Jeśli oglądaliście już Pewnego razu… w Hollywood to wiecie, że w filmie pojawił się Bruce Lee, w którego wcielił się Mike Moh. Quentin Tarantino przedstawił kultowego aktora i mistrza sztuk walk, jako aroganta, co nie spodobało się jego córce.
Sprawa ciągnie się już od kilku dni i Shannon Lee z Quentinem Tarantino wymieniają się mniej lub bardziej pasywno-agresywnymi przytykami. Cała rzecz dotyczy jednej sceny, w której Cliff (w tej roli Brad Pitt) irytuje się zanadto wydumaną paplaniną mistrza i wyzywa go na pojedynek. Panowie dają sobie po razie, rozwalają podczas walki samochód, jednak szybko są strofowani przez wściekłą właścicielkę poobijanego auta.
“Mógł się zamknąć” – powiedziała serwisowi Variety córka aktora. “To byłoby naprawdę miłe. Albo mógł przeprosić lub powiedzieć: ‘Naprawdę nie wiem, jaki był Bruce Lee. Tylko napisałem to tak w moim filmie. Ale nie należy tego traktować takim, jakie było w rzeczywistości'” – dodała.
Quentin Tarantino niedawno bronił sposobu, w jaki przedstawił legendę azjatyckich sztuk walk. A zaprezentował go jako hollywoodzkiego buraka z nosem w chmurach.
“Bruce Lee był na swój sposób aroganckim facetem” – powiedział Quentin Tarantino podczas niedawnej konferencji prasowej przy okazji promowania Pewnego razu… w Hollywood w Moskwie. “Przez sposób, w jaki on mówił, nie musiałem wiele wymyślać. Słyszałem go, gdy mówił wiele rzeczy w ten sposób. Jeśli ludzie mówią: ‘No cóż, on nigdy nie powiedział, że mógłby pokonać Muhammada Aliego’ – no cóż, on to zrobił. Nie tylko to powiedział, ale jego żona Linda Lee to powiedziała, w jej pierwszej biografii, którą czytałem. Absolutnie tak powiedziała”.
Shannon Lee ta riposta nie wystarczyła. Odniosła się do samej konstrukcji filmu, gdzie reżyser prezentuje fikcyjne wydarzenia, w które wplątał realne miejsca, zdarzenia i ludzi, którzy żyli i pracowali w przemyśle filmowym pod koniec lat 60.
“Jedną z rzeczy, która niepokoi mnie w jego odpowiedzi, jest to, że z jednej strony chce to przedstawić jako fakt, a z drugiej chce pozostać w świecie fikcji” – odnotowała.
Córka Bruce’a Lee dodała, że pewność siebie, którą prezentował swoją postawą jej ojciec, może być mylona z arogancją. Nie twierdzi, iż był doskonałym człowiekiem. Zauważa jednak, że ta krytyka, którą prezentuje Quentin Tarantino, jest tym, o czym słyszała wcześniej, przede wszystkim od innych białych mężczyzn, którzy byli zaangażowani w sztuki walk i pracowali w Hollywood.
Quentin Tarantino przekręca fakty
Okazuje się również, że Quentin Tarantino albo słabo pamięta książkę żony Bruce’a Lee, Lindy Lee Cadwell, albo czytał ją z niezrozumieniem, albo świadomie mija się z prawdą. Fragment, na który się powołuje, a który zawarto w książce Bruce Lee: The Man I Only Knew zawiera słowa krytyka, który stwierdził, iż aktor znany z Wejścia smoka, spuściłby łomot jednemu z najznakomitszych pięściarzy wszech czasów. Autorka tylko przytoczyła te słowa, nie wypłynęły one bezpośrednio od niej.
Bruce Lee nie był święty
Shannon Lee, dodała, że Quentin Tarantino mógł zrobić cokolwiek zechce z postacią jej ojca i to zrobił, ale to jak to uczynił, jest według niej trochę nieuczciwe. Najwidoczniej córce bardzo zależy na dobrym imieniu jej ojca, gdyż jest opiekunką pozostawionego przez niego majątku oraz zarządza fundacją charytatywną jego imienia. Ponadto jest producentką wykonawczą serialu Wojownik, który powstał na bazie zapisków i pomysłów Bruce’a Lee.
Burza w szklance wody
Gdybyście mnie zapytali, co o tym sądzę, to uważam, że zarówno jedna, jak i druga strona, srogo przesadzają. Z jednej strony Bruce Lee jest faktycznie przedstawiony jako arogant, ale z drugiej wszystkie rzeczywiste postacie, które pojawiają się w Pewnego razu… w Hollywood są mniej lub bardziej przerysowane. Również zdarzenia historyczne są postawione momentami do góry nogami. Tym samym rozżalenie Shannon Lee jest nieco na wyrost, a z drugiej strony mamy niepotrzebne dokręcanie śruby przez Quentina Tarantino podczas wywiadów. To jest nie na miejscu, szczególnie wobec córki aktora, która ma prawo do niezadowolenia, co powinien uszanować, najlepiej milczeniem. Zamiast tego niepotrzebnie się nakręcają i ostatecznie nikt nie ma racji, a jednocześnie mają ją oboje, bo ich pamięć o mistrzu jest zupełnie różna.
A być może w całej tej sytuacji chodzi o coś jeszcze innego. Shannon przypomina swojego ojca, a Quentin robi dzięki temu większy szum wokół swojego filmu. Jedno i drugie wygrywa. Jednak niesmak po tej wojence pozostaje.
Źródło: Variety