W sieci na dobre rozgorzała dyskusja na temat wartości ostatnich Gwiezdnych wojen reklamowanych jako finał sagi Skywalkerów. Większość recenzentów sugeruje, że Gwiezdne Wojny J. J. Abramsa są gniotem albo arcydziełem. Dodatkowo oliwy do ognia dolali użytkownicy Reddita, sugerujący, że Disney nie tylko ograniczał swobodę reżysera, ale wręcz sabotował jego poczynania. W całej tej burzy najsmutniejsze jest to, że najnowsze Gwiezdne Wojny niemal każdy – i entuzjasta i krytyk – ocenia jedynie w odniesieniu do ogromnego zamieszania wokół produkcji.
Przebudzenie Mocy może i było filmem bezpiecznym, nieryzykującym wyprawy w niezbadane rejony galaktyki, ale doskonale oddało klimat serii, umiejętnie łącząc wprowadzenie nowych bohaterów z powrotem starych znajomych z oryginalnej trylogii. Ostatni Jedi wywrócił schemat do góry nogami, narażając się na krytykę najzagorzalszych fanów gwiezdnej sagi. Według mnie to zresztą najlepsza część nowej trylogii Gwiezdnych wojen, bo dostaliśmy tu zarówno zupełnie niespodziewane plot twisty, sporą dawkę nostalgii, jak i świeże spojrzenie na materiał źródłowy.
Najbardziej dziwi jednak, że fandom uparcie równał z ziemią zarówno Przebudzenie Mocy, jak i Ostatniego Jedi. O ile można zrozumieć krytykę pierwszego z filmów, o tyle ciężko logicznie wytłumaczyć, jakim cudem ci sami ludzie, którym nieprzypadła do gustu odtwórczość Przebudzenia Mocy, miażdżyli również reżysera Ostatniego Jedi za… nowatorskie pomysły. Tak naprawdę fandom Gwiezdnych Wojen po raz kolejny pokazał, że nie istnieje sposób na zadowolenie go – w jakikolwiek film nie zostałby nakręcony, i tak będzie przez “fanów” krytykowany. Nieważne czy za wzorowanie się na starej trylogii, za oryginalne pomysły, za żerowanie na popularności starych postaci czy za wprowadzenie ciekawszych nowych – zawsze znajdzie się powód, by powiedzieć, że to już nie to samo co kiedyś i Gwiezdne Wojny skończyły się Kill’Em Allem na Powrocie Jedi Imperium Kontratakuje Star Wars Holiday Special (obczajcie to na YouTube, przednia rozrywka gwarantowana!).
Poe Dameron jest godnym następcą Hana Solo
Prawdę powiedziawszy, nie dziwię się Disneyowi, że przy produkcji Skywalker. Odrodzenie działał zachowawczo. Po krytyce, jaka spadła na Riana Johnsona i całą franczyzę Gwiezdnych Wojen za Ostatniego Jedi, ale też na samego Abramsa za Przebudzenie Mocy Kathleen Kennedy musiała zrobić jednocześnie coś, co zbytnio nie wyłamywałoby się ze schematów rządzących serią od Nowej nadziei, ale też nie wyglądałoby na kopię Powrotu Jedi. Z tego zadania twórcy wywiązali się znakomicie – Gwiezdne Wojny: Skywalker. Odrodzenie nie rozsadza ram gatunku, ale to wciąż naprawdę przyzwoity kawał gwiezdnej sagi.
Na tle całej obsady najjaśniej błyszczy Oscar Isaac. Odgrywany przez niego Poe Dameron jest w roli zawadiaki godnym następcą Hana Solo, ale też nie stara się bezmyślnie naśladować słynnego wcielenia Harrisona Forda. Isaac kradnie większość ze scen, w jakich pojawia się cała walcząca z Najwyższym Porządkiem drużyna. Duża w tym zasługa scenarzystów, którzy włożyli w jego usta naprawdę soczyste riposty. Pod tym względem cały Skywalker. Odrodzenie prezentuje się świetnie.
J. J. Abrams może nigdy nie zachwycał nagłymi zwrotami fabularnymi, ale też nie zawodził, jeżeli chodzi o dialogi. Tak też stało się w najnowszej odsłonie Gwiezdnych Wojen, gdzie humor sytuacyjny i naturalne rozmowy, jakie prowadzili ze sobą bohaterowie, odwracały uwagę od luk (hehe) chociażby w kwestii ewolucji postaci. Nie są może one tak wielkie, jak chcieliby tego hejterzy, ale nie da się ukryć, że niektóre nagłe zmiany nastawienia o 179,9 stopnia wydają się nieco naciągane.
Abrams godnie pożegnał Skywalkerów
Daisy Ridley jako Rey sprawdza się bardzo dobrze – jest jednocześnie swobodną dziewczyną z pustkowia i zdecydowaną Jedi. Umiejętnie potrafiła też pokazać wewnętrzny konflikt, jaki rozgrywał się w jej głowie już od Przebudzenia Mocy.
Jednak z oczywistych względów uwaga widzów skupiała się bardziej na Carrie Fisher, która pojawiła się na dużym ekranie najpewniej ostatni raz (chyba że ktoś zdecyduje się na pośmiertne odtworzenie postaci za pomocą CGI, jednak twórcy ostatnich Gwiezdnych wojen już wcześniej zapowiedzieli, że tego nie zrobią). Legendarna księżniczka Leia jest tak samo charyzmatyczna i bezpośrednia jak w poprzednich filmach. Czasami wprawdzie było widać, że sceny z nią nagrano wcześniej, jednak Abrams stanął w tym przypadku na wysokości zadania i godnie pożegnał córkę Dartha Vadera. Podobnie zresztą uczynił z jego synem (Mark Hamill już wcześniej zapowiedział, że to jego ostatni występ w Gwiezdnych Wojnach). Oczywiście zupełnie inną kwestią jest ewentualne pojawienie się ich młodszych wersji w serialach dla Disney+, na przykład tym o Obi-Wanie Kenobim.
Na uwagę zasługuje powrót starych postaci – takich jak Lando Calrissian i Wedge Antilles. Szczególnie Billy Dee Williams swoim dynamicznym wejściem z miejsca kupił sobie fanów nowej trylogii. Mimo 82 lat na karku wciąż ujmuje swoją nonszalancją tak samo jak cztery dekady wcześniej w pierwszej trylogii Gwiezdnych wojen.
Oczywiście nie mogło też zabraknąć nowych słodkich kosmitów i robotów, z jakich Disney będzie mógł zrobić świetnie sprzedające się zabawki. Na tym polu najlepiej sprawdza się chyba D-0 jako retro-robot, który towarzyszy BB-8 i Babu Frik jako miniaturowy ekspert od elektroniki. Mimo to ciężko przypuszczać, by któryś z nich przebił pod względem memiczności kultowego już Baby Yodę z Mandaloriana. Z mniej “gadżetowych” postaci warto zwrócić uwagę na Zorii Bliss i Jannah, których zadaniem było chyba wypełnienie dziury fabularnej po zupełnie niezasłużenie shejtowanej po premierze Ostatniego Jedi Rose (mam tylko nadzieję, że owo ograniczenie nie było decyzją twórców, a samej aktorki).
Skywalker. Odrodzenie to dobry film, ale niekoniecznie podsumowanie całej sagi
Pod względem muzycznym ciężko się do czegokolwiek przyczepić – John Williams nie prezentuje nam wprawdzie niczego, czego byśmy nie znali, jednak nie jest to w żadnym razie wada – za każdym razem, gdy słyszymy znane od dziesięcioleci motywy, coraz bardziej poddajemy się magii Gwiezdnych Wojen i przełykamy większe i mniejsze dziury fabularne. Bo tak, realizm nie jest mocną stroną filmu. Zresztą tak naprawdę nigdy nie był – poczynając od blasterów i wybuchów w kosmosie, a skończywszy na samej idei Mocy. Tyle że jeżeli film jest poprawnie zrealizowany pod względem technicznym, nie przeszkadza to aż tak bardzo. Szczególnie jeżeli porównamy najnowsze Gwiezdne Wojny do trylogii prequeli, z której poziom trzymała tak naprawdę jedynie Zemsta Sithów.
Na najnowszych Gwiezdnych Wojnach bawiłem się naprawdę dobrze. Myślę, że podobne wrażenia powinna mieć większość fanów sagi… Chyba że spodziewali się finału idealnie spinającego wszystkie filmy. Bo tym jednak Skywalker. Odrodzenie z pewnością nie jest. Trochę brakuje mi tu sięgnięcia do samego początku (chronologicznego) całej historii i zaskoczenia przynajmniej kilkoma rewelacjami z tamtego okresu. Wbrew temu, co starał się wmówić w kampanii reklamowej Disney, najnowsze Gwiezdne Wojny to zdecydowanie nie film podsumowujący całą sagę. Trylogię może jeszcze tak (nie wierzcie w rzekomy konflikt na linii reżyserzy – Disney; twórcy poszczególnych epizodów mieli wprawdzie nieco inną wizję, ale mimo kilku zgrzytów i niekonsekwencji nowe filmy bronią się również jako całość), ale całych Gwiezdnych wojen już nie. To wcale nie musi psuć przyjemności z seansu nawet najzagorzalszym fanom, ale po prostu warto być tego świadomym.
Moc wciąż jest z nami
Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie nie jest filmem pozbawionym wad. Scenariuszowi brakuje polotu, czasem kuleje logika, ale to dalej Gwiezdne wojny. Magia rycerzy Jedi wciąż uwodzi tak samo jak kiedyś, a postacie takie jak Poe, Rey czy Finn godnie zastępują Luka, Leię i Hana. Adam Driver jako Kylo Ren zaś pokazał, że z jednego z najbardziej hejtowanych bohaterów nowej trylogii można uczynić bodaj najgłębszą psychologicznie postać w całej sadze.
Tak naprawdę rozczarować może się tylko ten, kto spodziewał się połączenia wszystkich wątków z trzech trylogii. Każdy jednak, kto da szansę najnowszemu dziełu J. J. Abramsa i przymknie oko na drobne poślizgnięcia, będzie się bawił i wzruszał na najnowszych Gwiezdnych wojnach równie dobrze, jak przed laty.
Oglądaj film Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie w serwisie Chili >>
Recenzja filmu Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie (Star Wars: The Rise of Skywalker)
Werdykt
Solidne pożegnanie ze Skywalkerami.