Alex Garland po świetnej Ex Machinie i nietuzinkowej Anihilacji wrócił raz jeszcze do świata fantastyki naukowej. Pisząc i reżyserując Devs, kolejny raz udowadnia, iż nie tylko świetnie czuje się w tych ramach, ale również potrafi genialnie przelewać swoją wizję na ekran.
Devs zabiera nas do San Francisco, gdzie technologiczni magicy każdego dnia starają się zmieniać świat swoimi cudami. Dolina krzemowa to w głowie Garlanda miejsce, w którym wielkie wizje rodzą się w krwawym rytuale. Zbrodnia jest w nim nieodłączną częścią procesu twórczego. Tym samym dostaliśmy krwisty techno thriller od człowieka, którego dziś już możemy nazywać mistrzem w tym nurcie.
Właściwie nieważne, o czym Garland opowiada, on po prostu ma zbrodniczą tendencję pisarską i żywi nią masy od debiutanckiej powieści Niebiańska plaża. Utwierdził nas w tym scenariuszem do Dredda i nie szczędził takich zabiegów w świetnej na swój czas grze Enslaved: Odyssey to the West. Oczywistą oczywistością jest to, że mord to u niego tylko zabieg, by czymś chwycić widza i toczyć lub wręcz przepchnąć dzięki temu opowieść dalej. Również w Devs nie ma brania jeńców i w zamkniętym, 8-odcinkowym serialu kończy on żywoty bohaterów bez drgnięcia powieki.
Zanim w pełni docenicie możliwości tytułowego superkomputera, rodzącego się we krwi umoczonej w pocie, Devs zaczyna się dosyć niepozornie. Właśnie od zbrodni.
Ginie Siergiej, młody informatyk, który próbuje wykraść kod źródłowy technologii opracowywanej przez mały zespół w firmie Amaya. Zakonspirowana grupka pracująca nad komputerem kwantowym nie może dopuścić do tego, by efekt ciężkiej pracy trafił w ręce Rosjan czy kogokolwiek innego. Mężczyzna bezceremonialnie zostaje odstrzelony i pozoruje się jego samopodpalenie na terenie firmowego kampusu.
Morderstwo rosyjskiego szpiega finalnie okazuje się nieznaczącym elementem opowieści, ale jest pierwszym znaczącym klockiem domina. Dziewczyna Siergieja, Lily, nie może uwierzyć w to, co się stało. Zrobi wszystko, by dotrzeć do prawdy, pakując się przez to w niezwykle niebezpieczną grę z prezesem Amayi, Forestem. Człowiekiem, który poświęcił wszystko, by stworzyć maszynę, która za pomocą wszelkich dostępnych zebranych przez ludzkość danych, odtworzy każdy moment z przeszłości w najdrobniejszym szczególe i przewidzi przyszłość.
A teraz będę chwalił, bo Devs nie da się nie chwalić, chociaż finałowy odcinek wzbudził we mnie mieszane uczucia.
Zacznę od widoków. Serial jest wizualną perełką. Surowość miesza się tu z technologicznym przepychem, a typowość z nietuzinkowością. Z jednej strony widzimy las, w którym drzewa usłane są świecącymi aureolami, a z drugiej obserwujemy, jak bohaterzy spędzają czas w swoich zwyczajnych, nawet nieco zakurzonych mieszkaniach. Olbrzymi pomnik czczący życie córki Foresta w środku lasu to esencja tego miszmaszu. Z kolei wnętrza, w których mieści się Devs, są synonimem rozsądnej przesady. Jeśli oglądaliście Ex Machinę i podobało się Wam to, co tam zobaczyliście, to tutaj będziecie w domu. Kolejny raz dostaliśmy wizję hardą niczym elektryczny nóż do krojenia kości, a jednocześnie ubraną w estetyczne, momentami wręcz artystyczne subtelności.
Druga sprawa to poczucie niepokoju, budowane nieśpiesznie, rozsądnie, z wyczuciem. Być może wielu widzów nie doceni nieco ślamazarnego tempa rozwijania intrygi, ale dzięki powolnemu odkrywaniu kolejnych kart, mogłem mocniej wczuć się w psychikę bohaterów i oswajać się ze światem przedstawionym, który mnie dosłownie uwiódł.
Garland potrafi również świetnie prowadzić aktorów. Szybko odchodzili, a ja i tak z każdym z nich w jakiś sposób się zżyłem. Przede wszystkim dlatego, że w nich uwierzyłem. Sonoya Mizuno jako Lily jest po prostu niesłychanie prawdziwa, przy wszystkich swoich ułomnościach. Nick Offerman jako Forest kupił mnie swoim wewnętrznym spokojem. Alison Pill nie musi wiele grać, jej naturalne wycofanie idealnie pasuje do odtwarzanej przez nią bohaterki, dziewczyny Foresta i głównej architektki Devs. A to tylko trzy z wielu świetnych ról.
Im dłużej trwa opowieść, tym mniejsze znaczenie zaczyna mieć sama intryga i kryminalne tło historii, a bardziej zatapiamy się w filozofię głównego zagadnienia. Wbrew pozorom to przejście służy Devs, nadaje serialowi głębi. Stworzenie superkomputera, który za pomocą przetworzonego Big Data opowiada świat, to niezwykle fascynująca, a jednocześnie mrożąca krew w żyłach wizja. Jakkolwiek nie kupił mnie motyw z bohaterami, którzy widzieli dzięki Devs swoją przyszłość, niekoniecznie kolorową, a podążali ślepo jej krokami. Gdzieś z boku pojawiają się pytania o wieloświat czy naszą wolną wolę. Po seansie będziecie mieli nad czym myśleć.
Devs to nie tylko jedno z pierwszych tegorocznych objawień, ale jeden z najlepszych seriali, który miałem przyjemność obejrzeć.
Jeśli lubicie klimaty w stylu Mr. Robot, a poczucie niepokoju rodem z Homecoming jest Wam bliskie, to odpłyniecie przy Devs bez reszty. To nie jest serial dla widzów, którzy na każdym kroku oczekują fajerwerków. To widowisko dla tych, którzy doceniają wykwintne, inteligentne, chwilami wręcz fantazyjne, ale nieoderwane totalnie od rzeczywistości snucie opowieści. Warto? Nawet trzeba.
Oglądaj online serial Devs na HBO ▶
Recenzja serialu Devs - sezon 1 (USA: FX/Hulu; Polska: HBO GO)
Werdykt
Devs to widowisko dla tych, którzy doceniają wykwintne, inteligentne, chwilami wręcz fantazyjne, ale nieoderwane totalnie od rzeczywistości snucie opowieści.
hmm… brzmi zachęcająco. Dodane do listy. Z klimatu SF mamy do obejrzenia jeszcze najnowsze sezony Westworld i Altered Carbon. Później będzie jak znalazł.
Pierwsze Altered Carbon było super, ale drugie dosłownie męczę. Okropny spadek formy.
uuu… to nie dobrze. Widziałem kilka niepochlebnych opinii na internetach, ale liczyłem, że to tylko zwykły internetowy hejt 😛
Na razie zaczynamy the Stranger. Wiem, że miałeś sporo zastrzeżeń, ale dajemy szansę. Nie mam wielkich oczekiwań, bo i fanem Cobena nie jestem. Za to nie mogę się doczekać, aż zacznę Outsidera. Na razie czytam książkę i King wciągnął mnie do oporu.
Z wielosezonowców kończymy 5 Wikingów. Niby sporo się dzieje, ale to już nie to co było wcześniej. Bardziej z sentymentu obejrzane. Na doczepkę jeszcze zaczynamy Mandalorian i po pierwszym odcinku mam takie wrażenie jakbym obejrzał bajkę. Nie ze względu na treść, ale ze względu na długość odcinka 🙂
A ostatnio zamknięte tematy to Mesjasz (przy okazji wielkanocy) – tutaj muszę przyznać, że był intrygujący. Szkoda że uwalili kolejny sezon pod naciskiem religii różnej maści. Expanse S03 mogę też polecić. Wprawdzie w połowie sezonu jest takie dziwne odcięcie i zmiana tematu, ale to chyba wynika z przejęcia przez Amazona. Teraz czaję się na Mr Robot S04. Mięliśmy odpuścić po 3, ale wszędzie czytam zachwyty i szkoda przegapić 🙂
Nie wiem czy hejt, czy nie, ale ja jestem strasznie zawiedziony. Pierwszy sezon miał tyle pięknych momentów, a drugi momentalnie wyłączam i wracam do niego z coraz większą niechęcią. Chciałem go zrecenzować, ale będzie ciężko ten serial skończyć. Podobny problem mam obecnie z Freudem, którego włączam, gdy smaruję bułki i takie tam… A co do Strangera to faktycznie mi nie podszedł. Już wolę ten nieszczęsny drugi sezon Altered Carbon.;)
Outsidera przeczytałem i obejrzałem. Wolę książkę, ale serial jest całkiem spoko. Mesjasz też był fajny i również żałuję, że go zakatrupili. Z The Expanse jestem właśnie jakoś na chwilę przed trzecim sezonem, ale teraz z Amazon priorytetem jest Bosch, którego wczoraj zacząłem i z uwagi na to, że dziewczyna mnie rzuciła, to mogę już przyznać, że kocham tego faceta (chociaż bardziej pokochałbym jego córkę)!
Muszę przyznać, że Mandalorian męczy mnie ze względu na czas odcinka. Oglądamy po dwa, ale przez ograniczony czas odcinki są bardzo hermetyczne. Jeden odcinek = jedna scena.
Pamiętam jak jakiś czas temu rozmawialiśmy na temat przyszłości kina w starciu z VOD. Pojawienie się niewidzialnego wroga i akcja #stayathome pozwoliła platformom streamingowym powiększyć swój kawałek tortu w dziale rozrywka. Ciekawe jak to się ułoży w przyszłości. Druga ciekawa kwestia to ile kto ma przygotowanych treści. Większość planów filmowych i serialowych stoi. Obyśmy za chwilę nie zostali z azjatyckimi nowościami na Netflixie 🙂 Kina pewnie mają kilka premier przesuniętych więc będą filmy ale mniej. Ale N i HBO wrzucają wszystko co mają, ciekawe jak długo 🙂
Też mnie to zastanawia. Produkcje wstrzymane, a ci wrzucają więcej niż planowali. Może jest w tym jakaś logika, której ja nie ogarniam.
Trochę obawiam się, że to się odbije później na jakości jesiennych produkcji. Może być tak, że postprodukcja będzie skrócona do minimum.
Netlix ma ponad 200 produkcji w post produkcji
Czekają tylko na wyjście na świat
To ogromna skala!!! I pokazuje jaka to fabryka
A wiadomo co oznacza ilość i co na tym traci….
Hbo już kilka premier odwołał i przeniósł na jesień
No zobaczymy jak to będzie wyglądać później
Cóż, nawet w takiej fabryce jak Netflix w ramach efektu skali wystarczy że kilka % będzie wartościowej treści i już mamy kilka dobrych propozycji miesięcznie. Problem mają ludzie z nadmiarem czasu, którzy pochłaniają seriale masowo. Po pewnym czasie odczuwają efekt “nic tu dla mnie nie ma”.
Wszystko zależy od tego kiedy aktorzy wrócą na plan. 200 produkcji w obróbce, ale jeśli nie będzie nowych nakręconych to te 200 wejdzie na platformę do wakacji, a potem nie będzie nic w postprodukcji bo dopiero będą kręcić i zrobi się dziura np. w wakacje
I może dobrze. W końcu otworzą oczy, że Neftlix się stał obecnie tylko dostarczycielem masówki, której praktycznie Originals to “strata czasu”
Obecnie leci jeszcze na famie sukcesu, popularności. “Nie masz Netflixa, nie istniejesz”
I coraz więcej właśnei tych pochłaniaczy masowych juz teraz zaczyna dostrzegać, że nie ma co tam oglądać, pomimo rosnącej ilości premier rok do roku.