“Fresh” – recenzja filmu

Dariusz Filipek
7 min czytania
Recenzja filmu "Fresh"

Z ostatniej chwili

Zwiastun filmu “Fresh”

“Fresh” nie jest kanibalistycznym romansem, po którym zwrócicie kolację czy z rozrzewnieniem załkacie pod koniec. Jednak nie da się ukryć, że historia początkowo daje nadzieję na wielką miłość, aby chwilę później okazało się, iż nie o uczucia tu chodzi, a o dorodne mięso z głównej bohaterki, które ma trafić do chłodni jej drugiej połówki.

“Fresh” to świeże, ale niezbyt wykwintne danie przygotowane przez debiutującą w długim metrażu Mimi Cave, która nakręciła film do scenariusza Lauryn Kahn (“Ibiza”). Twórczynie połączyły ludożerczy thriller z lekką miłosną opowiastką osadzoną w nurcie produkcji traktujących o uprowadzeniach. To trochę taka kombinacja “Hannibala” i “Sadysty” z dowolnie wybraną komedią romantyczną. Jakkolwiek niewiele tu powodów do śmiechu, a więcej napięcia i psychologicznej gry między protagonistką i antagonistą. Wszystko to podano na lekko, na szybko, po amerykańsku.

Noę (Daisy Edgar-Jones) poznajemy na moment, zanim spotka Steve’a (Sebastian Stan). Szybko orientujemy się, że kobieta ma serdecznie dość aplikacji randkowej, z której korzysta wyłącznie dlatego, że w takich, a nie innych czasach przyszło jej żyć. Poznawanie kolejnych facetów traktuje niczym niechcianą wizytę u dentysty. Już na wstępie widzimy, dlaczego nie jest wielką fanką całego tego internetowego romansowania. Podczas kolacji użera się ze skończonym palantem naiwnie zakładającym, że zabierając ze sobą resztki jedzenia i krytykując jej ubiór, zrobił na niej na tyle dobre wrażenie, żeby żyli długo i szczęśliwie, a przynajmniej jeszcze kiedyś się zobaczyli.

Dlatego przypadkowe spotkanie z przystojnym, przynajmniej silącym się na błyskotliwość mężczyzną, odmienia jej niezbyt udane życie uczuciowe. Kiedy poznaje Steve’a nieco lepiej, zaczyna cicho wierzyć, iż już nigdy więcej nie uruchomi przeklętego Tindera. Para rozumie się niemal bez słów, a ich zatracenie w sobie jest w utopijnym rozkwicie i szybko zmierza do zawiązania mocnej więzi. Do czasu, kiedy okazuje się, że Steve nie jest tym, za kogo się podawał, a Noa wpada w potężne tarapaty. Nam pozostaje być świadkami dramatu i zastanawiamy się nad tym, czy kobieta wyjdzie z opresji w jednym kawałku.

“Fresh” nie tylko stara się przerazić widza, ale jest też ładnie opakowanym oraz sprawnie opowiedzianym filmem z przesłaniem.

Pod licznymi przykrywkami “Fresh” podejmuje tematy dzisiejszego randkowania, toksycznych związków, a przede wszystkim traktowania kobiet przedmiotowo. Aczkolwiek nie spodziewajcie się wiwisekcji na podjęte tematy. Bardziej przygotujcie się na pochrzanioną, ale powierzchownie potraktowaną opowieść o romansowaniu w dzisiejszych czasach. Wielu z nas poznało to na własnej skórze. Co jest siłą produkcji, gdyż niejedna osoba czytająca te słowa miała niezbyt przyjemne doświadczenia związane z aplikacyjnym rendez-vous w formie instant, ostatecznie pozostawiającymi w nas nierzadko bardzo dziwne wspomnienia. A jeśli film dotyka rzeczy dosyć specyficznych, które są nam całkiem nieźle znane, to historia z miejsca jest nam bliższa.

Steve lubi dobrze zjeść, a Noa nie znosi aplikacji randkowych
Steve lubi dobrze zjeść, a Noa nie znosi aplikacji randkowych

Sprawna narracja, której rumieńców dodaje spodziewany, ale i tak niebanalny zwrot akcji w połączeniu ze zdjęciami Pawła Pogorzelskiego (“Midsommar”) sprawiają, że od “Fresh” ciężko oderwać wzrok. Aż do trzeciego aktu. Ten z minuty na minutę spycha fabułę na mieliznę. Sam finał, zamiast dawać satysfakcję, kompletnie odcina się od budowanej na początku estetyki i na koniec dnia ciężko uznać go za cokolwiek innego, aniżeli małą, kompletnie niekupującą widza katastrofę przypominającą słabiutkie kino eksploatacyjne.

Na szczęście obsada dostarcza wszystko to, co do dostarczenia było. Ciężko szczególnie przyczepić się do gry Stana, a już na pewno złego słowa nie można powiedzieć o Edgar-Jones.

Aktorka jest zwyczajowo świetna i ujmująca. Kupiła mnie w “Normalnych ludziach” i tutaj kolejny raz udowadnia, iż ona nie tyle gra, ile przeistacza się w swoje bohaterki bez zbytecznego kozaczenia. Ciężko nie dać się jej oczarować. Scena, w której tańczy ze Steve’em jest kwintesencją jej umiejętności do zarysowywania spektrum zupełnie nieprzystających do siebie emocji, które w sytuacji zagrażającej jej życiu są jak najbardziej akuratne.

Miało być tak miło, a skończyło się jak zwykle… A przynajmniej nie tak, jak Noa sobie planowała
Miało być tak miło, ale skończyło się katastrofą

Wcielający się w nieco przerysowanego Steve’a, ale zwyczajowo uroczy Stan, całkiem przyzwoicie zaprezentował nam wilka w owczej skórze. Aktor przede wszystkim znany z produkcji Marvela, który niedawno pokazał klasę w “Pam & Tommy”, jest z produkcji na produkcję coraz lepszy. We “Fresh” świetnie sprawdził się zarówno jako widocznie antyspołeczny, sadystyczny i narcystyczny typ, jak i jako rozkochujący w sobie Noę empatyczny, opiekuńczy i ciepły Steve.

Największym dysonansem jest to, że ona jest zbyt olśniewająca, żeby zrobić jej jakąkolwiek krzywdę, a on zbyt sympatyczny, żeby okazać się potworem. I to był strzał w dziesiątkę, aby zderzyć bohaterów wykreowanych przez Edgar-Jones i Stana z brutalną filmową rzeczywistością.

Bez cienia wątpliwości “Fresh” to dosyć przyjemny i mocny thriller, ale niewykorzystujący drzemiącego w nim potencjału.

Groza, chociaż obrazowa, nie trwoży. Głębia, chociaż jakaś jest, to nie na tyle głęboka, żeby istotnie zmienić czy ubogacić patrzenie na rzeczywistość. Z kolei narracja, chociaż przyjemna i obfitująca w zwroty akcji, na koniec dnia prowadzi nas w niesatysfakcjonujące rejony. Także romans między bohaterami, chociaż przyzwoicie ukazany, to nie ma w nim na tyle chemii, aby zrobiło mi się przykro, że rzeczy między Noą a Steve’em posypały się spektakularnie.

Steve onieśmieliłby samego Hannibala Lectera
Steve onieśmieliłby samego Hannibala Lectera

“Fresh” to dla jednych tylko, a dla innych wystarczająco przyjemna historyjka podana na ostro, która koniec końców jest na tyle specyficzna, że wpisuje się bez wstydu zarówno do nurtu kanibalistycznego, romansów, jak i historii o porwaniach. Jednak żadne to “Mięso”, żaden to “Absolwent” i żadna to “Dziewczyna z sąsiedztwa”.

Recenzja filmu "Fresh"
6/10

Werdykt

“Fresh” to dosyć przyjemny i mocny thriller, ale niewykorzystujący drzemiącego w nim potencjału.

Bądź na bieżąco z najnowszymi wiadomościami – dołącz do nas w mediach społecznościowych!

Jeśli chcecie być na bieżąco, śledźcie nas na Threads, Facebooku, Twitterze, Linkedin, Reddicie i Instagramie. Zachęcamy również do subskrypcji naszego kanału RSS na Feedly lub Google News. W razie pytań lub sugestii piszcie do nas na [email protected]. Dołączcie do naszej społeczności i bądźcie zawsze na czasie z najnowszymi trendami i wydarzeniami! Nie zapomnijcie wpaść na nasz YouTube.

Zostaw komentarz