Jessica Jones – sezon 3 – recenzja finałowego sezonu serialu Marvela i Netflixa

Dariusz Filipek
10 min czytania
Recenzja trzeciego sezonu serialu Jessica Jones (źródło: Netflix/Marvel; edycja: Popkulturysci)

Z ostatniej chwili

Po ogłoszeniu pierwszych seriali Marvela dla Netflixa to nie Daredevil, nie Luke Cage, nawet nie Iron Fist, a Jessica Jones była tą postacią, na której przygody czekałem najbardziej. Tym większe było moje rozczarowanie, gdy okazało się, że dostałem widowisko, które nie spełniło oczekiwań. I mowa tu zarówno o pierwszym, zdecydowanie o drugim, jak i o finałowym, trzecim sezonie.

Jessica Jones była w świecie komiksowym małym objawieniem. Komiks Alias Briana Michaela Bendisa pojawił się w marvelowskim imprincie MAX Comics, skierowanym do dojrzalszego czytelnika i były ku temu podstawy. Jessica Jones chlała, obijała po pyskach niekoniecznie z superbohaterskich pobudek, przeklinała i przeleciała niejedną ikonę komiksowego światka. Jednocześnie bohaterka przeżywała niekończącą się traumę związaną z wypadkiem, w którym zginęli jej bliscy i byciem wykorzystaną przez potwornego Killgrave’a.

Ból starała się zagłuszyć pracą jako prywatna detektyw i autodestrukcyjnymi zachowaniami. A gdy coś jej nie pasowało, robiła użytek z nadludzkiej siły. W głównym nurcie to było niedopuszczalne. Wyobraźcie sobie Kapitana Amerykę uprawiającego ostry seks z Sharon Carter. Świat stanąłby na głowie, chociaż bohater pojawił się w komiksie o pannie Jones i to w dosyć dwuznacznej sytuacji. Dostaliśmy tam również inne, mniej lub bardziej kontrowersyjne rzeczy. Na gruncie obyczajowym pierwsza historia o Jessice Jones biła resztę opowieści Marvela na głowę.

Jessica Jones Netflix
Jessica Jones (Netflix)

Początek pierwszego sezonu ucieszył mnie niezmiernie, bo właśnie taką Jessicę Jones dostali również widzowie.

Bez upiększeń i wyciszania jej rozbuchanej osobowości. Wszystko to w serialowej rzeczywistości ugruntowała świetna Krysten Ritter, która użyczyła twarzy tytułowej bohaterce. Aktorka jest najjaśniejszą i jedyną stałą od pierwszego aż do finałowego sezonu. Nawet wtedy, kiedy musiała wypowiadać dialogi drętwe lub głupie jak but z lewej nogi, a sytuacje, w których znajdowała się Jessica, zahaczały o farsę, to Ritter od początku do końca sprawiała, że ten serial był oglądalny. Tym samym pierwsza połowa pierwszego sezonu była znośna. Raz na jakiś czas coś zazgrzytało, ale dostaliśmy świetną główną bohaterkę i gęsty klimat detektywistycznego noir, który znakomicie współgrał ze zblazowaną heroiną.

Jednak im dalej w las, tym było gorzej. Z każdym kolejnym odcinkiem czułem coraz mocniej, że scenariusz przepisano dla Netflixa ze skierowanego dla dosyć grzecznej stacji, jaką jest dzisiejszy Freeform (wtedy ABC Family). Bohaterka wpisana w nowojorskich mścicieli, którzy twardo stąpają po ziemi, coraz mocniej traciła grunt pod nogami. Druga połowa sezonu to było nieznośne kręcenie się w kółko i skrajna scenariuszowa głupawka. Ponadto na każdą świetną rolę, jak ta Davida Tennanta wcielającego się w podłego Kilgrave’a, przypadała przynajmniej jedna aktorska mielizna, pokroju Wila Travala jako Will Simpson.

Jessica Jones sezon 3
Jessica Jones (Netflix)

Jakkolwiek w porównaniu z kontynuacją, pierwszy sezon był i tak oglądalny. Drugi lawirował w okolicach dna i wiele razy zachłysnął się mułem. Aktorzy grali jak za karę, scenariusz był zwyczajnie debilny, brakowało mocnego kręgosłupa fabularnego, a każdy kolejny odcinek aż się prosił, by go przespać. Teatralność przeciwniczki Jessiki Jones, w którą wcieliła się Janet McTeer, kładła serial na łopatki. Po tym, co tam zobaczyłem, miałem szczerą nadzieję, że darują sobie kontynuację i nie będą więcej zarzynali jednej z najciekawszych bohaterek Marvela z początku XXI wieku. Trochę stety, trochę niestety się myliłem i trzecia, finałowa odsłona powstała.

Na wstępie Jessica Jones postanowiła mnie zawieść nie tyle sobą, ile swoim adwersarzem.

Bohaterka kolejny raz ma na karku seryjnego mordercę. Ten szybko pozbawił ją śledziony, jak to na rasowego i przerysowanego psychopatę przystało. Jessice Jones nie pozostaje nic innego, jak ruszyć jego tropem. Jeremy Bobb wcielający się w Gregory’ego Salingera, czyli komiksowego Foolkillera, niestety jest tak skrajnie byle jaki, że niemal przyprawia o ból głowy. Serialowy Foolkiller chce być niczym Zemo z Kapitana Ameryki: Wojna bohaterów. Jednak nie ma takiej tajemniczości, głębi, charyzmy i pomysłowości. Zabrakło pomysłu, by zaprezentować łotra, który mógłby chociaż zbliżyć się do tego, co pokazał na dużym ekranie Daniel Bruhl.

Dostaliśmy psychola o skrajnie wybujałym ego, działającego z nieciekawych pobudek. Niemal kompletnie obdartego ze swojej komiksowej genezy, która mogła być jego motorem pociągowym. Ponadto sprawia wrażenie, iż jest zagrożeniem wyłącznie dlatego, że scenarzyści mu na to pozwolili. W świecie bez ich boskiej interwencji, po tym, co nawywijał, siedziałby dawno za kratami bez prawa do suchej kromki chleba.

Jessica Jones serial
Jessica Jones (Netflix)

Jessica Jones ma problem z dobieraniem sobie odpowiednich przyjaciół.

Bohaterka musi mierzyć się z kolejnymi dziwactwami produkowanymi przez chory umysł Jeri Hogarth. W przeszłości sprawiającej wrażenie osoby inteligentnej, ale przez niefrasobliwość scenarzystów w trzecim sezonie ma pomysły tak niedorzeczne, że aż dziw bierze, iż jest twarzą rozchwytywanej kancelarii prawniczej. Jej grubymi nićmi szyte intrygi są po prostu żenujące. Irytuje również przekrzywianie jej osobowości co sezon. Gdyby nie fakt, iż od lat gra ją prześwietna Carrie Anne Moss, to mógłbym się pokusić o stwierdzenie, że to kilka różnych bohaterek.

Na domiar złego Trish Walker totalnie odbija i objawia swoje obłąkanie w całej szerokości i długości. A portretuje to totalnie nieprzemawiająca do mnie Rachael Taylor. Postać Walker jest tak płaska, tak słabo zagrana, że wręcz nieoglądalna. Taylor już wcześniej mnie zawodziła, aczkolwiek po tym, co pokazała tym razem, mam cichą nadzieję, że zostanie zatrudniona w jakieś topowej telenoweli i zniknie tam na wieki wieków. Hellcat to w jej wydaniu piekielnie bezrefleksyjny, a nie przebiegły kocur.

Jessica Jones Marvel
Jessica Jones (Netflix)

Jessice Jones nie pozostaje nic innego, tylko się napić, a później spróbować uratować kolejny dzień od tej głupawki.

Musi powstrzymać mordercę, znosić fochy prawniczki i jeszcze zadbać o to, by jej przyjaciółce totalnie nie odbiło. Co wcale nie będzie takie proste. Chociaż ma u boku kilku sprzymierzeńców, w tym kolejnego jegomościa obdarzonego mocą, to nasza superdetektyw jest nieco schorowana po operacji. Na domiar złego padają kolejne trupy, a policja bierze ją na celownik. Dodajmy do tego nieprzychylne media i świrownia kręci się na całego.

Problem nakłada się na problem, ale nie ma w tym zamieszaniu pochłaniającej intrygi, ikry i czegoś, co byłoby serialową szpilą. Ponadto detektywistyczna robota to rzecz do ogarnięcia przez rozgarniętego początkującego detektywa, a jednak Jessica Jones i ekipa zachowują się jak dzieci we mgle. Zamiast stworzyć prawdziwe poczucie zagrożenia, jakąś aurę tajemniczości i pozwolić się protagonistce zatopić w śledztwo, mamy scenariusz, który popada w autoparodię.

Jessica Jones recenzja
Jessica Jones (Netflix)

Bohaterka w niezbyt bohaterskim stylu stara się robić bohaterskie rzeczy.

Jessica Jones nie ucieka od śledztwa, pomimo kłód rzucanych jej pod nogi przez scenarzystów. A trzeba wiedzieć, że ludzie na planie nie bardzo przejmowali się tym co i jak kręcą. Do tego stopnia, że niemal każdy, kogo Jessica Jones spotyka na drodze, ma tak daleko idące problemy ze sobą, że pewnie im wszystkim śnią się wyłącznie żyletki i sznury. Ich problemy są tak na wyrost zarysowane, a niekonsekwencja postaci tak daleko idąca, że zaprezentowana rzeczywistość nie tyle trwoży, ile budzi politowanie.

Jeśli myślicie, że dla odmiany superbohaterska otoczka nadrobi braki, to też się zawiedziecie. Jakieś moce tu są, czasem bohaterzy je wykorzystują, ale superbohaterszczyzny znajdziecie tu niewiele. To najmniej napakowany mocami sezon ze wszystkich trzech. Sceny akcji, kiedy już jakieś wpadną, to może i nie wołają o politowanie, ale to i tak wizualnie nic szczególnego. To serial, gdzie nieustannie robi się po cichu zdjęcia smartfonem z włączonym dźwiękiem migawki. Taki szczegół potrafi zobrazować tysiąc słów. Od strony realizacyjnej cudów się nie spodziewajcie.

serial Jessica Jones sezon 3 recenzja marvel Netflix
Jessica Jones (Netflix)

Jessica Jones nie oferuje praktycznie niczego zajmującego poza samą Jessicą Jones.

Trzeci sezon to Krysten Ritter i długo, długo nic. Dla przeciętnego widza strata czasu, a dla oddanych fanów oglądalne rozczarowanie. Historia jest bez polotu, bez pomysłu, miejscami bezsensu. Jakkolwiek trzeci sezon nie jest tak zły, jak okropny drugi. Ponadto jest nieco bardziej wyważony, kiedy porównać go do pierwszego. Co nie znaczy, że lepszy. W tym wszystkim najbardziej szkoda tej części ekipy aktorskiej, która się sprawdziła. I praktycznie tylko przez Ritter i Moss, ocena tego serialu nie jest niższa.

Niestety dostaliśmy kolejne niepotrzebne i nieciekawe widowisko od telewizyjnego Marvela. Na szczęście to koniec i więcej Jessiki zarzynać nie będą. W dobie produkcji pokroju Czarnobyla czy Paragrafu 22 nie będę płakał po tej superbohaterskiej sieczce. Mam nadzieję, że bohaterkę jeszcze zobaczymy, ale w lepszej formie i formule.

Serial Jessica Jones w serwisie Netflix >>

Recenzja serialu Jessica Jones (sezon 3) (Netflix)
5/10

Werdykt

Trzeci sezon Jessiki Jones to Krysten Ritter i długo, długo nic. Dla przeciętnego widza strata czasu, a dla oddanych fanów oglądalne rozczarowanie.

Bądź na bieżąco z najnowszymi wiadomościami – dołącz do nas w mediach społecznościowych!

Jeśli chcecie być na bieżąco, śledźcie nas na Threads, Facebooku, Twitterze, Linkedin, Reddicie i Instagramie. Zachęcamy również do subskrypcji naszego kanału RSS na Feedly lub Google News. W razie pytań lub sugestii piszcie do nas na [email protected]. Dołączcie do naszej społeczności i bądźcie zawsze na czasie z najnowszymi trendami i wydarzeniami! Nie zapomnijcie wpaść na nasz YouTube.

1 komentarz