Brightburn: Syn ciemności – recenzja filmu superbohaterskiego z elementami horroru

Dariusz Filipek
5 min czytania
Brightburn: Syn ciemności (źródło: Sony; edycja: Popkulturyści)

Z ostatniej chwili

Brightburn: Syn ciemności miał być mroczną wariacją wokół Supermana i odpowiedzią na pytanie: co byłoby, gdyby Clark Kent okazał się psychopatą łaknącym śmierci i zniszczenia? Ostatecznie dostaliśmy superbohaterski slasher klasy-b, który ma na siebie pomysł, ale nie wykorzystuje drzemiącego w nim potencjału.

Brightburn: Syn ciemności nie ukrywa w żadnym momencie, że opiera się na genezie Supermana. Widzieliśmy to w materiałach promocyjnych, mówili o tym twórcy i odzwierciedla to sam film. Odhaczono praktycznie wszystkie ważne punkty komiksowej opowieści. Mamy amerykańską prowincję z małżeństwem na farmie, które nie może dorobić się potomka. Jest niemowlak zlatujący z nieba, którego adoptują. Jest kapsuła ratunkowa, którą skrzętnie ukrywają w stodole. Widzimy, jak dorastający chłopak odkrywa, że nie jest zwyczajnym nastolatkiem. W końcu jego rówieśnicy nie latają, nie mają nadludzkiej siły i nie strzelają laserem z oczu. Mamy pozaziemski metal, który może go zranić – odpowiednik kryptonitu. Jest nawet dziewczyna, do której wzdycha, ale ona nie bardzo ma ochotę spotykać się z dziwakiem, który bardziej ją przeraża, niż przyciąga.

Brandon Breyer zaczyna słyszeć głosy i przeistacza się z miłego i inteligentnego młodzieńca, w łaknącego krwi łotra. Po kolei i brutalnie pozbywa się wszelkich problemów, które stają mu na drodze. Z każdego morderstwa czerpie przyjemność oraz utrwala swoje zbrodnie w skrzętnie prowadzonym zeszycie. Z czasem jego mordy zaczynają być coraz bardziej wyrafinowane, gdyż sprawdza, na co go stać. I tyle. Cała historia.

Brightburn: Syn ciemności cały film
Brightburn: Syn ciemności (Sony)

Brightburn: Syn ciemności to w zasadzie jedna wielka sieczka z pożyczoną z komiksów fabułą.

Przez niemal cały film miałem nieprzyjemne poczucie niewykorzystanego potencjału. Nie obserwujemy u Brandona przemiany powodowanej jakąś traumą. Wszystko jest podane leniwie, wręcz prostacko. Mamy do czynienia z młodym psychopatą, którego niecne uczynki są powodowane jakiegoś rodzaju sygnałem z kosmosu.

Nie tylko jako opowieść superbohaterska, ale również jako horror film się nie sprawdza. Był zaledwie jeden moment, kiedy się wzdrygnąłem. Chodzi o scenę, podczas której jedna z ofiar Brandona wyciągała sobie szkło z oka. Odpychające i obrzydliwe, ale zdaje egzamin.

Od strony realizacyjnej Brightburn: Syn ciemności jest przeciętny. Niewielki budżet to mało efektów specjalnych, a te użyte kompletnie nie robiły na mnie wrażenia. Szybkie cięcia i proste zabiegi techniczne sprawiły, iż można było dostrzec potworność i niesamowite możliwości Brandona, ale opadu szczęki nie uświadczyłem. Poza jedną sceną, która niemal chirurgicznie pokazuje, co się dzieje, kiedy szczęka faktycznie odrywa się od ciała.

Brightburn: Syn ciemności online
Brightburn: Syn ciemności (Sony)

Brightburn: Syn ciemności to nie jest zły film, ale też ciężko go chwalić.

Widowisko nie wykorzystuje drzemiącego w nim potencjału. Brakuje jakiegoś mocnego zagrożenia, z którym Brandon musiałby się zmierzyć. Sprawdza się tu opinia, że większość wszechmocnych bohaterów to wszechmocne nudy. Również narracyjnie jest tak sobie. Dostajemy szybki wstęp, szybką przemianę i nawarstwiającą się masakrę. W międzyczasie podrzuca nam się superbohaterskie wzorce jak tworzenie symbolu czy stroju.

Aktorsko jest ok, ale nie spodziewajcie się wielowarstwowych osobowości, bo tutaj nie było na to ani czasu, ani miejsca. Jackson Dunn jako tytułowy łotr jest całkiem niezły jako postać, którą miał zagrać, ale z drugiej strony sam bohater jest tak jednowymiarowy, że chwilami aż żal patrzeć. Jednak nie zrzucam winy na młodego aktora, a na samą ideę twórców. Chciałem wiedzieć, co się dzieje w jego głowie. Obserwowanie potężnej maszynki do zabijania nie jest zbyt pochłaniające.

Brightburn: Syn ciemności recenzja cały film online
Brightburn: Syn ciemności (Sony)

Brightburn: Syn ciemności dostarcza trochę rozrywki i przez to, że widowisko jest dosyć krótkie, nie miałem czasu się na nim nudzić.

Ponadto leniwie, ale jednak eksploruje ciekawy motyw, który po przepisaniu scenariusza, większym budżecie i postawieniu przed bohaterem prawdziwego zagrożenia, mógłby być podwaliną pod coś niecodziennego – zarówno w świecie kina superbohaterskiego, jak i w gatunku horroru. A tak dostaliśmy rozrywkowy festiwal bylejakości, na który lepiej poczekać aż pojawi się online w jakimś serwisie streamingowym i obejrzeć go z braku laku, niż tracić czas i pieniądze na kino.

Oglądaj film Brightburn: Syn ciemności w serwisie Chili >>

Recenzja filmu Brightburn: Syn ciemności
6/10

Werdykt

Momentami rozrywkowe, ale jednak Brightburn: Syn ciemności to widowisko straconych szans.

Bądź na bieżąco z najnowszymi wiadomościami – dołącz do nas w mediach społecznościowych!

Jeśli chcecie być na bieżąco, śledźcie nas na Threads, Facebooku, Twitterze, Linkedin, Reddicie i Instagramie. Zachęcamy również do subskrypcji naszego kanału RSS na Feedly lub Google News. W razie pytań lub sugestii piszcie do nas na [email protected]. Dołączcie do naszej społeczności i bądźcie zawsze na czasie z najnowszymi trendami i wydarzeniami! Nie zapomnijcie wpaść na nasz YouTube.

2 komentarze