Tak źle jeszcze nie było. Najpierw Universal, później Warner Bros., a teraz Disney i Paramount dokładają kinom powody do zmartwień. Ciężko się dziwić, ale też nie wypada się cieszyć – szczególnie wtedy, kiedy na domiar złego kina same podkładają sobie nogi.
Pandemia koronawirusa wywróciła filmowy świat do góry nogami. Zamknięte kina to jedna z największych tragedii, która spotkała tę branżę, odkąd powstała. Chociaż w poszczególnych krajach rzeczy wracają powoli do normy, to wiele wskazuje na to, że do normy znanej z 2019 roku nie ma powrotu – moim zdaniem. Niektórzy badacze rynku mówią, iż wszystko się ustabilizuje w 2022, najpóźniej w 2023 roku.
Kina słabną, inne są zamykane, strumieniowa konkurencja rośnie w siłę, a przyzwyczajenia widzów się zmieniają. Na domiar złego największe wytwórnie filmowe zaczynają nie tylko pilnować swoich interesów, co oczywiste, ale wręcz wykorzystują pozycję silniejszego. Dziś wielkie korporacje rozrywkowe przetrwają bez kin, kiedy kina bez nich i ich filmów już nie.
“Raya i ostatni smok” nie dla sieci Cinemark
Cinemark to trzecia co do liczby ekranów sieć kinowa w Stanach Zjednoczonych. Ma około 4566 ekranów w 525 kinach. Dla porównania Regal ma 7306 ekranów w 558 kinach, a lider rynku AMC to aż 8218 ekranów w 659 kinach. Reszta sieci to drobnica.
Jeszcze kilka lat temu odpuszczenie wyświetlania filmu w jednej z tych trzech sieci, byłoby więcej niż niepoważne. Takie historie się zdarzały, ale nie były dobrze widziane. Jednak tym razem Disney postawił się Cinemarkowi i widzowie nie zobaczą filmu “Raya i ostatni smok” w tej sieci.
Chociaż nikt głośno o tym nie mówi, to wiadomo, iż poszło o to, o co idzie zwykle, czyli o pieniądze. Gdyby problemem było to, że najnowszą animację Disneya będzie można obejrzeć w serwisie Disney Plus za 30 dolarów w dniu premiery kinowej, to Cinemark nie wyświetlałby również filmów Warner Bros., które można oglądać w Stanach Zjednoczonych na HBO Max w ramach comiesięcznej subskrypcji.
Okazuje się, że Disney postawił twarde warunki sieciom kinowym, które okazały się kością w gardle dla szefostwa Cinemark. Z kolei Warner Bros. z uwagi na specyficzną sytuację panującą na rynku, miał zmniejszyć procent brany od każdego sprzedanego biletu kinowego.
To nie przeszkadza Disneyowi, aby od dziś “Rayę i ostatniego smoka” grano w ponad 2000 kinach w Stanach Zjednoczonych. Jednak z uwagi na ograniczenia związane z pandemią, film w weekendowe otwarcie najpewniej osiągnie niezbyt zdumiewający przychód oscylujący w okolicy 6-7 milionów dolarów. Bez szału.
Jeśli kina nie zaczną się układać, to nie starczy im na prąd
Biznesowy konflikt z Cinemark to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Prezes Disneya, Bob Chapek, zasugerował, że firma może skrócić okres, w którym najnowsze filmy będą wyświetlane na wyłączność w kinach. Nie znamy żadnych szczegółów, co do liczby tygodni, po których największe hity miałyby trafić do Disney Plus, ale jestem pewien, że na samym myśleniu się nie skończy.
Podobne decyzje podjęły inne wytwórnie filmowe, które postanowiły szybciej przerzucać filmy kinowe do serwisów strumieniujących. I tutaj kina nie mają wiele do gadania. W końcu, jeśli nie przystaną na warunki gigantów, to zostanie dla nich filmowa drobnica, która nie starczy na opłacenie rachunków za prąd.
Branża filmowa i telewizyjna żyje w czasach przedefiniowanych przez Netflix. Nie bez powodu Comcast, do którego należy wytwórnia filmowa Universal Pictures, ma serwis Peacock. AT&T kontroluje Warner Bros. i ma usługę HBO Max. Disney ma w Stanach Zjednoczonych wytwórnię, pod którą działają najbardziej topowe studia filmowe i posiada aż dwa serwisy strumieniujące filmy i seriale – Hulu oraz Disney Plus. Z kolei ViacomCBS wzmacnia serwis Parmount Plus filmami z wytwórni Paramount Pictures. Dodajmy do tego, że Netflix, Apple TV Plus czy Amazon Prime Video, skupują kolejne filmy, które w niegdysiejszych warunkach robiłyby mniejszą lub większą furorę w kinach. I tak rysuje nam się obraz kin, które są zdane na łaskę i niełaskę wielkiej czwórki – Disneya, AT&T, Comcastu oraz ViacomCBS.
Po pandemii nic już nie będzie takie samo
Jeśli myślicie, że po pandemii i powrocie ludzi do kin wytwórnie filmowe ponownie wydłużą czas, po którym filmy będą pojawiać się w mediach strumieniowych, to się najprawdopodobniej mylicie. Wielkie filmowe hity będą kolejnym orężem w walce o widzów opłacających comiesięczne subskrypcje. Ten, kto się cofnie, ten przegra przynajmniej część tej wojny.
Gdybym miał zakładać, to założyłbym, że pierwszym wielkim tytułem, który wcześniej obejrzymy w domach, w ramach skróconego okna wyłączności dla kin, będzie “Czarna Wdowa”. Data premiery nadchodzącego hitu Marvel Studios była przekładana kilkakrotnie i obecnie film w Stanach Zjednoczonych ma pojawić się 7 maja. To będzie kolejny sprawdzian dla Disneya, czy nowa strategia się opłaca.
Do tej pory obowiązywała dosyć płynna, ale jednak zasada, że film Disneya były około 12-14 tygodni wyłącznie w kinach, zanim trafiały w inne miejsca. Jednak to była sytuacja przed pandemią koronawirusa i przed startem serwisu Disney Plus, gdzie firma może udostępniać swoje filmy bez dzielenia się zyskami z pośrednikami.
Pytaniem pozostaje nie czy, a jak bardzo Disney skróci okres wyłączności filmów w kinach. Odpowiedzią może być to, jak długo przeciętny film wytwórni należących do firmy, zarabia duże pieniądze przy kasach biletowych. Sprawdziłem – to pierwsze sześć tygodni, góra osiem tygodni. Później do kas biletowych trafiają drobne. Siódmy tydzień wydaje się sensownym skróceniem okresu wyłączności.
Kina są za słabe, strumieniowanie to bezpieczna przyszłość
Myślę, że Disney, który w 2019 roku osiągnął himalaje swoich możliwości, powoli godzi się z tym, że po całym pandemicznym zamieszaniu i spustoszeniu, które spotkało branżę filmową, ciężko będzie powtórzyć ten wynik. To właśnie wtedy na dziesięć najlepiej zarabiających filmów w Stanach Zjednoczonych, siedem było dystrybuowanych przez Disneya, a osiem wyprodukowanych przez tę firmę (należące do Disneya Marvel Studios koprodukowało film “Spider-Man: Daleko od domu”).
Jednocześnie Disney musi zbroić Disney Plus w jak największe armaty, aby dalej z powodzeniem konkurować z Netflixem. Obecnie serwis radzi sobie świetnie i można spekulować, że kilka dni po dzisiejszym finale serialu “WandaVision”, dowiemy się, iż liczba subskrybentów tego serwisu przebiła się przez granicę 100 milionów.
Disney dwoi się i troi, aby Disney Plus był usługą jak najszerszą i najciekawszą. Nie bez powodu niedawno uruchomiono pakiet Star, gdzie znajdą dla siebie coś miłego dorośli widzowie, a z drugiej strony serwis trafia na kolejne rynki. Jeszcze w tym roku ma pojawić się w Polsce.
Olbrzymie hity półtora miesiąca po premierze w kinach, to byłaby kolejna bomba od Disneya. Jednocześnie nie sądzę, że to okno będzie krótsze. Disney na swoich filmach zarabia najlepiej właśnie w kinach i niefrasobliwością byłoby tworzenie sytuacji, w której przychody z kin byłyby marginalizowane. W końcu niejednokrotnie mowa tu o widowiskach, których koszt produkcji i promocji oscyluje w okolicy pół miliarda dolarów. To niewiele mniej niż miesięczny przychód obecnie generowany przez Disney Plus.
Tak źle jeszcze nie było i nie wiemy, kiedy będzie lepiej, ale szefowi AMC jest aż za dobrze
Nie tylko wytwórnie filmowe robią kinom pod górkę. Niezbyt przyjemne sytuacje tworzą również ludzie zarządzający kinami. Dowiedzieliśmy się, iż kierownictwo AMC Entertainment Holdings, firmy, do której należy sieć kinowa AMC Theaters, wypłaciła najwyższej kadrze kierowniczej 8,3 milionów dolarów premii za coś, co określono “nadzwyczajnymi wysiłkami”. Aż 3,75 miliony dolarów premii dostał prezes firmy, Adam Aron. Mowa tu o człowieku, którego roczna pensja to ponad 9 milionów dolarów.
Premie są wypłacane w momencie, w którym AMC zwalnia masowo pracowników, tnie pensje najmniej zarabiającym, a jednocześnie firma prosi rząd o pomoc finansową w związku z pandemią i od czasu do czasu straszy widzów widmem ogłoszenia upadłości. Słabe zachowanie.
Lepiej było, teraz będzie inaczej
W biznesie kinowym jest źle, ale wszyscy dookoła robią wiele, aby było jeszcze gorzej. Nawet ci, którym powinno najbardziej zależeć na tym, aby te biznes przetrwał ciężkie czasy. Dziś napisałem o 6-8 tygodniowym oknie Disneya, ale jeśli sprawy będą dalej szły w tym kierunku, to nie będzie gdzie, a nawet komu tych okien wstawiać.
Dlatego śpieszcie się oglądać filmy w kinach, ponieważ ta pandemiczna impreza tak się rozhulała, że za kilka lat w kinach będą nam serwować odgrzewane kotlety, i nie tylko wybrane, ale wszystkie nowości mogą premierowo pojawiać się w serwisach strumieniowych. Kina to jakoś przetrwają, ale jednocześnie staną się cieniem siebie sprzed pandemii. Do tego to wszystko zmierza.
Źródła: Deadline, Wikipedia, Deadline, THR, Box Office Mojo