Netflix promuje pedofilię czy afera związana z filmem “Gwiazdeczki” to burza w szklance wody?
Rok bez kilku afer związanych z Netflixem jest rokiem straconym. Tym razem poszło o film “Gwiazdeczki”. Niespełna trzy tygodnie przed premierą jego zwiastun i opis wywołały burzę w sieci.
Z tymi “Gwiazdeczkami” to jest twardy orzech do zgryzienia, bo temat jest delikatny i śliski. Zwiastun pokazuje młodziutkie dziewczyny, które uciekają od rzeczywistości w taniec. Polskojęzyczny opis filmu mówi o jedenastoletniej Amy zaczynającej buntować się przeciwko konserwatywnej rodzinie, gdy odkrywa fascynację tańcem i dołącza do wyzwolonej grupy tanecznej. Brzmi to trochę jak spin-off “Django”, ale zostawmy to w spokoju, bo najważniejsze jest to, co mówi o produkcji opis anglojęzyczny, w którym jedenastolatka jest zafascynowana twerkującym* zespołem tanecznym. Ma nadzieję dołączyć do nich i zaczyna odkrywać swoją kobiecość, a wszystko to robi na przekór rodzinnym tradycjom.
*Ja to nazywam inaczej, ale dziś nie jestem na tyle śmiały, by podzielić się giętkim językiem. Większość z Was wie, iż w twerkowaniu chodzi głównie o trzęsieniu pupą w rytm muzyki. W ekstremalnych przypadkach dochodzi do pocierania tyłkiem o krocze partnera lub partnerki.
Zapowiedź filmu jest faktycznie niefortunna, ale kompletnie nie oddaje tego, czym jest ta produkcja.
Gdyby było inaczej, nie oglądalibyśmy filmów, tylko ich zwiastuny. Byłoby szybciej i taniej, prawda? Zwiastun jest faktycznie nieco dziwaczny, a anglojęzyczny opis filmu koszmarny. Przyznam, że moja pierwsza reakcja na opis była nieprzyjemna. Pomyślałem, że to musi być niezłe dno. Gdybym się w temat nie wgryzł, to zostałbym przy stwierdzeniu, że scenarzysta nieźle odpłynął, a za nim producenci, którzy na oceanie beznadziei znaleźli tonącego reżysera i wszyscy razem idą na dno. Na szczęście nauczyłem się nie wyciągać pochopnych wniosków, jak wielu nierozgarniętych ludzi złapanych w sieć.
Zwiastun faktycznie pokazuje, że w tym komediodramacie dziewczynki tańczą, kradną i ogólnie dobrze się bawią, starając się jednocześnie uciec od szarej rzeczywistości i skostniałych tradycji rodzinnych oraz kulturowych. Są wyzywające, niegrzeczne i ogólnie robią rzeczy, których dzieciaki w ich wieku robić nie powinny. Dodając do tego opis i można odnieść wrażenie, że z filmem napisanym i wyreżyserowanym przez Maïmouna Doucouré jest coś stanowczo nie tak. Na szczęście słowo “wrażenie” jest w tym przypadku kluczowe.
Ironio droga, znowuż mnie powaliłaś, bo “Gwiazdeczki” to nie jest film seksualizujący dzieci, ale wręcz przeciwnie – widowisko sprzeciwia się takiemu traktowaniu nieletnich.
Zadałem sobie nieco trudu i sięgnąłem do kilkunastu recenzji “Gwiazdeczek”, które są dostępne na Rotten Tomatoes dla wszystkich zainteresowanych. 82% z nich to opinie pozytywne, a wszystkie zebrane dały średnią notę 7,21/10. Wygląda na to, że Netflix kupił prawa do całkiem porządnego widowiska. Chociaż na wszelkiego rodzaju filmowych portalach społecznościowych, widzowie, którzy filmu nie widzieli, już stawiają mu 1/10, to tak naprawdę nie mają pojęcia z czym mają do czynienia.
Większość krytyków nie tylko doceniła “Gwiazdeczki”, ale wręcz określiła film zupełną sprzecznością tego, jak odbierają go po zwiastunie i opisie ludzie, którzy go nie widzieli. Widowisko ma pokazywać jak młode dziewczyny są seksualizowane. Wyrażać sprzeciw wobec takim zachowaniom. Ma to być coś więcej niż komentarz społeczny, który odnosi się do drapieżnych mężczyzn, którzy seksualizują młode dziewczynki. To także opowieść o kruchości młodych umysłów. Film pokazuje niebezpieczeństwa dojrzewania w erze cyfrowej.
Netflix przeprosił za to, jak w firmie zabrano się za promocję “Gwiazdeczek”.
Wychodzę z założenia, że nie należy przepraszać, kiedy nikomu się nie zrobiło krzywdy, ale najwidoczniej ludzie z Netflixa są mniej narcystyczni niż ja. Serwis Deadline przekazał, że gigant strumieniujący wyraża głębokie ubolewanie nad tym, iż popłynął o kilka mostów za daleko z promocją filmu. “Bardzo nam przykro z powodu nieodpowiedniej grafiki, którą wykorzystaliśmy do promocji “Gwiazdeczek”. To nie było ok, ani nie jest reprezentatywne dla tego francuskiego filmu, który miał premierę na Sundance. Właśnie zaktualizowaliśmy zdjęcie i opis”.
Ze swojej strony dodam, że czasami trafiają do mnie materiały promocyjne z Netflixa, które wołają o pomstę do nieba albo są pełne błędów. Zresztą widzowie, którzy śledzą opisy filmów i seriali w serwisie, wiedzą, iż czasem niewiele mają one wspólnego z czymkolwiek.
Bez petycji nie mogło się obejść, a kultywujący kulturę przekreślenia zwyczajowo pokazali się od najgorszej strony.
Zacznijmy od kultury przekreślenia, czyli zagadnienia niezbyt w Polsce rozpoznanego, ale jakże obecnego. Wściekli ludzie chcą coś znaczyć, więc dają upust swojej wściekłości niczym szarańcza wypuszczona ze słoika. Chociaż dotychczasowe badania nie są zbyt dogłębne, to już teraz psycholodzy mówią, iż mamy do czynienia ze zwykłymi szkodnikami, nierzadko mocno zaburzonymi.
Twitter, jak to Twitter, zwymiotował bezprzedmiotowym, niezdrowym niezadowoleniem, które sprawia, iż ten serwis w ogóle funkcjonuje. On jest napędzany jadem. Hasztag #cuties to wręcz studnia do wylewania bezzasadnych gorzkich żali. Czasem zastanawiam się, czy ten serwis społecznościowy nie powinien zmienić nazwy na Tutajsiękłócimy.com albo jakoś równie akuratnie, ale lotniej i krócej.
W tym wszystkim znalazło się miejsce dla petycji. Codziennie powstają nowe, coraz bardziej absurdalne, więc szybko tracą na znaczeniu. Niestety odbija się to na tych sensownych, obok których coraz częściej przechodzimy z obojętnością. Ta dotycząca “Gwiazdeczek” ma na tę chwilę ponad 150 tysięcy wirtualnych podpisów, które obstają przy tym, żeby usunąć “Gwiazdeczki” z Netflixa. Najpierw film musiałby być w serwisie, ale nie doszukujmy się tu logiki.
Zarzuty o pedofilię i seksualizację są z czapy wzięte. Pustej czapy.
Nawet nie tyle wydaje mi się, ile jestem pewien, że ostatecznie nie jest to temat dla twitterowych wojowników czy facebookowych obśmiewaczy. To sprawa, która powinni zająć się psycholodzy, a nie osoby bawiące się w petycje i serwisy społecznościowe. Specjaliści mający dorobek naukowy w tego typu kwestiach – przede wszystkim seksuolodzy oraz psychotraumatolodzy – powinni dogłębnie zbadać kwestie produkcji filmowych i serialowych, które faktycznie mają negatywny wpływ na widzów. W przypadku “Gwiazdeczek” wiele wskazuje na to, że całe to pospolite ruszenie przeciwko Netflixowi zaraz skończy w rowie melioracyjnym.
W obiegu są o wiele większe filmowe przegięcia, w których przypadku byłbym bliższy cenzurowaniu. Warto wspomnieć tu “Ślicznotkę” (film jest dostępny w serwisie Chili), która jest bodaj najbardziej docenionym przez widownię i krytyków filmem, w którym w stroju Ewy prezentuje się jedenastoletnia Brooke Shields wcielająca się w młodziutką prostytutkę. Takich filmów jest sporo. O niektórych z nich wspomniałem przy okazji zestawienia kontrowersyjnych filmów czy reżyserów.
W przypadku “Gwiazdeczek” zarzuty o pedofilię są bezsensowne i kompletnie nieumotywowane w rzeczywistości. Twierdzenie, iż film seksualizuje dzieciaki to także totalna bzdura, której kłam zadają recenzenci. Jedyne, co poszło nie tak, to promocja. Ta okazała się wyjątkowo nietrafiona. Z drugiej strony muszę zaznaczyć, iż gdyby nie cała ta afera to najpewniej filmu bym nie obejrzał. Teraz odliczam dni do premiery.
Oczywiście, że nie powinno nie zakazywać. Ten film nie zawiera żadnych erotycznych scen. A taniec nie jest w żadnym wypadku pornografią. Fabuła filmu wręcz opowiada o tym, że to co robią dziewczyny może być szkodliwe.
Jedno trzeba przyznać Sundance TV i Netflix narobili dużo szumu, film się sprzeda!