Disney+ przed premierą przyciąga mnie wyłącznie serialami Marvela oraz widowiskami ze świata Gwiezdnych wojen. A później długo, długo nic dla siebie tam nie znajduję.
Disney+ nie jest serwisem, z którym mi szczególnie po drodze – coraz mocniej to do mnie dociera. Widz, który skończył 30 lat, niekoniecznie jara się premierą nowej wersji Zakochanego kundla i nie porywa go wizja przyswojenia kilku krótkometrażówek Pixara. Nie, kiedy ma zapłacić za taką przyjemność 30 złotych miesięcznie.
Nie twierdzę, że to będą złe produkcje. Może nawet będą świetne. Jednak, gdy opłacasz Netflix, HBO GO, Amazon Prime Video, Spotify… Zaczynasz się zastanawiać, czy warto pakować się w kolejny serwis. Produkcje na wyłączność związane z Gwiezdnymi wojnami i te osadzone w Marvel Cinematic Universe to rzeczy, których pojawi się w ciągu roku tyle, ile można policzyć na palcach u jednej ręki.
O wiele doroślej nie będzie
Myśląc o dojrzalszej widowni, zaczynam zauważać, że po fali zachwytów nad zaledwie kilkoma produkcjami związanymi z wymienionymi uniwersami, ostatecznie zwrócę oczy w stronę Netflixa, który często niedomaga, ale od czasu do czasu wypuści perełkę. Jest HBO GO, które najpewniej niedługo zamieni się w HBO Max i będzie to serwis jeszcze ciekawszy. Amazon Prime Video dostarcza coraz więcej wysokiej jakości widowisk. Nawet Apple TV+ zapowiada się interesująco. Disney+ będzie raczej dla… dzieci. Niestety.
Kiedy dowiedziałem się, że serial Book of Enchantment skasowano, bo ta adaptacja powieści Sereny Valentino okazała się zbyt mroczna dla Disney+, nieco oniemiałem z niedowierzania. To nie jest najradośniejsza seria książek i opowiada o złoczyńcach ze świata Disneya, ale bez jaj – pomyślałem. Serwis dla 10-latków. Straciłem resztki nadziei, że jest inaczej.
Disney+ będzie przede wszystkim serwisem dla dzieci i młodzieży
Widz, który wyrósł z grzecznych teen dram wiele dobrego na Disney+ dla siebie nie znajdzie. Gdybym miał dzieci, to pewnie zastanowiłbym się nad zainteresowaniem ich Disney+. O ile nie wybrałyby gier wideo czy zabaw na świeżym powietrzu z przyjaciółmi i czytania wierszy Wisławy Szymborskiej. Dorosły wybierze Czarnobyl, The Boys, Sukcesję, Na cały głos, Mindhuntera, Paragraf 22, Jak nas widzą…
Disney+ to będą przede wszystkim widowiska pokroju nowych przygód Kevina, który raz został w domu, a raz plątał się bez szczególnego celu po Manhattanie. Pewnie pojawią się fajne filmy i seriale, przy których cała rodzina będzie chciała przysiąść od święta, a fani będą chcieli śledzić widowiska o bohaterach Marvela.
Jednak nie widzę na tę chwilę tego serwisu jako czegoś, co dostarczy zróżnicowanej rozrywki dla różnych grup wiekowych. Fani kryminalnych seriali dokumentalnych czy mocnych dramatów dla dorosłych nie bardzo znajdą tu coś dla siebie, kiedy spojrzeć na listę premier.
Coraz bardziej widzę Disney+ jako lustrzane odbicie Disneya z lat 90., kiedy od czasu do czasu wypuściła jakiś kinowy hit, a reszta to były produkcje bezpośrednio z myślą o rynku wideo i taśmowo produkowane seriale animowane o wszystkim i o niczym. Obym się mylił. Jednak na tę chwilę, kiedy patrzę na wstępną ofertę serwisu, niemal kompletnie mnie ona nie kupuje. Bo na jeden wysokobudżetowy serial The Mandalorian, który zapowiada się obłędnie, dostanę mnóstwo bzdur pokroju serialowej wersji High School Musical.
Disney+ interesuje mnie najmniej
W Stanach Zjednoczonych widzowie będą mogli wykupić serwis w niskiej cenie z Hulu i ESPN+. Co mi się strasznie podoba, szczególnie z uwagi na Hulu, które oferuje wiele świetnych seriali, filmów i dokumentów. Jednak w Polsce nic nie zapowiada takiego ruchu i najprawdopodobniej dostaniemy wyłącznie gołe Disney+. Tym samym ustawiając w kolejce Netflix, HBO Max, Amazon Prime Video, Apple TV+ i Disney+, dziś najmniej ciągnie mnie do tego ostatniego. Nieważne jak bardzo uwielbiam superbohaterów Marvela, z którymi dorastałem, to za mało, żeby mnie kupić. Gdybym miał coś zakładać, założyłbym, że będę opłacał subskrypcję tego serwisu wyłącznie sezonowo, żeby obejrzeć coś konkretnego.