Informacji o pracy nad filmem Shang-Chi postanowiłem poświęcić nieco więcej uwagi niż inni. Bo chociaż nie jest to zbyt nośny temat, to wbrew pozorom ta produkcja może nieźle namieszać w kinach.
Historia Shang-Chi rozpoczęła się w 1973 roku. Bohater pierwszy raz pojawił się na łamach komiksu Special Marvel Edition #15. Z czego wyrosła seria Master of Kung Fu, która ukazywała się od 1974 do 1983 roku. Po tym czasie Shang-Chi nie miał łatwego życia, a jego gwiazda nieco przygasła.
Jakkolwiek bohater stworzony przez Steve’a Engleharta i Jima Starlina do dziś pojawia się w nieregularnych seriach lub w występuje gościnnie na łamach innych komiksów. Był członkiem Avengers, Heores for Hire, a nawet agentem MI-6.
Początkowo nie posiadał żadnych mocy. Jednak potrafił i bez tego zlać tyłek niejednemu super-łotrowi. W końcu mowa tu o mistrzu sztuk walk, który równie dobrze posługuje się nunczaku, co gołą pięścią. Dopiero kilka lat temu zyskał umiejętność duplikowania się, gdyż podczas jednej z niezliczonych misji został poddany kosmicznemu promieniowaniu.
Na razie zamówiono scenariusz.
Film jeszcze nie powstaje. Dopiero mamy przymiarki ku temu. Jednak pamiętajcie, że wciąż nie dostał zielonego światła od studia.
Wyłącznie zamówiono scenariusz, który ma napisać Dave Callaham. Scenarzysta znany z pracy nad takimi produkcjami jak Doom, Niezniszczalni, Horseman – Jeździec Apokalipsy, Mściwe serce, Wonder Woman 1984 czy serialem Amazon Prime Video Jean-Claude Van Johnson. Nie jest twórcą wyjątkowo uznanym, ale solidnym i pod okiem Kevina Feige i jego zespołu, z projektu może narodzić się coś niezwykle ciekawego.
Jeśli scenariusz się sprawdzi, Marvel Studios najprawdopodobniej na stołku reżyserskim pozwoli usiąść twórcy o azjatyckich korzeniach.
Chociaż serwisy pokroju Na ekranie zapowiedziały dumnie, że Marvel stworzy film o azjatyckim superbohaterze! (przepraszam, że dobrze robię ich SEO, ale tak wypada) – nie wierzcie w to. To nie jest pierwsze podejście do postaci Shang-Chi. Pamiętam, że kiedy zaczynałem wesołe pisanie, jeszcze w MarvelComics.pl, pojawiły się pierwsze informacje o tym projekcie. Shang-Chi miał być jednym z wielu widowisk marvelowskiego line-upu – w ramach ówczesnej umowy dystrybucjo-licencyjnej z Paramount Pictures – obok takich niepowstałych produkcji jak Nick Fury, Hawkeye, Power Pack czy Cloak and Dagger. Ostatnia z wymienionych adaptacji narodziła się nie jako film, a serial dla serwisu Hulu, który w Polsce możecie oglądać w serwisie ShowMax.
Na tropie głupot.
Będąc przy słowie. Trzeba pamiętać, że z tego typu serwisami informacyjnymi – a w tym przypadku dezinformacyjnymi – to jest tak, że jednego dnia zapowiadają, iż z Netflixa znikną Przyjaciele, by Netflix kolejnego dnia dementował te nieprawdziwe informacje. Najwidoczniej mało im ściągania fake newsów z zachodnich serwisów o niezbyt dobrej reputacji. Tym samym postanowili dołożyć do tej głupawki rodzimą cegiełkę. Zresztą jest to niejedyny serwis, na którym możecie ostatnio niemal każdego dnia poznać nową datę premiery zwiastuna Avengers 4. To robi się żenujące.
Oto Ananas prawdy, który dementuje plotki.
Przyjaciele nie znikną po nowym roku (przynajmniej nie ci na Netflix). pic.twitter.com/nh4VoCAPwU
— Netflix Polska (@NetflixPL) December 4, 2018
Czy się pastwię? Czy się nabijam? Oczywiście. Niektórzy z Was dobrze wiedzą, co sądzę o tego typu informacjach. A kto nie wie, ten może się dowiedzieć z wpisu Plotka czy fake news? Czyli serwisy o popkulturze ścigają się w bagnie informacyjnym.
Jednocześnie chcę zaznaczyć, że nie twierdzę, iż film niepowstanie. Więcej. Zakładam, że prędzej czy później zobaczymy tego bohatera na ekranie. Jednak to jest tylko moja opinia. Przede wszystkim warto czytać źródła i przekazywać nabytą wiedzę w sposób nieogłupiający czytelników i nie dorabiać niepotrzebnie drugiego dna tam, gdzie go nie ma. Jakkolwiek to ich piekiełko, z którego na szczęście szybko się ewakuowałem i teraz pozostało mi wyłącznie obserwowanie tego infotainmentowego cyrku.
Bitwa o Chiny.
Filmy Marvela już dziś zarabiają świetne pieniądze w Chinach. Obecnie jest to drugi, a być może już niedługo będzie to największy rynek kinowy na świecie. Tym samym Kevin Feige i Bob Iger wyczuli okazję. Szczególnie ten drugi od dawna gra o odbiorcę z Państwa Środka (słowo widza byłoby uproszczeniem).
Dla przykładu podam tegoroczne wyniki box office produkcji Marvel Studios. Film Avengers: Wojna bez granic w Stanach Zjednoczonych przyniósł 678 milionów dolarów a w Chinach 359 milionów. Czarna Pantera, czyli trzeci najlepiej zarabiający film w historii kinematografii w Stanach – po Avatarze i Titanicu – zgarnął przy kasach 700 milionów w domu a 105 w Chinach. Duet Ant-Man i Osa w Stanach zarobił 216 milionów i 121 w Chinach.
Trzeba pamiętać jednocześnie, że Chiny zaledwie kilka lat temu otworzyły się na zachodnie kino i ciągle amerykańscy dystrybutorzy muszą brać pod uwagę, że nie wszystkie ich filmy będą mogły się tam pojawić. Jednak z roku na rok jest lepiej.
Ponadto ciągle największe triumfy świecą tam widowiska lokalne. Pierwsza najlepiej zarabiająca niechińska produkcja z box office to Szybcy i wściekli 8. Film z 2017 roku, pomimo tego, że zarobił tylko 226 milionów w Stanach i 392 w Chinach, musiał ustąpić pięciu innym tytułom. Najlepiej zarabiający film Marvel Studios to wspomniana już trzecia część Avengers.
Jest o co się bić. Najlepiej zarabiającym filmem w Chinach jest zeszłoroczny Wolf Warrior 2. Widowisko przyniosło tam oszałamiające 854 miliony dolarów. To więcej niż Avatar (760 milionów) i trochę mniej niż Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy (936 milionów) w Stanach Zjednoczonych.
Bitwa o nowe kino sztuk walk.
Shang-Chi nigdy nie był moim oczkiem w głowie. Pewnie Waszym również nie. Bohater pojawił się w świecie Marvela jako odpowiedź na panującą wtedy modę na kino karate/kung-fu (niepotrzebne skreślić). A przede wszystkim był takim komiksowym Brucem Lee, którego kariera nie trwała długo, ale zostawił po sobie w popkulturze ślad, który do dziś widać z kosmosu.
Później od czasu do czasu pojawiał się aktor, który nijako wypełniał pustkę po Lee. Jak Jackie Chan czy Jet Li. Tym samym Marvel jest w pozycji, w której może nie tylko dołożyć cegiełkę do swojego kina superbohaterskiego, nie tylko rozkochać Chiny, ale i uszczknąć na naszej tęsknocie do widowisk traktujących o sztukach walk. Nie to, żeby to było kino martwe, bo nie jest, ale też nie jest dziś tak popularne, jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu. A tkwi w nim niesamowity potencjał.
Myślę, że korzystając ze świetnych klisz, w Marvelu są w stanie zrobić własne Wejście smoka. Gdybym był na ich miejscu, właśnie tym filmem bym się przede wszystkim podpierał. Wielki turniej walk od Marvela podszyty wątkami szpiegowskimi rodem z Bonda i dodajmy do tego jeszcze choreografię lotów Domu latających sztyletów. To może być spektakularne.
Finansowo możemy mieć do czynienia z buldożerem kas kinowych.
Najpewniej nie będzie to blockbuster, który zarobi 2 miliardy dolarów, ale sądzę, że z tym bohaterem Marvel Studios może sięgnąć przynajmniej po miliard. A to już jest wynik. W dłuższej perspektywie będzie to świetny sposób, by po odzyskaniu Iron Fista i Luka Cage’a od Netflixa, zreinterpretować tych bohaterów i stworzyć podwaliny pod Heroes for Hire.
W samych Chinach mieszka 1,4 miliard ludzi. Ponadto Chińczycy są na całym świecie. Oni łakną postaci bliskich im kulturowo. Podobnie jak Polacy polskich. Tym samym Shang-Chi może przyciągnąć do kin dotychczasowych sympatyków adaptacji komiksów Marvela, osoby pragnące dobrego ekranowego mordobicia oraz widzów, którzy są lub mają korzenie w Chinach. Oczywiście, ci widzowie się przenikają, ale takie mocne, potrójne uderzenie, może onieśmielić sukces Czarnej Pantery – filmu, który również sporo zyskał na tym, że odwoływał się do szczególnej kultury.
Ten niepozorny wojownik może naprawdę nieźle namieszać i umocnić trend, w którym zachód podąża na wschód.
[interaction id=”5c0946fe7792ca7954bca734″]