Dexter Morgan wrócił i chociaż nieśpieszno mu do seryjnego mordowania, gdyż drzemiącego w sobie potwora uśpił na lata, to ze swoją psychopatią ciężko będzie mu dyskutować i w końcu wypuści mrocznego pasażera z klatki.
CZYTAJ WIĘCEJ O:
DEXTER / DEXTER: NEW BLOOD
“Dexter” to była wielka sprawa dla świata serialowej rozrywki, kiedy produkcja debiutowała w stacji Showtime. Był 2006 rok i odcinkowe opowieści o antybohaterach dopiero raczkowały. Mieliśmy już Tony’ego Soprano w “Rodzinie Soprano” z 1999 roku, Gregory’ego House’a w “Doktorze House” z 2004 roku, Vica Mackeya w “Świecie gliniarzy” z 2002 roku czy Tommy’ego Gavina w “Wołaniu o pomoc” z 2004 roku. “Breaking Bad” pojawiło się dwa lata po “Dexterze”, a “Kalifornizacja” zadebiutowała rok po nim. Wszyscy ci bohaterowie byli w jakimś stopniu zepsuci, każdy na swój sposób, ale żaden z nich nie był tak pochrzaniony jak Dexter. I z żadnym z nich nie chcielibyście tak bardzo wybrać się na wódkę z piwem przy tańcach i karaoke, jak właśnie z nim.
Bohater, któremu życie dała proza Jeffa Lindsaya, mordował na ekranie do 2013 roku, a przygody z jego udziałem doczekały się 96 odcinków. Dla swoich czasów widowisko było czymś szczególnym. Przekraczało granicę tabu i w rozrywkowy sposób prezentowało bohatera z antyspołecznym zaburzeniem osobowości. Później pojawiły się komiksy, gry i cała reszta popkulturowych dobroci.
Przybrany ojciec głównego bohatera, policjant Harry, położył lachę na terapii i zaczął go szkolić oraz stworzył dla niego specyficzny kodeks postępowania.
Przez to Dexter dawał upust swoim żądzom, mordując tych, którzy dopuścili się najgorszych zbrodni. Tym samym Harry uformował potwora polującego na inne potwory. Opowieść oferowała nie tylko mordercze momenty, ale także trzymała w napięciu i gdy było trzeba, testowała granice głównego bohatera. Wszystko opatrzono nieprzesadzonym i samoświadomym poczuciem humoru.
Z czasem serial zaczął mieć problemy. Zmieniali się twórcy, a kolejne sezony serialu lawirowały od przypominania o jego najlepszych momentach, aż po totalny ściek fabularny. Czego przypieczętowaniem był finałowy sezon — tak zły, że aż ciężki do wybaczenia nawet po ośmiu latach od premiery ostatniego odcinka. Przez ten czas jedna rzecz się nie zmieniała — świetna i ikoniczna gra Michaela C. Halla, który genialnie wpasował się w tytułowego bohatera.
Po blisko dekadzie od premiery finałowego sezonu postanowiono dać Dexterowi życie po życiu w serialu “Dexter: New Blood”, który z jednej strony jest zupełnie nowym otwarciem, a z drugiej bohater nie może tak po prostu uciec od tego, co wydarzyło się w Miami.
“Dexter: New Blood” przenosi nas do śnieżnego Iron Lake w stanie Nowy Jork. Dexter, który spędził większość życia w zgrzanej od słońca Florydzie, zaznacza w pewnym momencie, że z dala od rodzimego stanu, nawet po blisko dekadzie w nowym miejscu, nie przywykł do lokalnej pogody. Jednak w miasteczku świetnie się odnalazł. Znają go tu wszyscy, ale nie jako Dextera Morgana, a Jima Lindsaya. Pracuje jako sprzedawca w lokalnym sklepie, spotyka się z Angelą Bishop, szefową miejskiej policji, a gdy ma trochę wolnego czasu, to ugania się za okoliczną leśną zwierzyną, pielęgnuje swój kurnik, tuli się z kozą czy łowi ryby w zamarzniętym jeziorze.
Żyć, nie umierać — pomyślicie, stwierdzając, że Dexter wyszedł na ludzi i chociaż nie odpowiedział za zbrodnie, fingując swoją śmierć, to przynajmniej przestał seryjnie mordować. Nie do końca. Kiedy już poczuł pewnego rodzaju komfort i przywykł do nawiedzających go duchów przeszłości, z którymi prowadzi dosyć rzeczowe konwersacje w swojej głowie, pękł i raz jeszcze chwycił za nóż. Jego mroczny pasażer nie odszedł, a jedynie czaił się, aby zaczerpnąć świeżej krwi, kiedy Dexter będzie na to gotowy.
I to się ogląda! Rzadko czuję taką ekscytację, jaką poczułem podczas oglądania pierwszego odcinka “Dexter: New Blood”.
Jest w tej historii dokładnie wszystko to, czego oczekiwałem. Walczący ze swoimi demonami bohater wchodzi z gracją w skrytobójczą rutynę i tym samym sprowadza na siebie kłopoty. Ponadto Hall jest nadal świetny jako nasz przyjazdy morderca z sąsiedztwa, a nowe okoliczności przyrody sprawiają, że serial, chociaż do końca nim nie jest, to powierzchniowo sprawia wrażenie nowego otwarcia i daje tym samym oddech od tego, czego byliśmy świadkami poprzednio.
Kontynuacja przygód Dextera ma również problemy. Miejscami nawiedza widza dziwacznymi efektami specjalnymi czy męczy pokręconymi, często niepotrzebnymi w takiej ilości, odwołaniami do poprzedniej, ośmiosezonowej serii. To trochę zabija formułę nowego otwarcia i nuży.
Jednocześnie trzeba pamiętać, że to nie jest dzieło wybitne czy głębokie. “Dexter: New Blood” to nadal czystej maści rozrywka oparta na specyficznych kalkach, które nie do każdego trafią, chociażby przez brutalną i bezrefleksyjną tematykę serialu. W końcu mamy do czynienia ze zwyrodnialcem, któremu o dziwo kibicujemy, a kwestia osób z antyspołecznym zaburzeniem osobowości, jest tu zaledwie liźnięta i zaprezentowana dosyć specyficznie. Wręcz romantycznie. Jednak to nie “Mindhunter”, gdzie wgryzano się w psychikę seryjnych morderców. “Dexter: New Blood” to wyciągnięcie z nich tego, co najgorsze i najdziwniejsze, i włożenie tych elementów w ramy nieskomplikowanej rozrywki.
Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że gdy na ekran wskakują napisy końcowe, to pojawia się ta wiercąca głowę chęć obejrzenia więcej.
To szybko przeradza się w rzadkie uczucie, sprowadzające się do nieprzyjemnego czekania przez tydzień na kolejny odcinek. I o to chodzi! Aczkolwiek trzeba wcześniej pogodzić się z tym, że “Dexter” miał problemy i zamknąć za sobą ten rozdział, aby ze świeżym, pozbawionym uprzedzeń umysłem, dać szansę na zabawienie nas raz jeszcze. “Dexter: New Blood”, przynajmniej w pierwszym odcinku, oferuje widzowi dokładnie to, za co pokochał oryginalną serię. I mam nadzieję, że to nie są dobre złego początki.
Scena, w której wygłodniały mordowania Dexter wreszcie ma na stole ofiarę, jest wręcz perfekcyjnym, nieprzesadzonym fanserwisem. Widz znający bohatera, wygłodniały przygód serialowego seryjnego mordercy, pomimo tego, że w międzyczasie dostał “Hannibala” czy “Ty”, z ulgą i zadowoleniem spuszcza z siebie ciśnienie. Główny bohater również. To był ten moment, w którym powiedziałem do siebie, że Dexter naprawdę wrócił i w pełni poczułem, iż formuła serialu nadal się sprawdza. I to było ekscytujące.
Oglądaj serial “Dexter: New Blood” w serwisie Showtime ▶
Recenzja serialu "Dexter: New Blood" - sezon 1, odcinek 1
Werdykt
Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że gdy na ekran wskakują napisy końcowe, to pojawia się ta wiercąca głowę chęć obejrzenia więcej.