“Dexter: New Blood” zamyka pewną, wbrew pozorom dosyć ważną erę w popkulturze, więc to najwyższy czas, żebyśmy znaleźli sobie nowego seryjnego mordercę do uwielbiania.
CZYTAJ WIĘCEJ O:
DEXTER / DEXTER: NEW BLOOD
Przed “Dexterem” świat serialowych seryjnych morderców był relatywnie ubogi. Od czasu do czasu dostawaliśmy mniej lub bardziej znośne procedurale i z rzadka takie perełki jak “Żądza krwi”. Aczkolwiek żadna z produkcji nie mogła mierzyć się z sukcesem widowiska opowiadającego o krwawych przygodach Dextera Morgana. Do dziś, pomimo wielu osiągnięć stacja Showtime nie miała tak wielkiego hitu jak “Dexter”. Ani “Homeland”, ani “Ray Donovan”, ani “Kalifornizacja”, ani “Billions”, ani “Siostra Jackie”, ani “Trawka” czy “Shameless” nie zdołały przyciągnąć tak dużej widowni.
To jasno pokazuje, że nie tylko lubimy, kiedy się seryjnie morduje, ale przede wszystkim pragniemy obserwować z bliższa samych mordujących. Jesteśmy ciekawi tego jak postrzega świat ludzka bestia. “Ty”, “Hannibal”, “Mindhunter” czy “Upadek” to seriale bardzo różne od siebie, ale we wszystkich wgryzano się w głowy psychopatycznych seryjnych morderców. W jednych sensowniej, w innych mniej sensownie, ale kroczyły utartą ścieżką, którą nakreślił przede wszystkim “Dexter”.
Luźna adaptacja serii powieści Jeffa Lindsaya została zakończona w 2013 roku na ósmym, wyjątkowo niesatysfakcjonującym sezonie. Przez to powrót serialu był przyjmowany skrajnie — z jednej strony “Dexter: New Blood” był obietnicą rehabilitacji antybohatera po niezbyt udanym finale oryginalnego serialu. To się poniekąd udało. Z drugiej strony widzowie obawiali się, że dostaniemy jeszcze raz to samo i zastanawiali się, po co odgrzebywać tego trupa. W czym też trochę racji jest.
Gdyby pierwszy sezon “Dextera” miał premierę dziś, najprawdopodobniej nie byłby już tak gorącym towarem.
Pomysł na opowieść jest w swej prostocie genialny. Policyjny technik zajmujący się analizą śladów krwi w wydziale zabójstw z Miami, ma niecodzienne hobby — morduje ludzi. Tym samym mamy tu do czynienia z wilkiem w owczej skórze i nieco oderwanym od rzeczywistości obrazem mężczyzny z antyspołecznym zaburzeniem osobowości. Dexter nie jest przedziwnym tworem, jak gustujący w ludzkim mięsie Hannibal Lecter, ale i tak jest nieco przerysowany. Podobnie jak ośmiosezonowy serial mieszający zbrodnię z wisielczym poczuciem humoru.
Nasz przyjazny morderca z sąsiedztwa to powierzchownie sympatyczny mężczyzna, który po pracy wymierza sprawiedliwość większym i mniejszym kanaliom. Nie robi tego z dobroci serca. W ten sposób stara się okiełznać chore żądze, przekierowując strzykawkę z ketaminą z szyi porządnych obywateli na wszelkiej maści męty. To nie jest żaden superbohater, a mocno antyspołeczny, świetnie wyszkolony, inteligentny i posługujący się kodeksem rytualny seryjny morderca.
W 2006 roku serial był czymś świeżym, innym i na tamten czas to była górna półka telewizyjnych dramatów. Formuła widowiska czerpała nieco z seriali proceduralnych, ale zamiast kryminalnej zagadki tygodnia do rozwiązania, mieliśmy kolejne zwłoki do oporządzenia. Każdy sezon posiadał własny motyw i arcywroga, a kręgosłupem fabularnym całego serialu była próba zachowania w cieniu morderczego sekretu Dextera. Co nie było proste, gdyż jego morderstwa szły w setki. Do dziś zastanawiam się, kiedy Dexter ma czas na sen. Praca, rodzina, społeczne interakcje i jeszcze całe to zabijanie.
“Dexter: New Blood” to powrót do korzeni, ale bez znajomości poprzednich sezonów do niego nie podchodźcie, bo będziecie niczym dzieci we mgle.
Tytułowy bohater zmienił nazwisko i miejsce mordowania. Po zniknięciu z radaru w zgrzanym Miami wylądował w zmarzniętym Iron Lake. Tam prowadzi żywot całkiem poczciwy — ma dziewczynę, ma pracę, ludzie go lubią i od dłuższego czasu nikogo nie poćwiartował. Do momentu aż jego ciąg do mordowania daje o sobie znać i niczym narkoman sięgający po latach po pożywną heroinę, żeby zobaczyć, czy dalej tak kopie, Dexter morduje syna lokalnego przedsiębiorcy. Okazuje się, że kopie i to kopie porządnie, więc stwierdza, że odmawianie sobie przyjemności zniknięcia kogoś od czasu do czasu jest niepotrzebną fanaberią.
W tym samym czasie do miasteczka przybywa syn Dextera, którego nasz seryjny morderca widział ostatnio, gdy malutki Harrison jeszcze robił kupy w pieluchy. Młodziak ma również w sobie to złowrogie coś, co Dexter nazywa mrocznym pasażerem. W dodatku po Iron Lake grasuje jeszcze jeden seryjny morderca. Pojawia się także dociekliwa podkasterka, która zaczyna kumplować się z dziewczyną Dextera, szefową lokalnej policji. Robi się gęsto i siłą rzeczy przeszłość musi dopaść naszego antybohatera.
Śledzi się to całkiem przyjemnie. Przynajmniej do pierwszej połowy dziesięcioodcinkowego sezonu bawiłem się jak sześciolatek klockami, oglądając “Dexter: New Blood”.
Później serial nabrał nieco starych, złych nawyków, za które nie cierpię niektórych sezonów. Miałem poczucie, iż w tej historii było o wiele więcej do opowiedzenia, że niektóre wątki potraktowano po macoszemu, inne przeciągano do granic wytrzymałości widza. A cały motyw ojca i syna, który w pewnym momencie stał się paliwem “Dexter: New Blood” bywał nieznośny. Jednak nie na tyle, aby opowieść za chwilę nie odzyskała równowagi.
Jedno pozostało niezmienne — w “Dexter: New Blood” Michael C. Hall nadal jest świetnym Dexterem. Drugi plan również daje radę. Nie ma tu ról na miarę Emmy, ale też nie jest to tak dobrze napisany serial, aby można było zagrać coś niesamowitego.
Najważniejsze jest to, że widowisko wciąga od pierwszego odcinka i nawet słabsze epizody nie sprawiały, że w głowie pojawiłaby się myśl, aby nie kończyć sezonu. Narracyjnych mielizn i głupotek spotkacie kilka, ale nie ma ich tak wiele, żeby skrajnie psuły zabawę. Ponadto czasami zbyt wiele rzeczy rozgrywa się poza ekranem. Nie ma też momentów na miarę morderstwa Rity przez Trójkowego, które wszystko wywracały do góry nogami i gotowały krew w żyłach.
“Dexter: New Blood” przede wszystkim szanuję za to, że chociaż na początku mordowanie było zwyczajową imprezową częścią widowiska, to z czasem scenarzystom udało ukazać się Dextera takim, jakim jest faktycznie — to potwór w ludzkiej skórze.
Już wiemy, że “Dexter: New Blood” nie wróci z kolejnym sezonem. To mnie trochę zasmuciło, bo bardzo polubiłem powrót do całego tego seryjnego mordowania. Jednocześnie, pomimo iż na chwilę przed napisami końcowymi byłem rozgoryczony i smutny, to stwierdziłem bardzo szybko, że wszystko ma swój początek i koniec, i powinienem się cieszyć oraz dziękować Showtime, że stacja zaserwowała Dexterowi życie po życiu. Miło było wrócić na chwilę do tego świata, aby może nie tyle porządnie, ile całkiem przyzwoicie pożegnać się z fanami.
Co nie zmienia tego, że najbardziej irytują momenty, w których widz dostaje zajawkę czegoś, co mogłoby nastąpić w kolejnym sezonie. Widać, że twórcy do końca nie byli pewni, czy serial pociągną dalej, czy wszystko zakończy się na jednej odsłonie “Dexter: New Blood”. Najprawdopodobniej testowano wiele możliwości.
Nie wykorzystano motywu bohatera, w którego wcielił się Fredric Lehne. Ciężko powiedzieć, czy był tylko zmyłką, żebyśmy to jego podejrzewali, że to on morduje od dekad w Iron Lake, czy stała za tym jakaś większa historia. Wiemy także, że na planie serialu pojawiła się Yvonne Strahovski, która wcześniej wcielała się w jedną z miłostek Dextera i przybraną matkę Harrisona. Na pewno jakiś materiał z nią powstał, ale z niego zrezygnowano. W finale w Iron Lake mógł, ale nie pojawił się David Zayas jako Angel Batista, który miał z Dexterem do pogadania.
Nie jest to serial idealny, ale znajdą tu dla siebie coś zarówno fani seryjnego mordowania na ekranie, jak i samego bohatera, który wielbicieli ma mnóstwo.
Udowadnia to nie tylko fakt, że na podstawie książek powstało ponad sto odcinków serialu, ale również komiksy i gry wideo o Dexterze. To wszystko nie pojawiło się w próżni i w tej próżni nie przepadło. Ludzie kupili oraz pokochali tę nieco chorą i pokręconą koncepcję, gdzie ku uciesze widzów romantyzuje się seryjnego mordercę.
Ostatecznie nie ma seriali niepotrzebnych. Są tylko te, których nie warto oglądać. Nie żałuję czasu spędzonego z “Dexter: New Blood”, chociaż przyznaję, że pewien niedosyt pozostał. Może właśnie przez to, że bawiłem się całkiem nieźle, a pożegnania są najgorsze.
Serial “Dexter: New Blood” obejrzycie online w serwisie Showtime ▶
Jeśli chcecie uzyskać dostęp do filmów i seriali z Showtime, będziecie potrzebowali usługi Pure VPN, która zmienia Waszą wirtualną geolokalizację.
Recenzja serialu "Dexter: New Blood" - sezon 1
Werdykt
Nie żałuję czasu spędzonego z “Dexter: New Blood”