https://www.youtube.com/watch?v=w3J0jIUujOc
Obawiałem się, że Bumblebee będzie klapą. Głównie dlatego, że Michael Bay jako producent nadal jest związany z franczyzą Transformersów, której ostatnia część była tak głupia, że zapamiętałem z niej tylko transformery-dinozaury.
Wcale nie żartuję. Zmiana ludzkich sprzymierzeńców Autobotów miała pozwolić złapać serii drugi oddech, tymczasem w skleconej na amfie fabule panował bałagan, klęska urodzaju i hollywoodzki cynizm (o którym parę słów później). Działo się za dużo, za szybko i z perspektywy czasu żal mi Lockdowna, że pojawił się tylko w jednym filmie. Dla mnie był najciekawszą postacią ze wszystkich wyczarowanych przez komputery robotów.
Tymczasem Bumblebee, chociaż zarabia tak sobie, to zbiera dobre recenzje mimo posiłkowania się scenariuszem E.T. jako wzornika.
Prolog filmu zabiera nas na Cybertron w stanie wojny domowej. Rozpoznawalny jak logo Nike (pun intended) żółty transformer na rodzimej planecie jest na polu walki bardzo skutecznym żołnierzem. Niestety nie na tyle skutecznym, żeby wraz z batalionem Optimusa odeprzeć atak Deceptikonów. Dowódca każe mu się pakować do kapsuły ratunkowej i wprowadza kurs na Ziemię. W ślad za B-127 ruszają dwa Deceptikony, Dropkick i Shatter. Są nieco jednowymiarowymi, kreślonymi grubą krechą, ale charakterystycznymi postaciami, a nie powarkującą biegunką CGI. Przyjemna odmiana.
Tymczasem bojowy trzmiel ląduje na naszej planecie, nieszczęśliwie w pobliżu bazy wojskowej i ściera się z oddziałem żołnierzy w trakcie meczu paintballa. Bee ucieka im, żeby zaraz się natknąć na parę ścigających go łowców. W walce traci głos, uszkadza pamięć i ostatkiem sił ucieka z pola walki, zamieniając się w klasycznego Garbusa. Ląduje na parkingu warsztatu należącego do Hanka, wuja Charlie.
Nastolatka niedawno straciła ojca, a wraz z nim umarła jej miłość do pływania. Pomaga matce i jej nowemu partnerowi wiązać koniec z końcem przez dorabianie w wesołym miasteczku, popołudniami reanimując piękną Corvette, nad którą prace rozpoczęła z ojcem. W części zaopatruje się u wuja, gdzie w końcu trafia na Bumblebee. Ten obdarowuje Charlie żółtym rzęchem z okazji urodzin. Cytując kultową piosenkę Fasolek, tak się zaczyna wielka przygoda.
Film nie tylko rozgrywa się w latach osiemdziesiątych, ale i wygląda na nakręcony i zmontowany w tamtych czasach. Na podjazdach stoją zwykłe, nudne auta typowe dla przedmieści USA tamtego okresu. Afroamerykanie noszą afro, rówieśnicy Charlie są wredni, a jej matka ma w domu kolorowy telewizor, jak i cały niezbędny i zbędny osprzęt RTV-AGD. Home sweet home.
Wspomniałem wcześniej o cynizmie i klęsce urodzaju poprzednich filmów z serii.
Gdyby skompresować cztery filmy, jakie Michael Bay nakręcił po Transformers w dwa, i podejść do postaci Autobotów i Deceptikonów bardziej z sercem i głową aniżeli portfelem, moglibyśmy dostać udaną, solidną trylogię.
Trzeba oddać producentom i magikom od efektów specjalnych, że gigantyczne roboty w większości wyglądają bardzo dobrze, ale co z tego, skoro w scenariuszu brak jakiejś logiki. Jest tylko myśl przewodnia i gnanie od pomysłu do pomysłu. Oglądało się to na autopilocie. Bez zaangażowania emocjonalnego, bez skupienia. Bez ładnych pań na drugim planie i wygłupiającego się z kamienną twarzą Johna Turturro było pusto. Tak nie można zrobić dobrego filmu. Tym bardziej posiłkującego się sagą, w której nie brakuje bardziej kameralnych opowieści, i która nie sprowadza ludzkich sprzymierzeńców Optimusa i compadres do roli popychaczy cienkiej jak włos fabuły.
Właśnie w intymności i kameralności leży siła filmu Travisa Knighta.
Jego film jest dużo bardziej skupiony, skondensowany i zwyczajnie lepszy od fajerwerków CGI Baya. Reżyser i scenarzystka dali fanom Transformersów film, na jaki czekali. Jest tu mnóstwo rodzinnej dynamiki, ciepła i trafionych dowcipów sytuacyjnych. Przez sporą część filmu regularnie parskałem śmiechem. Nie tylko dlatego, że Bumblebee nie umie w słuchanie tego, o czym mówi do niego Charlie.
W równym stopniu co Autobot show kradnie Jorge Lendeborg Jr. w roli Memo, pierwszego i nieco platonicznego zauroczenia bohaterki. Trochę odległe to skojarzenie, ale ogląda się go trochę jak Agenta Simmonsa w mniejszej i bardziej family friendly skali. Przez przejście do skali mikro dużo lepiej czuje się stawkę, o jaką walczą Bee i Charlie.
Bumblebee jest bardzo przyjemnym, prawie wakacyjnym blockbusterem.
Bardzo chcę, żeby ten film się zwrócił i zaczął na siebie zarabiać. Jest tak dobry. I jeśli zarobi, może Paramount zrozumie, że fani nad komputerową sraczkę przedkładają dobrą opowieść. I może wyłoży pieniądze na kolejne origin story, zgodnie z planem sprzed paru lat.
Autobots, transform and roll out!
Film Bumblebee w serwisie Chili >>
Recenzja filmu Bumblebee
Tytuł filmu: Bumblebee
Opis filmu: Bumblebee to film z serii Transformers, którego akcja rozgrywa się w latach 80.
Data premiery: 2019-01-04
Reżyser: Travis Knight
Aktorzy: Hailee Steinfeld, John Cena, Jorge Lendeborg, Jr., John Ortiz, Jason Drucker, Pamela Adlon
Gatunek: Fantastycznonaukowy, Akcja
Werdykt
Bumblebee jest bardzo przyjemnym, prawie wakacyjnym blockbusterem.
Potwierdzam, film jest wspaniały, już dawno się tak nie wzruszyłem na niczym innym. Az poczułem się zachęcony do nadrobienia poprzednich filmów od drugiej części 😀