W Dublin Murders BBC do spółki z RTE i Starz zabierają widzów do malowniczej Irlandii i w tych pięknych okolicznościach przyrody natrafiamy na zwłoki dziewczyny porzucone w lesie. Znacie, lubicie? Pewnie znacie, ale niekoniecznie polubicie.
Dublin Murders to adaptacja kryminałów autorstwa Tany French. Pierwszy sezon przenosi na mały ekran dwie książki z serii Dublin Murder Squad – Zdążyć przed zmrokiem oraz Lustrzane odbicie – gdzie głównymi bohaterami są Rob Ryan oraz Cassie Maddox. Irlandzcy detektywi badają sprawę zamordowanej nastolatki, która została odnaleziona w leśnej dziczy. I poza typowym pytaniem o to, kto zabił, pojawia się kolejne – czy jej morderstwo może mieć coś wspólnego z zaginięciem dwójki nastolatków w latach 80.?
Cassie nie chce brać sprawy, bo Rob był ostatnią osobą, która widziała tę dwójkę. Jednak mężczyzna niewiele z tego dnia pamięta. Jako młodziak został napiętnowany przez lokalne społeczeństwo i jego rodzice byli zmuszeni do wysłania go do Wielkiej Brytanii do szkoły z internatem. Tam dorastał ze swoją traumą oraz zmienił imię i nazwisko. Rob nie jest do końca stabilny, podobnie jak Cassie, która też swoje przeżyła – jednak są cholernie skuteczni i tworzą trudny, ale jednocześnie wyjątkowo dynamiczny duet policyjny. Po powrocie do rodzimej Irlandii tylko dwie osoby znają prawdziwe pochodzenie Roba – Cassie i jego matka. Aczkolwiek partnerzy wiedzą, że gdyby na jaw wyszło, że tak naprawdę ma na imię Adam, mogłoby to zaszkodzić nie tylko tej sprawie, ale także wszystkim poprzednim, które prowadził.
Twórcy Dublin Murders stwierdzili, że zwłok w lesie nigdy mało.
Przerabiamy to rok rocznie, często nawet kilka razy do roku i w pewnym momencie, muszę przyznać, motyw ten zaczął mnie nieludzko irytować swoją powtarzalnością. Nie chcę skłamać, a najwyżej będę niedokładny, ale wydaje mi się, że w tym roku obejrzałem już cztery takie seriale. Być może więcej.
Nie twierdzę, że to koniec świata, bo gdyby widowisko dostarczyło coś ujmującego, to nieco odpuściłbym tę powtarzalność. Niestety Dublin Murders niewiele do kryminalnych historii wnosi, a przede wszystkim kalkuje wszystko to, co pokazuje nam się od lat w serialach. Nawet sama zagadka nie jest zbyt ujmująca, chociaż ostatecznie nie odgadłem, kto zamordował dziewczynkę. Jakkolwiek finał nie był zbyt satysfakcjonujący, sprawa została rozwiązana w naprędce, więc nie zrobiło mi to wielkiej różnicy.
Teraz dochodzimy do skrajnego idiotyzmu, więc przygotujcie spadochrony, bo zaraz spadniecie z tego, na czym siedzicie.
Po kilku odcinkach Cassie postanawia pomóc rozpracować niecodzienną sprawę. Nieopodal znaleziono martwą dziewczynę, która wygląda dokładnie tak samo jak ona. Jednak nie jest jej bliźniaczką, a sobowtórem. W dodatku dziewczyna używała imienia Lexie, którym Cassie określała w dzieciństwie swoją wyimaginowaną przyjaciółkę. Mało? Policjantka ma również bliznę od pchnięcia nożem, która jest w podobnym miejscu, co śmiertelna rana zadana Lexie. Tym samym kobieta pod przykrywką przybywa do swego rodzaju komuny, w której mieszkał jej sobowtór i stara się dowiedzieć, kto stoi za zbrodnią.
Litości… Nie wiem, czy książka jest tak głupia i scenariusz tę głupotę tylko powiela, czy może scenariusz jest głupi, bo nie potrafił ugruntować tego, co French napisała w Lustrzanym odbiciu. Jednak jednego jestem pewien – to nie ma rąk i nóg. Poziom nieprawdopodobieństw mocno mierzi w serialu silącym się na brutalny realizm. W prozie niektóre rzeczy uchodzą płazem, ale ten wątek okazał się absurdalny. Doceniłbym Dublin Murders nieco bardziej, gdyby go pominięto.
Dublin Murders zaczyna się interesująco, ale z odcinka na odcinek czułem coraz mniejszą ochotę dobrnięcia do finału, który obejrzałem, gdyż tak wypada, kiedy chce się napisać recenzję.
Szkoda, bo poza scenariuszową nędzą, to jest bardzo solidnie zrealizowany kryminał. Ciężko zdjęcia uznać za filmowe, ale wpadły mi w oko – zarówno realizacyjnie, jak i ze względu na przepiękne irlandzkie plenery. Również sama narracja jest sprawna, a aktorzy grają w większości przypadków całkiem przyzwoicie, chociaż jest kilka nieco dziwacznych postaci. Zarówno Killian Scott jako Rob, jak i Sarah Greene jako Cassie, bardzo sprawnie zarysowali leciutko przerysowanych w swoim upodleniu bohaterów.
Niestety Dublin Murders na koniec dnia okazało się widowiskiem najwyżej znośnym. Był tutaj potencjał i warsztat, ale zabrakło scenariusza. Szkoda pracy aktorów i osób stojących za kamerą, bo wierzę, że gdyby dostali inny skrypt, to mogliby stworzyć coś naprawdę porywającego. Niestety nie wystarczy solidna realizacja i coś co określamy mianem “klimatu”, kiedy zapomina się o samej opowieści, która w tym przypadku jest z jednej strony kuriozalna, a z drugiej totalnie odtwórcza. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że serial podskórnie próbuje nam coś powiedzieć, ale przez to, jak próbuje to zrobić, nie chciało mi się go słuchać, bo zawodzi.
Oglądaj serial Dublin Murders w serwisie BBC iPlayer>>
Recenzja serialu Dublin Murders - sezon 1
Werdykt
Dublin Murders to kryminał zapakowany w ładne pudełko, w który niczego zajmującego nie znalazłem.