Jedni uciekają, reszta ich ściga. Wygrywa ta strona, która przeżyje polowanie. Oczywiście zwierzyna w pewnym momencie zaczyna przeistaczać się w łowcę. Czas polowania korzysta z tej prostej konstrukcji kina surwiwalowego – powtarzanej z lepszym, a częściej gorszym efektem, przynajmniej kilka razy do roku.
Czas polowania do nurtu nie wnosi nic. Z doświadczeń poprzedników wyłącznie beznamiętnie czerpie i to w nie najlepszym stylu. Dostaliśmy kolejne widowisko, które gdyby nie powstało, kompletnie nie zachwiałoby światem filmowym. Na pewno nie czyni go lepszym.
Bohaterem dramatu jest totalny alkoholik, Warren Novak (nasuwa mi się zamierzchłe wojenne skojarzenie z “Pijany jak Polak” – powiedzenie, które wyrosło chyba z mądrości Napoleona Bonaparte), żyjący w syfie, je syf, robi syf, wygląda jak syf i wlewa w siebie każdy możliwy syf, który ma jakiekolwiek procenty. Warren, w którego znośnie wcielił się Martin Dingle Wall, jest dosłownie napędzany za pomocą wszelkich używek. Kiedy nie jest na haju – ręce mu się trzęsą, jest do niczego. Kiedy się schla – zamienia się w pustynnego Rambo.
Ten film, jak teraz myślę, to faktycznie jest taki brzydszy, głupszy i pijany Rambo kontra pochrzanieni wieśniacy z południa.
Warren wplątuje się w kłopotliwą sytuację z miejscowymi opryszkami, więc postanawia uciec do Meksyku. W drodze zatrzymuje się w mikroskopijnej mieścinie, którą u nas potraktowalibyśmy najwyżej jako wieś, chociaż bliżej jej do przypadkowej osady, gdzie kiedyś przez pomyłkę wyrosły domy, ale świat o niej szybko zapomniał.
Szybko okazuje się, że niewielka populacja Bedford Flats raz do roku urządza sobie idiotyczne polowanie na ludzi. Większość z ofiar to przejezdni, a od czasu do czasu wystawią do walki o życie własnego obywatela, który licho się prowadzi. Pada na Warrena i kilku innych nieszczęśników. Od tego czasu zaczyna się walka o życie. My śledzimy czy, jak i kto przeżyje tytułowe polowanie.
Nie jest to pomysł oryginalny, bo chociażby wstrzymane niedawno Polowanie opiera się na podobnym zamyśle, ale jednocześnie była to szansa na stworzenie rozrywkowego kina. Niestety w tym przypadku się nie udało.
Bardzo szybko doszedłem do tego, że Czas polowania to film zrealizowany wyjątkowo przeciętnie, a momentami wręcz miernie. Widać tu próby maskowania mikroskopijnego budżetu, ale niestety pokracznymi metodami. Nie ma tu scen zapadających w pamięć, a operator grzebie szybko wszelkie nadzieje, że na ekranie zobaczymy coś ciekawego. Jedyne, co mi się podobało to przyjemne ujęcia na pustynię. Napięcia w tym również wiele nie ma. Pewnie przez scenariusz, który jest tylko leniwie napisaną fasadą udającą fabułę.
Poza szalonym alkoholizmem głównego bohatera nie ma tutaj niczego, co nadawałoby temu widowisku jakiejkolwiek tożsamości. Oglądając film, miałem wrażenie, że obejrzałem go już kilkadziesiąt razy. Jest powtarzalny, aktorsko nie zachwyca i nawet niezbyt interesująco prezentuje walkę o przetrwanie.
Czas polowania to widowisko wtórne, w wielu miejscach niemal namacalnie mierne, które zadowoli wyłącznie fanów głupawej ekranowej naparzanki w stylu kina klasy C.
Jedyny element, jaki utkwił mi w głowie, który był w bardzo niewielkim stopniu ciekawy, to karykaturalne pijaństwo głównego bohatera. Cała reszta to dno, które w filmie jest ukryte pod zbyt wieloma warstwami mułu. Nie odnalazłem tu nawet wstydliwej przyjemności – wyłącznie się wynudziłem, z zażenowaniem obserwując, jak niektórzy filmowcy tracą czas, kręcąc takie gnioty.
Oglądaj Czas polowania w serwisie Chili >>
Recenzja filmu Czas polowania (Happy Hunting)
Werdykt
Strata czasu – i to nie jest alternatywny tytuł filmu