Ciche miejsce – recenzja horroru

Dariusz Filipek
Dariusz Filipek 22 wyświetleń
4 min czytania
Ciche miejsce zarobiło w weekend otwierający w Stanach Zjednoczonych aż 50 milionów dolarów (Paramount Pictures)

Cisza to horrorom temat nieobcy. Momentami wręcz wałkowany do znudzenia. Nie muszę długo szperać w pamięci, by przypomnieć sobie ostatnie filmy grozy, które w jakimś stopniu bawiły się tą konwencją. Żeby wspomnieć o Hush, Nie oddychaj czy Bez słowa. Po milczenie sięgnęło również Ciche miejsce. Jednak ten film gra ciszą jak żaden inny.

No to mamy kolejny raz apokalipsę, drodzy widzowie. Wśród snujących się tu i ówdzie ludzkich niedobitków, po świecie grasują mordercze istoty – pomimo tego, że są ślepe, reagują na każdy szmer. Krzyk, kichnięcie, niefrasobliwe upuszczenie kubka – to może kosztować bohaterów Cichego miejsca życie. Na domiar złego Evelyn grana przez Emily Blunt jest w ciąży. Płaczące dziecko nie zapowiada niczego dobrego w takich warunkach. Obserwujemy, jak wycieńczona rodzina każdego dnia walczy o przetrwanie i ułożenie życia tak, by mieli jakąkolwiek przyszłość w tych krańcowo niebezpiecznych czasach. Rodzice robią wszystko, co w ich mocy, żeby zapewnić bezpieczeństwo dwójce pociech. A dzieci, jak to dzieci, sprawiają kłopoty. Dlatego ich dom to forteca ciszy zamortyzowana piaskiem wysypanym na ścieżkach, ze świetlnym systemem ostrzegawczym, z językiem migowym, którym porozumiewają się na co dzień i wieloma innymi domorosłymi sposobami na przetrwanie.

https://www.youtube.com/watch?v=eSGAcPaysko

Film wyreżyserował John Krasinski. Zagrał również jedną z głównych ról i współtworzył scenariusz, powstający w bólach od 2013 roku. To zazwyczaj zły omen, kiedy jedna osoba stara się chwycić na planie tak wiele srok za ogon. Aczkolwiek muszę mu przyznać, że uniósł ciężar produkcji. Ponadto widać doskonale, że zmężniał zawodowo i poczynił olbrzymi postęp – od ciepłej roli w Biurze po pracę nad pełnokrwistym horrorem, a już niedługo zobaczymy go na małym ekranie w odcinkowej superprodukcji Amazonu Tom Clancy’s Jack Ryan. Ponadto w Cichym miejscu zagrała jego żona, czyli wspomniana już Emily Blunt. Kolejny raz pokazała, na co ją stać, zasypując nas tonami świetnie zagranych emocji. Obojgu uwierzyłem. W ich związek, ich miłość, ich problemy, ich oddanie. Świetnie spisały się również filmowe dzieci. Millicent Simmonds oraz Noah Jupe genialnie oddali doświadczone tragedią rodzeństwo, nieradzące sobie w dziwnych, niebezpiecznych czasach, w których radość życia, musieli zamienić na mozolną, codzienną i wycieńczającą walkę o istnienie.

Niestety nie wszystko złoto, co się świeci. Podstawowy problem widowiska polega na tym, że nie zdołałem wystarczająco zaprzyjaźnić się z bohaterami, bym wraz z nimi przeżywał ich dramaty. W półtoragodzinnym filmie zabrakło na to czasu.

Ponadto Ciche miejsce nie wyjaśnia nam wiele. Opowiada pobieżnie o rodzinie walczącej o przetrwanie, ale trzeba naprawdę mocno się skupić podczas seansu i wytężyć wzrok, by prześledzić wycinki gazet, z grubsza naświetlające, co doprowadziło do takiego stanu rzeczy.

Sporo tu metafor. Mniej lub bardziej zamierzonych. Od przygotowywania dzieci do dorosłego życia, poprzez nieporozumienia rodzące się z nieumiejętności wyrażania uczuć, kończąc na pokazaniu krańcowego oddania, jakim rodzic obłaskawia potomstwo. Jest tu też metafora z zupełnie innej beczki. Dotycząca ludzkiej głupoty, a przynajmniej nieziemskiej niefrasobliwości. Bo jaka para przy zdrowych zmysłach decyduje się na dziecko, w świecie opętanym przez krwiożercze istoty reagujące między innymi na krzyk. Strasznie brakowało mi ukazania motywacji bohaterów w tym przypadku.

Kolejna słabość Cichego miejsca to fakt, iż nie jest to produkcja zbyt oryginalna. Co chwilę miałem poczucie, że już to wszystko gdzieś widziałem. Widowisko niewiele wniosło do mojego filmowego życia.

Postapokalipsa była, potwory były, cisza była, obrona rodziny była, walka o przetrwanie również. Wszystko zostało tak cholernie bezpiecznie utkane ze sprawdzonych rozwiązań, przez co ciągle miałem poczucie, jakbym jadł świetną zupę w proszku, przygotowaną na miarę moich potrzeb, ale to ciągle tylko namiastka prawdziwej, przyrządzonej z kunsztem zupy, ubogacającej moje doświadczenia.

Warto w tym miejscu przypomnieć, iż horror ma różne zadania. Na jednym mamy podskakiwać, drugi ma nas obrzydzić, trzeci zabawić konwencją, czwarty budować stan niepokoju. W Cichym miejscu wszystkiego jest po trochu, ale zdecydowanie najwięcej uwagi poświęcono budowaniu nastroju. I niestety nie bardzo na mnie to działało. Bo o ile opowieść jest bardzo fajna, nieźle zarysowano stan emocjonalny bohaterów, film zrealizowano z należytą pieczą, tak gorzej wypadają momenty, w których zwyczajowo zamykamy oczy. Krasinskiemu nie udało się mnie przestraszyć. Jego dzielne próby może docenić wyłącznie widz, który na horrorach nie zjadł zębów.

Aczkolwiek nie wszystko poszło źle. Jedną z ciekawszych rzeczy podczas oglądania jest nasłuchiwanie każdego odgłosu. Film gra przede wszystkim dźwiękiem.

Niesłychanie absorbuje zmysł, którego zazwyczaj w kinie aż tak nie wytężamy. To dosyć niezwykłe doświadczenie, kiedy obserwujemy ekran i wsłuchujemy się w każde stąpnięcie. Przez co to widowisko wymaga od nas więcej uwagi niż większość filmów, które do tej pory widzieliśmy. Jest to zupełnie inny rodzaj wgryzania się w dźwięk. Tutaj nawet nie chodzi o to, że się coś słyszy, co bardziej nasłuchuje i oczekuje jakiegoś odgłosu. To robi piorunujące wrażenie, a ten stan nie opuszcza od początku filmu aż po napisy końcowe.

Poza tym Ciche miejsce ogląda się świetnie. Film ma mocno zarysowane szybkie otwarcie, wciągające rozwinięcie i mordercze zakończenie. Również realizacyjnie jest to wysoka klasa. Nawet jeśli filmowe potwory ikoniczne nie są, a właściwie można im zarzucić bylejakość, złego słowa nie napiszę o reszcie. Przede wszystkim będziecie pod wrażeniem plenerów i zdjęć. Wizualnie jest to bardzo ponura wizja przyszłości. Akcja rozgrywa się gdzieś na zapomnianych obrzeżach stanu Nowy Jork. Wszystko jest szare, bure, zarośnięte i brudne. Jednak kuriozalnie, tak uchwycone, że miłe dla oka.

Mamy tu do czynienia z typowym horrorowym blockbusterem i na to się nastawcie przed seansem. Widownia Ciche miejsce pokochała, co wyraziła świetnymi ocenami oraz 50 milionami dolarów wpływów do kas biletowych w weekend otwarcia w Stanach Zjednoczonych. Krasinski spisał się dobrze, ale zagrał zbyt bezpieczną kartą i za tydzień o jego widowisku nie będę pamiętał. Jakkolwiek bawiłem się nieźle, więc pomimo kilku zgrzytów, wstałem z fotela zadowolony. Jeśli lubicie oderwać się od rzeczywistości przy popcornowym kinie grozy, raczej nie będziecie zawiedzeni. W końcu to rozrywka, która nie zawsze musi być kolejnym kamieniem milowym w historii gatunku.

Oglądaj filmu Ciche miejsce w serwisie Chili >>

Podziel się artykułem
Śledź
Redaktor naczelny. Przez lata nieszczęśliwie związany z e-commerce. Ogląda, czyta, słucha, pisze, rysuje, ale nie zatańczy. Publikował na łamach serwisów różnych i różniastych.
Zostaw komentarz