Właśnie przestałem czuć większe zainteresowanie nadchodzącą wielkimi krokami adaptacją “Diuny” Franka Herberta.
“Diuna” dostała przyzwoity zwiastun, który najpewniej trafi w gust masowej widowni, ale ze swojej strony muszę napisać, że mnie nie porwał. Miałem wrażenie, że oglądam zapowiedź kolejnego spin-offu “Gwiezdnych wojen”, aniżeli adaptację powieści Herberta. Wiem, że to tylko marketing i najpewniej wytwórnia nie chce powtórzyć promocyjnej wtopy, którą był inny film Denisa Villeneuve’a, czyli “Blade Runner 2049”, ale nie potrafię nie zauważyć, że popcornowa narracja, momentami wręcz komiksowa, bije nieprzyjemnie z ekranu. Nie mam nic do kina popcornowego czy adaptacji opowieści o superbohaterach, jednak nie pasuje mi taki styl w przypadku tego filmu.
Na szczęście w kinie mogę mieć okazję przyjemnie się rozczarować. Jeśli nic się nie zmieni, to film trafi do polskich kin 18 grudnia. Denis Villeneuve wraz z Erickiem Rothem i Jonem Spaihtsem jest współautorem scenariusza.
“Diuna” zabierze widzów w odległą przyszłość, gdzie na pustynnej planecie Arrakis wydobywany jest melanż, który przedłuża życie i pozwala na międzygwiezdne podróże. Władanie nad planetą zapewni władanie nad wszechświatem. W filmie zobaczymy m.in.: Timotheego Chalameta, Zendayę, Rebeccę Ferguson, Jasona Momoę, Josha Brolina, Davida Bautistę, Oscara Isaaca oraz Stellana Skarsgarda.