https://www.youtube.com/watch?v=t5cvXE8GXEw
Jak nas widzą to była obietnica świetnego widowiska opartego na faktach i chociaż serial nie zawiódł, to też nie ma na tyle ikry, żeby być kolejną wielką rzeczą Netflixa. Produkcja miała aspiracje, by poruszyć świat, ale ostatecznie jedynie zgrabnie przypomina ważną sprawę.
Jak nas widzą to opowieść o sławnej w swej niesławie sprawie Piątki z Central Parku. Wielu z Was zapewne o niej słyszało, chociażby z filmu dokumentalnego The Central Park Five. Życie grupki nastolatków zmieniło się w koszmar po 19 kwietnia 1989 roku. Pięciu chłopców oskarżono o gwałt, pobicie, udział w zamieszkach, rabunek oraz próbę morderstwa. I faktycznie Trisha Meili ledwo uszła z życiem. Została zgwałcona i tak dotkliwie pobita, że do końca życia będzie odczuwała nie tylko psychiczne, ale również fizyczne skutki tamtego przerażającego zdarzenia.
Jak powszechnie wiadomo, policja i prokuratura nakłonili chłopców do złożenia fałszywych, obciążających ich zeznań, które doprowadziły do tego, że stanęli przed obliczem sądu. Koniec końców zostali skazani na wieloletnie odsiadki. Jednak po ponad 10 latach od wyroków skazujących okazało się, że byli niewinni. Ponadto po ponad 20 latach od usłyszenia wielokrotnie słowa winny, wywalczyli odszkodowanie od miasta Nowy Jork, które wyniosło rekordowe 41 milionów dolarów.
Czteroodcinkowy serial Netflixa Jak nas widzą opowiada o tamtych wydarzeniach. Obserwujemy ich dramat od dnia przesłuchań poprzez rozprawę sądową i odbywanie wyroku na wyjściu na wolność kończąc. Widowisko prezentuje krok po kroku, jak w Stanach Zjednoczonych załatwia się takie sprawy, gdy sprawiedliwość zastępuje wygodnictwo i wyrachowanie. Szybko i skutecznie znajduje się winnych, najlepiej Afroamerykanów lub Latynosów, żeby uciszyć opinię społeczną oczekującą rezultatów. Często nie jest ważna wina czy niewinność. Liczy się przede wszystkim sprzedanie historii tak, żeby miała ręce i nogi – dla kariery czy dla spokoju w mediach.

Jak nas widzą porusza piekielnie ważną sprawę.
Opowieść o dramacie Piątki siłą rzeczy dotyka wyjątkowo problematycznych kwestii. To rzecz o systemie prawnym, który działa często poza tego prawa granicami. Jest to również kwestia policji, która zatraciła poczucie misji i sprawiedliwości. To także opowieść o kulejącym więziennictwie, sprowadzającym się do zamykania skazanych w klatkach śmierci, gdzie nie ma mowy o jakiejkolwiek resocjalizacji.
Rasizm jest tu więcej niż widoczny. To podskórny rak, skrywany głęboko w brudnych duszach sporej części społeczeństwa, który tylko czeka, żeby dać o sobie znać. Dodajmy do tego krwiożercze media, bezdusznie sterujące bezmyślnymi umysłami opinii publicznej. To wszystko zebrane razem tworzy mieszankę wybuchową przy tego typu tragediach i obrazuje to, o czym opowiada Jak nas widzą.

Każdy z czterech odcinków mówi o konkretnej części dramatu chłopców i ich rodzin.
Pierwszy odcinek to zmanipulowane przesłuchania – nieco zabałaganione narracyjnie, ale mogące stanąć w szranki z najlepszymi odcinkami serialu dokumentalnego Taśmy winy. Drugi opowiada o rozprawach sądowych, gdzie kolejny raz między bajki włożono ponad wszelką wątpliwość. I to była moja ulubiona część, gdyż uwielbiam dobrze poprowadzone dramaty sądowe, a ten był całkiem niezły. Trzeci skupia się na wyjściu na wolność i próbie odnalezienia się skazańców w nowej rzeczywistości, co jest syzyfową pracą, gdyż po takiej traumie i zamknięciu, nigdy nie będzie się częścią społeczeństwa w pełni. Tym bardziej że wchodząc w więzienne mury, byli jeszcze dzieciakami. Wychodząc z nich, to byli już dorośli mężczyźni, którzy nie mieli możliwości wychowywać się w normalnych warunkach i ich dzieciństwa były praktycznie stracone.
Z kolei czwarty, najdłuższy epizod, to przede wszystkim opowieść o najsurowiej potraktowanym z piątki oskarżonych. Najstarszy Korey Wise przeżył prawdziwe piekło na ziemi. W porównaniu z nim reszta chłopaków przebyła spacerek, gdy on musiał biec z wielkim kamieniem na plecach. Ledwo uszedł z życiem w więzieniu oddalonym o setki kilometrów od Nowego Jorku.

Szczególną sympatię wzbudziły we mnie niuanse opowieści. Konflikt jednego oskarżonego z ojcem, który wymógł na chłopaku, by dla świętego spokoju powiedział wszystko, czego chciała policja. Wewnętrzna bitwa prokurator, która wygrała trochę wbrew sobie. Było tego sporo i zostało to interesująco uchwycone. Są to rzeczy, które trzeba było wygrzebać z archiwów serwisów informacyjnych czy wywiadów.
Najbardziej przerażające jest to, że gdyby nie dobra wola faktycznego sprawcy i jego przyznanie się do winy, Piątka z Central Parku nigdy nie zostałaby oczyszczona z zarzutów.
Już zawsze chodziliby z przypiętymi łatkami kryminalistów i przestępców seksualnych. A trzeba wiedzieć, że osoba z taką etykietką nie ma prostego życia. Bo o ile zwykłego przestępcę traktuje się w miarę przyzwoicie, tak słowo gwałt w papierach to najgorsze, co może człowieka szukającego pracę spotkać. Ich powroty do domów po odbyciu wyroków, to również nie była prosta sprawa. Mieli problemy z otoczeniem, rodziną, związkami, pieniędzmi, a przede wszystkim właśnie ze znalezieniem sensownej pracy.
W tym wszystkim brakuje mi tego, co się stało po wypłaceniu odszkodowań. Samej batalii z miastem również. Chciałbym wiedzieć, co się dziś dzieje, chociażby z Lindą Fairstein, której należy przypisać dużą część winy za to, co spotkało Piątkę. Żeby była jasność – wiem, ale nie z serialu. Widowisko podsuwa jedynie, iż była prokurator zabrała się za pisanie kryminałów. Ava DuVernay w serialowej formule miała czas na stworzenie historii pełniejszej. Przede wszystkim takiej, która zgłębiałaby na tyle każdy z tematów, by pochłaniać nimi widza. Niestety poczułem, iż większość z nich była zaledwie liźnięta.

Jak nas widzą to przyzwoicie zagrane i nieźle nakręcone widowisko. Nieco gorzej opowiedziane.
Nie mogę powiedzieć, że się rozpływałem nad grą aktorską, która jest po prostu solidna. Tak samo mam ze zdjęciami, dźwiękiem oraz oddaniem różnych okresów czasowych. To wszystko szczególnie mojej uwagi nie przykuło, ale nie jest źle. Jak nas widzą to poprawna produkcja na każdym poziomie.
Jednak oglądając, miałem wrażenie, że twórczyni miała chwytliwy pomysł, warsztat i grono pomocników, więc szybko wrzuciła temat na taśmę filmową. Za szybko i niedokładnie. Przez co nie usatysfakcjonowała mnie swoją opowieścią w pełni. A powtarzanie kilkakrotnie Donald Trump jako zrozumiały synonim diabła, zrobiło się w pewnym momencie lekko przegięte. Zrozumiałem za pierwszym razem.

Ponadto Jak nas widzą chwilami brakuje nie tylko ciekawego spojrzenia, ale widowisko również dosyć szybko traci ikrę. Serial prosto, punkt po punkcie odtwarza zdarzenia i niewiele więcej. A momenty triumfu sprawiedliwości są tak przesłodzone, że przypominają mi się czwartki w TVN z rzewnymi historiami na faktach.
Jak nas widzą to serial ważny, przyzwoicie zrealizowany, ale niesatysfakcjonujący.
DuVernay nie miała wizji na przetworzenie historii na faktach na język serialu, co świetnie zrobił Czarnobyl. Tam pewne wydarzenia zmieniono, podkoloryzowano, inne ominięto, ale dzięki temu opowieść miała większą ekranową moc. Jak nas widzą to prosta i dosyć krótka, bo niespełna pięciogodzinna opowieść, która dosyć mocno trzyma się prawdy historycznej. Niestety reżyserka nie zawsze podaje to w najlepszym stylu. Szkoda, bo ten serial, gdyby był nieco lepszy, nieco bardziej przemyślany, mógłby być mocnym głosem w sprawie problemów, z którymi zmaga się amerykańskie społeczeństwo. A tak jest tylko, a właściwie aż niezły. Jednak Jak nas widzą polecam z lekkim przekąsem, bo porusza temat tak ważny, jak ciągnąca się w nieskończoność lista niesłusznie skazanych.
Serial Jak nas widzą w serwisie Netflix >>
Recenzja serialu Jak nas widzą (When They See Us) (sezon 1) (Netflix)
Werdykt
Ważna, przyzwoicie opowiedziana historia. Jednak serial ma swoje problemy. Rzecz dla osób, które lubią prawdziwe dramaty.