Ktoś w zarządzie Warner Bros. i DC Entertainment w końcu poszedł po rozum do głowy i zadał sobie bardzo ważne pytanie: czy tuż przed premierą Avengers: Koniec gry świat potrzebuje superbohaterskiego kina na smutno, czy lepiej zostawić tę niszę Batmanowi i wyprodukować coś, o zgrozo, lżejszego w tonie i weselszego, jak Aquaman? Trauma z przeszłości jest dobrym punktem wyjścia dla historii o herosach i ich antagonistach, bo to działa i dobrze się sprzedaje.
Shazam! również na tym bazuje. Billy Batson (Asher Angel) większość życia spędził w rodzinach zastępczych albo na ulicy. W skomplikowany i nieco zabawny sposób próbuje odnaleźć matkę, którą ostatni raz widział w wesołym miasteczku. Miał wtedy trzy lata. Niekonwencjonalne próby odnalezienia mamy powodują jego częste konflikty z prawem, przez co nigdzie nie zagrzał miejsca. W końcu trafia do kolejnej rodziny, w której wszystkie pięcioro dzieciaków też jest adoptowanych. Dzieli pokój z Freddiem (Jack Dylan Grazer), gadułą z niesprawną nogą, zakręconym na punkcie superherosów. Przy kolejnym starciu Freddiego ze szkolnymi zakapiorami Billy decyduje się mu pomóc. Podczas ucieczki metrem spotyka maga, który po latach walki ze złem opada z sił i szuka godnego następcy. Widzieliśmy to w zwiastunie – Billy wypowiada magiczne słowo i przeistacza się w rosłego osiłka w zabawnym kostiumie. A to ledwo początek śmieszkowania.
Tak, będziecie się śmiać na filmie od DC, i to często
Zachary Levi idealnie odgrywa nastolatka w dorosłym ciele, a Jack Dylan Grazer przezabawnie mu mentoruje. Film stawia na głowie schemat mistrz-uczeń, a scenarzyści wciskają żarty, gdzie tylko się da i wszystkie z tych gagów działają aż miło. Jest tu sporo komediowej dynamiki rodem z Deadpoola, ale przystrzyżonej do niższej kategorii wiekowej. Bez obaw można zabrać na Shazam! nieletnie potomstwo. Może nawet wypada. Dziecięca część obsady błyszczy i wróżę tym dzieciakom przyszłość w branży. Zastępczy rodzice i ich pełna chata nadają filmowi emocjonalnej wagi i powagi.
Shazam! jest świetnie napisany
Scenarzyści bardzo udanie stosują patent strzelby Czechowa i żaden z jej wystrzałów nie jest kapiszonem. Pod tym względem wszystko jest dopieszczone i całkiem nienachalnie przygotowuje widzów na rozszerzenie filmowego uniwersum DC. Autorzy poszli trochę na skróty z genezą Thaddeusa Sivany, antagonisty granego przez Marka Stronga. Jednak głowę mam nie tylko od noszenia czapki i okularów, więc pomimo dużego przeskoku czasowego nic mi tu nie zgrzytało. Strong ma posturę i aparycję idealną do takiej roli. A jeśli kiedykolwiek ktoś w Hollywood wpadnie na pomysł przeniesienia na ekran Ślepowidzenie Petera Wattsa (chyba mojej ulubionej powieści sci-fi) – tu jest wasz Jukka Sarasti. Nie dziękujcie.
DCEU nabiera kształtów i rozpędu. Aquaman i Wonder Woman zarobili w kinach konkretne sumy i Shazam! prawdopodobnie czeka to samo. Niech decydenci zostawią smutny, mroczny ton opowieściom o alter ego Bruce’a Wayne’a. Sceny po napisach sugerują, że Liga Sprawiedliwości nie powiedziała ostatniego słowa. Jednak nie każdy z jej członków musi być odzianym w czerń, dręczonym przez weltschmerz, zamaskowanym mścicielem.
Oglądaj film Shazam! w serwisie Chili >>
Recenzja filmu Shazam! (2019)
Werdykt