Witamy w szalonym 1969 roku, kiedy kazirodztwo i seryjne mordowanie nareszcie poszły w parze. Wszystko dzięki “I Start Counting” z cudowną Jenny Agutter na pierwszym planie.
CZYTAJ WIĘCEJ O:
I START COUNTING
“I Start Counting” to świetny przykład na to, że w pogoni za nowościami umyka nam mnóstwo interesujących klasyków. Żeby zobrazować nieobecność filmu w masowej świadomości, odnotuję tylko, że temu niegdyś głośnemu thrillerowi z Wielkiej Brytanii wystawiono na Filmwebie do dziś zaledwie jedenaście ocen. Jedna z nich jest moja. Co absolutnie nie znaczy, że produkcja zasługuje na zapomnienie.
Dekady wstecz o adaptacji powieści Audrey Erskine-Lindop było głośno. Nawet pomimo tego, że to nieepatująca przemocą czy seksem, opowiastka o wchodzeniu w dorosłość z mocno zarysowanym wątkiem kryminalnym. Historia przepisana na potrzeby filmu przez Richarda Harrisa, głównie znanego z pracy nad serialowymi klasykami jak “Przygody Sherlocka Holmesa”, “Rewolwer i Melonik” czy “Święty”, podjęła dosyć odważny temat — quasi kazirodztwa.
Nastoletnia Wynne (w tej roli Agutter) fantazjuje o ślubie, spółkowaniu i dzieciach ze swoim ponad trzydziestoletnim bratem przyrodnim, George’em (tutaj Bryan Marshall). Jednocześnie dziewczyna zaczyna podejrzewać, iż obiekt zauroczenia może być seryjnym mordercą grasującym po miasteczku. To niespecjalnie jej przeszkadza. On niekoniecznie jest zainteresowany kilkanaście lat młodszą siostrą, a jego zachowanie faktycznie zdradza, że ma jakiś sekret.
Widowisko wyreżyserowane przez twórcę “Roots” i “Pogody dla bogaczy”, Davida Greene’a, interesująco ukazuje emocjonalnie niedojrzałą, ciekawą świata czternastolatkę, odkrywającą swoją pokręconą seksualność.
Była to bodaj pierwsza duża rola Agutter i aktorka z miejsca pokazała, że pomimo zaledwie szesnastu lat na karku, jest świetna na pierwszym planie. Większość z widzów kojarzy ją przede wszystkim z niewielkiej roli w filmach Marvela (“Avengers” i “Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz”), co jest znakiem czasów i sporą niesprawiedliwością. W końcu wystąpiła wcześniej, chociażby w kontrowersyjnych, świetnych i odważnych filmach jak “Jeździec” oraz “Walkabout”. Swoje miejsce w świadomości masowej widowni zaznaczała “Ucieczką Logana” w 1976 roku, w “Amerykańskim wilkołaku w Londynie” w 1981 roku” czy w “Powrocie Laleczki Chucky” w 1990 roku. Każdorazowo, nawet grając w szrotowym kinie, udowadniała, że jest kosmicznie utalentowana i dziś wydaje mi się, że nieco niedoceniona.
Aczkolwiek “I Start Counting” warto obejrzeć nie tylko ze względu na Agutter i jej lekką, naturalną oraz inteligentną umiejętność wgryzania się w postać. Widowisko jest też interesującym obrazem swoich czasów, kiedy zachodziły mocne zmiany w społeczeństwie. Młodzi pomimo religii, norm społecznych czy kulturowych uwarunkowań, chcieli wyrwać się z utartych konwenansów i żyć pełnią życia, pomimo niebezpieczeństw, jakie to niosło. Opowiedziano o tym nieco z przymrużeniem oka, burząc trochę krew w żyłach.
Obserwujemy to wszystko oczami nastolatki, dopiero poznającej życie, której fantazje ocierają się o zachowania graniczne. I chociaż drugi plan miejscami wydaje się zbyteczny czy wręcz przerysowany, to znośnie prezentuje przepaść pokoleniową — jej bracia czy rodzice żyją w zupełnie innych rzeczywistościach, zmagają się z całkowicie innymi problemami. Co można śmiało przełożyć na dzisiejsze czasy.
Wszystko to dostaliśmy na ładnym obrazku, przy którym najmniej trzymają nas zagadkowe morderstwa.
Bardziej byłem ciekaw, jak dalej potoczy się niewydarzony romans pomiędzy 14-latką i jej 32-letnim bratem przyrodnim, aniżeli kryminalnymi zagadkami. Zbytnio skupiono się na romantycznych rozterkach Wynne, a za mało na budowaniu poczucia niebezpieczeństwa. Przez to film starający się być thrillerem dziś bardziej trafi w gust widzów łaknących interesujących i nieco pokręconych opowieści o ludziach i ich problemach oraz dziwactwach. Jakkolwiek domorosłe zabawy dziewczyny w detektywa też mają swój urok. Pomimo niedoskonałości, tak czy inaczej, bawiłem się świetnie. I ta Agutter!
Recenzja filmu "I Start Counting"
Werdykt
Pomimo niedoskonałości na “I Start Counting” bawiłem się świetnie!