To miało olbrzymie problemy realizacyjne. Film na przestrzeni dekady przechodził z rąk do rąk, aż trafił na Andreasa Muschiettiego, który odebrał projekt od Caryego Fukunagi. Według wielu nie był to dobry zwiastun. I jak często bywa, wielu się grubo myliło.
Przeczytaj recenzję: Annabelle: Narodziny zła
Reżyser przenosi nas w późne lata 80., do zabitej dechami mieściny Derry, gdzie diabeł mówi dobranoc, a piękne widoki lepiej oglądać na pocztówkach. Tutaj ojcowie napastują córki, a synów regularnie obijają. W tym miejscu zaginął siedmioletni Georgie i wiele innych dzieci. Czai się tu coś pierwotnie złego. Z czym przyjdzie zmierzyć się nastoletniemu klubowi frajerów. Billy, Mike, Eddie, Beverly, Ben, Richie i Stanley chcą odkryć, co nawiedza Derry. Jednak nie wiedzą, że tym samym będą musieli zmierzyć się ze swoimi skrzętnie pielęgnowanymi lękami.
To najmocniej kojarzy się z serialem Stranger Things.
Lata 80. Zaginiony chłopiec. Fantastyczne, budzące grozę potworności. Kino nowej przygody i nastoletnia, trudna przyjaźń, która trwa pomimo różnic i zagrożeń. Jest nawet główny bohater serialu – Finn Wolfhard, który w filmie wcielił się w Richiego. Jednak usprawiedliwię twórców, pisząc, że podobieństwa są przypadkowe. Zdjęcia do adaptacji prozy Stephena Kinga rozpoczęły się w ubiegłoroczne wakacje, czyli kilka miesięcy przed premierą pierwszego sezonu. Co nie zmienia tego, że widz, któremu zeszłoroczne widowisko Netflixa sprawiło frajdę, oglądając To, będzie nieco skonfundowany, ale jednocześnie ukontentowany.
To wręcz kipi od rzeczy, którymi można porównywać film do serialu Matta i Rossa Duffera, ale Muschietti bardziej bawi się konwencją gatunku, niż przerzuca odwołaniami. Czas ekranowy poświęcając przede wszystkim na jak najmocniejsze oddanie grozy dorastania.
Szczęśliwie adaptacją zajął się reżyser Mamy, który nie tylko znakomicie odnajduje się w strasznych historiach, co potrafi świetnie opowiadać je z perspektywy dzieci. Przedstawia klub frajerów niczym zwierzątka domowe, których los zależy od właścicieli. Dorośli często nie są nimi zainteresowani i nie potrafią właściwie postępować ze swoimi pociechami. Na pozór mamy do czynienia z horrorem o morderczym klaunie. A Pennywise jest tylko, czy może raczej aż schowkiem, który materializuje obawy bohaterów.
Niestety nie wszystko się udało.
W To są przerażające momenty i mocne sceny, jednak nie nastawiajcie się na film gatunkowo. Nie jest to produkcja wyjątkowo straszna. Widowisko często gubi rytm, a widz szybko uodparnia się na sztuczki filmowców. Nie pomagają – skądinąd świetne – efekty specjalne. Okazuje się, że Pennywise najbardziej przeraża, kiedy kusi swoim okropnym głosem i pokraczną mimiką. Trauma opada, gdy dopada go CGI.
Kolejnym grzechem produkcji są wyjątkowo niepotrzebne dłużyzny. Nie zagrała również muzyka. Strasznie brakowało charakterystycznej ścieżki dźwiękowej, nie tylko umilającej seans, ale dzwoniącej w uszach także po wyjściu z kina.
Cała reszta wypadła wyśmienicie. Zdjęcia, aktorstwo, historia. Na takie blockbustery warto chodzić do kina.
Okazuje się, że ignorancją można wyrządzić sobie niesamowitą przysługę. Chociaż przeczytałem mnóstwo książek Kinga, to Tego nie ma pośród moich lektur. Miniserial z 1990 roku widziałem tak dawno, że mógłbym napisać, iż wcale, gdyż wspomnienia pokrywa gęsta mgła niepamięci. Tym lepiej, bo bez uprzedzeń i oczekiwań, odebrałem tegoroczną adaptację jego prozy.
Przeczytaj recenzję: Zło we mnie
To zasługuje na wysoką pozycję w panteonie najlepszych filmów powstałych na kanwie historii spod jego pióra. Chociaż, kiedy myślę o kinie grozy, czuję, iż nie jest to poziom Misery czy Lśnienia. Jeśli jednak łakniecie dobrej opowieści i niestraszna Wam horrorowa konwencja, czym prędzej biegnijcie do kin.
Oglądaj film To w serwisie Chili >>
Ocena końcowa
To (2017) [It]
Na takie blockbustery warto chodzić do kina. Jedna z najlepszych adaptacji prozy Stephena Kinga. Warto.