Jeśli lubicie nieskomplikowaną akcję połączoną z totalną rozwałką, to “Gangi Londynu” są jak znalazł dla sierot po niezapomnianym “Banshee”.
Zanim Gareth Evans nakręcił “Gangi Londynu” zabłysnął filmową serią “Raid”, ale poza tym nie miał wielkich sukcesów. Jego “Apostoł”, który trafił na Netflix, niestety nie okazał się wielkim hitem i od tego czasu co rusz słyszymy o kolejnych projektach, których się podejmuje, ale ich produkcja jest mocno przeciągana. Na szczęście najnowszym serialem udowadnia, że wciąż ma w sobie to coś, co sprawia, iż od jego widowisk ciężko się oderwać.
W “Gangach Londynu” nikt nie bawi się w subtelności fabularne, nie próbuje się wymyślać koła od nowa. Zamiast tego dostaliśmy prostą opowieść, w której jest tyle mięsa, że twórcy mogliby nim obłaskawić wszystkich bezdomnych w Londynie.
Serial opowiada o policjancie pracującym pod przykrywką, krok po kroku wkupującym się w łaski rodziny, która szeroko pojętą przestępczość przekształciła w multimiliardowy biznes. Wallace’owie piorą brudne pieniądze, przede wszystkim inwestując w ekskluzywne nieruchomości w centrum Londynu. I ta zbrodnicza idylla mogłaby trwać, gdyby nie to, że głowa rodziny zostaje odstrzelona przez nastolatka, który został opłacony przez tajemniczego zleceniodawcę.
Po śmierci Finna Wallece’a (w tej roli Colm Meaney) wszystko się sypie. Władzę w organizacji przejmuje jego syn, niezrównoważony i impulsywny Sean (Joe Cole), który tak w przenośni, jak i dosłownie sprawia, że Londyn staje w ogniu. Jego zachowanie ma wyjątkowo zły wpływ na organizację i niepokoi nim swoich partnerów, którzy i bez niego nie pałają do siebie sympatią. Postępowanie Seana dolewa oliwy do ognia i zaczyna się prawdziwa masakra.
W centrum tego zamieszania jest Elliot Finch (Sope Dirisu), który infiltruje rodzinę, ale nie ma pojęcia, że wpakował się w niezłe bagno. Musi zadowolić wszystkich – Wallaceów, policję, działającą w ukryciu organizację potężniejszą i bardziej niebezpieczną od samych przestępców, a w międzyczasie musi jeszcze jakość przeżyć. I to ostatnie będzie najtrudniejsze.
Motyw policjanta pod przykrywką przerabialiśmy tysiące razy na tysiące sposobów, ale “Gangi Londynu” to taka serialowa petarda, że ciężko mieć komukolwiek za złe jakiekolwiek klisze.
Pokochacie, kiedy rzeczy wybuchają, bo jak już coś jest wysadzane, to wysadza się to z pompą. Bijatyki nie są typowym nawalaniem po gębach, gdyż ich harda i bezkompromisowa choreografia została tak pieczołowicie przygotowana, wymuskana na każdym kroku, że zwykła wymiana ciosów zamienia się niemal w sztukę. Nie spodziewajcie się też zwyczajnych strzelanin. Kiedy padają strzały, możecie być pewni, że dostaniemy spektakularną jatkę. Akcja jest dopieszczona w każdym calu, a krwi leje się tu więcej niż w rzeźni. Tak, to nie jest serial dla osób o słabych żołądkach. Piąty odcinek to wręcz jedna wielka sieczka, jakiej w żadnym innym serialu kryminalnym jeszcze nie widziałem. Po prostu brutalne piękno w czystej postaci.
“Gangi Londynu” to mała atomówka. Doskonale zrealizowana, wypełniona świetnymi kreacjami i pędząca tak szybko, że od serialu ciężko się oderwać nawet po zarwanej nocce. Jedyny problem, jaki miałem z serialem, to odcinek finałowy, który totalnie mnie nie kupił. Miał kilka momentów, ale zdecydowanie odstaje od reszty. Brakuje mu pomysłu, finezji, sprawia wrażenie napisanego na kolanie, byle zostawić furtkę kontynuacji. Da się go przeżyć, ale ciężko go nie wypomnieć.
Jeśli chcecie się zatopić w bezkompromisowej jeździe bez trzymanki, to “Gangi Londynu” są właśnie dla Was.
Fani wspomnianego “Banshee” czy nawet superbohaterskiego “The Boys” nie będą narzekali. Tego jestem więcej niż pewien. “Gangi Londynu” to serial dla tych, którzy nie boją się na kilka godzin wyłączyć myślenie i zatopić w skrajnie niepoprawnej jatce, tak wciągającej, że pominięcie tego serialu byłoby grzechem.
Oglądaj serial “Gangi Londynu” w serwisie Player.pl ▶
Recenzja serialu "Gangi Londynu" ("Gangs of London") - sezon 1 (Cinemax/Sky Atlantic)
Werdykt
“Gangi Londynu” to serial dla tych, którzy nie boją się na kilka godzin wyłączyć myślenie i zatopić w skrajnie niepoprawnej jatce, tak wciągającej, że pominięcie tego serialu byłoby grzechem.