“Biohakerzy” (“Biohackers”) – sezon 1 – recenzja serialu

Dariusz Filipek
5 min czytania
Recenzja serialu Netflixa "Biohakerzy"

Z ostatniej chwili

“Biohakerzy” poruszają kontrowersyjny, a jednocześnie fascynujący temat eksperymentów genetycznych. Jednak co z tego, gdy serial Netflixa nie wykorzystuje potencjału drzemiącego w tym zagadnieniu? Zamiast mocnego thrillera medycznego, dostaliśmy thrillerek wagi lekkiej, który brodzi w temacie zemsty po latach i próbuje kupić niedzielnego widza romansem, a naukowa strona opowieści to najwyżej nietypowa i ładnie wyglądająca otoczka dla prywatnego śledztwa głównej bohaterki.

“Biohakerzy” pomimo imprezowej, kolorowej, wręcz festynowej otoczki, początkowo naładowali mnie serialowymi endorfinami. Obserwujemy młodą studentkę medycyny, Miję, która na uniwerku we Freiburgu prowadzi prywatne śledztwo. Stara się zgłębić tajemnice jednej z profesorek, gdyż to właśnie ona może odpowiadać za tragedię rodzinną, która dotknęła dziewczynę przed laty. Mija wkrada się w łaski Jaspera, asystenta profesor Tanji, którego okłamuje, by zbliżyć się do jego mentorki. Dziewczyna jest inteligentna i nieustraszona, a także nieco zdesperowana, bo w pośpiechu nie zawsze przemyśli swoje działania, co dosyć szybko sprowadzi na nią kłopoty.

Biohakerzy serial netflix
Serial oferuje sporo świecidełek (Netflix)

W tle mamy świat biohakingu, gdzie świecące w ciemności myszy to wierzchołek góry lodowej, a chałupnicze wszczepianie sobie podskórnych chipów jest wśród mniej rozgarniętych studentów ciekawym trendem. To genetycznie modyfikowani ludzie są najważniejszym, ostatnim bastionem naukowców i jednocześnie tematem przewodnim opowieści. Przynajmniej teoretycznie.

Serial zadaje kilka ciekawych pytań, ale udziela niepełnych i nieciekawych odpowiedzi.

Im dalej w las, tym “Biohakerzy” zaczynają jawić się wyłącznie niczym serial dla widzów oczekujących lekkiej opowiastki i szybkiej narracji – serialu pozbawionego głębokiego wgryzania się w temat. Ponadto bohaterowie są wyjątkowo płascy i kompletnie nie kupiłem niektórych z ich decyzji. Większość z nich wyglądają na podejmowane wyłącznie dlatego, że scenarzyście było na rękę w ten, a nie inny sposób popchnąć fabułę dalej.

Czeka na Was również wiele zwrotów akcji nadających opowieści rumieńców, ale szytych tak grubymi nićmi, że chwilę po tym, jak nastąpią, rumieńce momentalnie ustępują. To serial z tych, który oferuje dużo, intensywnie i niekoniecznie z sensem. Czasami zgrzytałem zębami, gdy następne dziwactwa wkradały się na ekran. Do tego stopnia, że odstawiałem kolejne odcinki na później, żeby nie zrobić sobie totalnej wody z mózgu.

Biohakerzy recenzja serialu
Oto demoniczna wersja Steve’a Jobsa, która chce być biotechnologicznym bogiem (Netflix)

Realizacyjnie widowisko jest solidne. Zdarzyło się po drodze kilka ładnych obrazków, ale nic ponadto. Aktorstwo nie smuci ani nie sprawia, że nad czymkolwiek się rozpływałem. Muszę przyznać, że całkiem spodobała mi się Luna Wedler jako Mija, a Jessica Schwartz wypadła przekonująco jako naukowy drapieżnik, czyli profesor Tanja. W innych okolicznościach przyrody te postaci mogłyby stworzyć solidną dynamikę.

Jak to jest, że “Biohakerzy” mieli wszystko, co tego typu serial mieć powinien, ale nic z tego nie zostało sensownie wykorzystane?

Tego nigdy się nie dowiemy. Twórca serialu, Christian Ditter, powinien zrobić sobie małe wakacje i dobrze przemyśleć kolejny krok w swojej krajerze, bo ten postawił w nieodpowiednim miejscu. Niestety dostaliśmy prościutki jak but z lewej nogi serialik, który nawet nie potrafi się porządnie zakończyć. Finał to praktycznie zapowiedź następnego sezonu i jest to tak chamsko podane, że żałowałem, iż w ogóle “Biohakerów” zacząłem. Zabrakło satysfakcjonującego domknięcia pewnych wątków przed zainicjowaniem kolejnych.

Biohakerzy Biohackers
“Biohakerzy” to momentami takie niemieckie “American Pie” bez śmieszkowania. Żarty się zdarzają, ale są słabe (Netflix)

Miałem nadzieję na coś więcej, coś głębszego. Oczekiwałem zgrabnego i mocnego wgryzienia się w nurt opowieści o ulepszaniu człowieka. Nie tylko serialu napędzanego śledztwem i uzupełnionego wątkiem prywatnej zemsty oraz kilkoma całusami. Dostałem coś, czego inaczej nie można nazwać niż “produktem”. “Biohakerzy” to widowisko fabularnie tchórzliwe, boleśnie skrojone na miarę przeciętnego widza, nieprzemyślane, a zamiast budowania napięcia, oferuje głównie tandetne fabularne wolty. Nie ma w tym wiedzy, prawdziwych emocji, wszystko jest tu krańcowo powierzchowne. Netflix zaserwował nam naiwną opowiastkę, której nie mogę nazwać inaczej niż stratą czasu.

Oglądaj serial “Biohakerzy” w serwisie Netflix >>

Recenzja serialu "Biohakerzy" ("Biohackers") - sezon 1 (Netflix)
5/10

Werdykt

“Biohakerzy” to widowisko fabularnie tchórzliwe, skrojone na miarę przeciętnego widza, nieprzemyślane, a zamiast budowania napięcia, oferuje głównie tandetne fabularne wolty.

Bądź na bieżąco z najnowszymi wiadomościami – dołącz do nas w mediach społecznościowych!

Jeśli chcecie być na bieżąco, śledźcie nas na Threads, Facebooku, Twitterze, Linkedin, Reddicie i Instagramie. Zachęcamy również do subskrypcji naszego kanału RSS na Feedly lub Google News. W razie pytań lub sugestii piszcie do nas na [email protected]. Dołączcie do naszej społeczności i bądźcie zawsze na czasie z najnowszymi trendami i wydarzeniami! Nie zapomnijcie wpaść na nasz YouTube.

3 komentarze