc wrócił na listę.
Przy okazji dzięki za prowadzenie tej strony. Traktuje was jako poważne źródło 🙂 Za to wyżej wspomniany blogoportal staram się od jakiegoś czasu traktować z przymrużeniem oka, zwłaszcza po premierze Wiedźmina. Wtedy przeszli samych siebie klikbajtowym hejterstwem i wywoływaniem g.burzy w komentarzach. Doszedłem do wniosku, że warto zajrzeć dla paru niszowych produkcji, ale hity trzeba omijać bo będą jechać. Dodatkowo mam sprawdzone grono na forum pewnej gierki przeglądarkowej
Nie mam nic przeciwko ostremu zjechaniu czegoś, co mi się nie podoba, a reszta klęczy przed tym na kolanach (gdyby nie inne zajęcia, już kilka dni temu zmieszałbym z błotem serial The Stranger, który jest potwornym bzdetem, a recenzje ma niezłe), ale znam lub otarłem się o kilka osób, które hejtują faktycznie, żeby nabić czytelnictwo. I w drugą stronę. Udowodnić tego nie potrafię, ale mam świadomość, że tak jest. To czasami nakręca pieniądze, ale nie warto. Czułbym się źle ze sobą, gdybym tak robił. To jest mediaworking w najgorszym wydaniu. I to jest również główny powód, dlaczego lepiej odpuścić takie akcje. Niestety niektórzy nie mają pewnego rodzaju szacunku do swojej pracy i pewnie trochę do siebie, a czytelników traktują wyłącznie jako liczby w Analytics. Pieniądze są fajne i wiadomo, że każdy ich potrzebuje, ale są pewne granice. Już wolę wypowiedzieć swoje zdanie w publicystyce i nieco sztucznie podkręcić emocje (jak to mówiła moja ex: “jesteś taki miły i dobry, a czasem piszesz jak taki ch*j). Ostatecznie wychodzę z założenia, że mamy swoje opinie i po to piszemy, żeby je wypowiedzieć, kiedy są nawet niepopularne, ale nie traktujmy ich i siebie jak szmaty (marzenia).
Dzięki za dobre słowa, chociaż ja jestem chronicznie i niezmiennie niezadowolony, ale jednocześnie po cichu dumny z tych ponad 300 tysięcy odsłon, które serwis robi miesiąc w miesiąc od jakiegoś czasu. Dumny i zmęczony.
Też nie mam nic przeciwko jeśli ktoś zjedzie tytuł w recenzji, jeśli ten jest rzeczywiście słaby. Ale nie lubię zwykłego hejtu. Zwłaszcza jeśli jest dla klików.
Z tym “Strangerem” to ciekawe. Mam go na liście po pozytywnych recenzjach. Pewnie i tak obejrzę, żeby się przekonać, bo lubię kryminały. Zastanawiam się czy w ogólnej reputacji danego serialu ma znaczenie reputacja pisarza (jeśli serial powstał na podstawie książki). Recenzenci wiedzieli, że mało kto będzie bronił Sapkowskiego więc można było pojeździć po Wiedźminie. Jednocześnie jest kilku autorów nie do ruszenia i takiego Cobena nikt nie będzie krytykował. Brzmi nieco spiskowo, a nie lubię wchodzić w takie tematy, ale jakoś tak mi się skojarzyło, że w showbiznesie są równi i równiejsi 🙂
Sam nie wiem. Pewnie są takie przypadki, ale patrząc na Kinga, który pomimo, że pisze dużo i – brzydkie słowo – popularnie, to zazwyczaj zachowuje jakość. Mimo to seriale czy filmy na podstawie jego prozy wychodzą różnie i raczej recenzje są pozytywne i negatywne. W przypadku Cobena nie mam pojęcia. Psychofani pozostaną psychofanami? Ja w każdym razie czułem niemal fizyczny ból oglądając The Stranger, podobnie jak Five (czy jak to się tam nazywało).
King to osobna liga 🙂 Zazwyczaj niesie w swoich książkach sporą dawkę tandety, której nie da się nie lubić. Często zdarza mu się gdzieś pod przykrywką przemycić kilka głębszych myśli. Mnie np. mocno uderzyło “Pod kopułą” (serial był bardzo kiepski na tle książki), świetny portret jak zacznie zachowywać się społeczeństwo kiedy uzna, że normy nie obowiązują bo jesteśmy sami, odcięci od świata.
Co do Cobena, to jest jeden z niewielu pisarzy, których wolę obejrzeć ekranizację, niż przeczytać. Nie wiem dlaczego 🙂