Twórcy Sherlocka od BBC wyruszyli do rumuńskiej ostoi wampirycznego terroru i jako kolejni postawili na nogi klasyk Brama Stokera. Odrestaurowali go niemal od każdej możliwej strony, a jednocześnie nadali mu własny ton i sznyt.
Jeśli spodziewacie się, że serialowy Drakula stąpa krokami klasyka, to muszę rozczarować tych, którzy oczekują czegoś bliskiego ekranizacji. Jednocześnie serial nie jest też całkowitym zaprzeczeniem literackiego pierwowzoru. Co cieszy, bo do tej pory mocne reinterpretacje z rzadka trafiały nawet w okolicę punktu. Widowisko czerpie wiele dobrego z tego, co znamy z powieści, ale jednocześnie idzie własnymi ścieżkami i niejednokrotnie zaskakuje wyborami fabularnymi.
I napiszę już teraz, że pierwszy z trzech półtoragodzinnych odcinków rozkochał mnie do ostatniej kropli krwi. Jest zabawny, ale nie jest śmieszny. Bywa mroczny, ale nie jest straszny. Jest rozrywkowy, ale nie jest przy tym głupi. Momentami przypomina najlepsze chwile z portfolio Tarantino, gdyby włożyć je w horrorowe ramy, ale bez eskalowania dziwactwami. Drugi odcinek jest solidny, ale niestety już trzeci momentami nieprzemyślany i bez polotu, którym pławiłem się w poprzednich.
Historia rozpoczyna się na Węgrzech w 1897 roku, kiedy Jonathan Harker przybywa do upiornego zamczyska w Transylwanii.
Ma pomóc hrabiemu Drakuli w zakupie nieruchomości w Anglii, ale w międzyczasie Harker zostaje omotany przez krwiopijcę i nieświadomy zagrożenia, w którym się znalazł, dzień po dniu traci na żywotności, a Drakula z niewiadomych mu przyczyn młodnieje. Kiedy wampir się na nim wzmacnia, on stara się zaradzić sytuacji, by wrócić do ukochanej. Przerażony mężczyzna uznaje, że znalazł się w potrzasku i zaczyna histeryczne śledztwo, podczas którego odkrywa kolejne koszmarne sekrety przepastnej posiadłości i samego Drakuli.
Na drugim planie mamy tajemniczą zakonnicę Agatę, która próbuję zgłębić sekrety hrabiego i go powstrzymać. Sama o sobie mówi, że jest wykształconą kobietą z krucyfiksem. Jednak powstrzymanie hrabiego nie będzie takie proste, nawet dla heroiny w habicie, gdyż narcystyczny i skrajnie niebezpieczny wampir myśli zawsze o krok naprzód. Jedyne na czym mu zależy, to zaspokojenie swoich potrzeb. I nie mam na myśli wyłącznie żądzy krwi, ale również samolubne pobudki, które dają mu rozrywkę i kierują jego nieznośnie długim życiem.
Czy grupce zakonnic uda się powstrzymać najbardziej elokwentną i dystyngowaną bestię przyodzianą w ludzką skórę? Jednego możecie być pewni – to nie będzie proste i opowieść powiedzie nas w dosyć nieoczywiste rejony, a starcie Agaty z Drakulą będzie napędzało narrację.
Drakula ma dwie podstawowe zalety – kunsztowną realizację i świetną grę aktorską.
Jest w tym trochę zaplanowanej teatralności, którą dopełniają nasycone dialogi, ale przede wszystkim kupił mnie Claes Bang wcielający się w hrabiego. Potrafił stworzyć niejednoznaczną postać i bije od niego charyzmą. To taki nowoczesny Béla Lugosi. Podobnie rzecz się ma z Dolly Wells, która wcieliła się w siostrę Agatę. Rola kobiety po czterdziestce polującej na potężnego wampira pasuje do niej jak habit. Jest nieoczywista, nie jest nieomylna, a jednocześnie to twarda i oddana sprawie kobieta. Ta dwójka nadaje opowieści wspaniałą dynamikę, którą uzupełnia całkiem przyzwoity drugi plan.
Ponadto serial jest wymuskany od strony zdjęć, kostiumów, efektów specjalnych i scenografii. Już po kilku pierwszych minutach widać, że dostaliśmy coś maksymalnie przemyślanego. Nie jest to co prawda jakość filmowych blockbusterów, ale finezja realizacyjna stawia widowisko w czołówce ostatnich miniseriali, które miałem przyjemność lub nieprzyjemność obejrzeć.
Niestety serial zawodzi w finale, bo chociaż po pierwszym odcinku Drakula mnie omotał od każdej możliwej strony, to z każdym kolejnym tracił w moich oczach.
Finałowy odcinek jest przefilozofowany (przesłanie jest serwowane na siłę pod koniec), chwilami głupiutki, chociaż ma swoje momenty. Stawiając go obok pierwszego, miałem poczucie, że twórcy wiedzieli jak domknąć historię, ale to niekoniecznie był dobry pomysł. Już drugi utracił nieco dynamiki i świeżości pierwszego, aczkolwiek wciąż dawał radość i wciągał.
To zupełnie nowe podejście do Drakuli warto poznać, jeśli lubicie krwawe, ładnie zrealizowane i wciągające historie. Oglądając bawiłem się świetnie i cieszy mnie to, że nie dostaliśmy powtórki z rozrywki, a zupełnie nowe podejście do tragicznego potwora z Wołoszczyzny. Jakkolwiek czuję spory niedosyt.
Zakochałam się w tym serialu, ale zawiodłam się na zakończeniu. Wolę żeby serial ,książka czy film pozostał niedokończony niż żeby zepsuł się na koniec