Nastały szczęśliwe czasy, w których widownia zatęskniła za klasycznym, prostym kinem akcji. Dlatego na wstępie będzie sucharek, że zanim Neo pójdzie spać, sprawdza czy w szafie nie ma Johna Wicka.
Zanim przejdę do samego Johna Wicka, odnotuję, że jako kinomaniak i stories junkie od filmu, serialu czy książki, poza dobrze opowiedzianą historią, oczekuję możliwie najlepszego rzemiosła. Technikalia są dla mnie pewnego rodzaju wyznacznikiem zaangażowania twórców w opowiadanie historii. Dzięki temu Lake Mungo jest najlepszym horrorem z nurtu found footage, jaki istnieje (widziałem Johna Wicka, więc możemy iść na noże, jeśli się nie zgadzacie). I właśnie dlatego efekty specjalne w Alita: Battle Angel, Avengers czy w filmach Guillermo Del Toro wywołują u mnie bezwład w żuchwie; a Sześć stóp pod ziemią, Breaking Bad i Mad Men to po wsze czasy czołówka najlepszych seriali telewizyjnych. Pasja i zaangażowanie tworzą dobrą rozrywkę i dobrą sztukę. Mam wielkie szczęście żyć w epoce, w której filmowi twórcy mają multum możliwości wyjścia ze swoją twórczością do ludzi. Piszę o tym wszystkim, bo gdyby nie wspomniane czynniki i niesamowity człowiek, jakim jest Keanu Reeves, John Wick mógłby nie powstać.
Trzeci rozdział historii o przygodach legendarnego asasyna rozpoczyna się tam, gdzie zakończył się drugi. Po zamordowaniu na neutralnym gruncie kolegi po fachu John Wick zostaje ekskomunikowany. Wszystkie przywileje, jakie przysługują zabójcom na terenie hoteli Continental, zostają mu odebrane, a za jego głowę wyznaczono nagrodę, rosnącą z każdym dniem, który John Wick przeżyje.

Tak jak dwa wcześniejsze filmy, trzeci podrzuca pewne tropy, ale nie bombarduje nas informacjami. Nadal bardzo mało wiemy o sieci Continental (co niedługo się zmieni – stacja Starz wyprodukuje serial traktujący o tym nowojorskim hotelu). Za to dowiemy się nieco więcej o przeszłości Baby-Jagi i jego relacjach z niektórymi asasynami. Johnowi udaje się przedostać do Casablanki, gdzie prosi o pomoc Sofię. W byłą zabójczynię prowadzącą tamtejszy Continental wciela się Halle Berry, po której absolutnie nie widać, że ma ponad pięćdziesiąt lat. John Wick prosi ją o pomoc w skontaktowaniu go z Radą, rządzącą całym syndykatem morderców. Im dalej w las, tym więcej drzew. Mało co idzie po myśli Johna, a publiczność zaciera ręce na myśl, w jaki sposób wyjdzie z opresji.
Filmy te nieco przypominają powieść graficzną, ale jedynie pod względem przepychu kolorów i kontrastów w kadrze.
Przemoc czasem wygląda na slapstickową, ale John Wick – najskuteczniejszy w swoim fachu zabójca – nie jest niezniszczalny. Keanu Reeves kolejny raz świetnie go sportretował. Krwawi, utyka, a gdy biegnie widać, że chociaż najlepsze lata ma za sobą, to jest nie do zatrzymania. Widać również, że wszystko w nim buzuje – gdy obejmuje dłońmi kolbę broni, broń pluje nie pociskami, a właśnie tą wrzącą w Wicku furią.

Chad Stahelski i jego operator czują kadr i rozumieją, że teledyskowy montaż to coś zupełnie innego niż akcja. Nie oszczędzają widowni długich sekwencji bez cięć i za to cześć im i chwała. John Wick 3 to balet brutalnej przemocy, ale przepięknie pokazany. I gdy tak oglądałem, jak Baba-Jaga robi krzywdę innym i sobie, jak unika gradu pocisków i spada na plecy z dużych wysokości, parę razy zakręciła mi się łezka w oku, jak to wszystko pięknie wygląda. Asasyni są dźgani, zabijani z broni palnej, białej, zagryzani przez owczarki niemieckie, wpychani pod pędzące motocykle i auta – to wszystko jest z technicznego punktu widzenia perfekcyjnie przedstawione na ekranie.
Ta seria powinna być złotym standardem współczesnego kina kopano-strzelanego.
Prostego, skutecznego, dostarczającego mnóstwo rozrywki kinomaniakom takim jak ja. Szanuję obsadę i załogę odpowiedzialną za ożywienie Johna Wicka na ekranie – ich oddanie i zaangażowanie. Keanu Reeves nie tylko jest współproducentem i nie tylko wziął niewiele za wystąpienie w filmach Stahelskiego – przeszedł również intensywne szkolenie z obsługi i użycia broni palnej pod okiem byłych członków SWAT i nauczył się walki judo. Poza typowo kaskaderskimi scenami, na ekranie nie oglądamy żadnych jego dublerów. Halle Berry do swoich scen z psami-asasynami, trwających bodaj kwadrans, trenowała ponad rok i w trakcie kręcenia filmu złamała trzy żebra. Jednak to wszystko byłoby bez znaczenia, gdyby nie byli genialną obsadą. W wywiadach słychać, że bawili się tak samo dobrze, jak widownia podczas seansu. I jeśli docenimy ten wysiłek przy kasach biletowych, czwarty film o Johnie Wicku jest kwestią czasu.

Parafrazując recenzję Darka Avengers: Wojna bez granic: dla takich filmów buduje się kina. A John Wick 3 jest pierwszym recenzowanym przeze mnie filmem, któremu daję dziesiątkę. Ja i moja kinowa towarzyszka świetnie się bawiliśmy przez dwie godziny i już jesteśmy umówieni na powtórkowy seans. Jestem jej wdzięczny, bo gdyby nie wspomniała parę razy o Johnie Wicku, prawdopodobnie obejrzałbym te filmy później. Keanu i załogo, miejcie się dobrze! Dziękuję i czekam na wasze kolejne projekty, niekoniecznie z tej franczyzy. Może już czas na nowego kinowego Maxa Payne’a?
Oglądaj film John Wick 3 w serwisie Chili >>
Recenzja filmu John Wick 3 (John Wick: Chapter 3 - Parabellum)
Werdykt
Perfekcyjne kino akcji, które trzeba znać!
Muszę się przyznać, że po pierwszej części mój apetyt na kolejne osłabł i do tej pory nie widziałem dójki, ale po tym, co napisałeś, muszę nadrobić dwójkę i biec do kina!
Galopem! 😀
Trochę się powymądrzam 😉 To były owczarki belgijskie coś tam coś tam (pełnej nazwy w życiu nie zapamiętam. A wiem stąd, bo żona mi podczas seansu powiedziała) 🙂 A film polecam, chociaż z małym ALE: mam nadzieję, że w części czwartej trochę skrócą walkę finałową i ogólny czas filmu 🙂
Dzięki za odwiedziny, komentarz i informację, bo o ciapkach nie wiedziałem. 🙂
Lionsgate już klepnął kontynuację, pozostaje czekać do maja 2021. A co do czasu trwania… Wielbię tę serię między innymi za to, o czym wspomniałem w recenzji – długie sekwencje bez cięć. Nadaje to realizmu, bo aktorzy po pięciu minutach naparzania się zaczynają się męczyć, tak jak naparzający męczyliby się w prawdziwym życiu. Plus, dzięki ograniczeniu cięć i kamerom ‘na sztywno’ film nie męczy wzroku, co jako screen junkie bardzo doceniam. No i fajnie taki manewr buduje napięcie. I chociaż przez dwie godziny ani razu nie sprawdziłem czasu, to jakieś dwadzieścia minut projekcji mniej mogłoby wyjść filmowi na dobre.
PS ciekawe, ilu widzów tak jak ja widziałoby tę samą załogę za sterami filmowej adaptacji Maxa Payne’a? 😀
Co do długości ujęć nie mam żadnych zastrzeżeń. Szczególnie pięknie wyglądała walka na motocyklach 🙂 Bardziej chodziło mi właśnie o końcówkę, gdzie niepotrzebnie to rozwleczono najpierw o walkę z 2 kolesiami + jeszcze finał z Markiem “Zero” Dacascosem 🙂
No i bardzo chętnie zobaczyłbym nową wersję Maxa ich autorstwa, oj chętnie.
10/10, to niezłe przegięcie. Trzeba było dać 15, bo to taki sam sens nadawania takich ocen takim filmom. Ja rozumiem, że recenzent jest fanem gatunku, że absolutnie łyka wszystko, co mu podali w tym filmie, ale… Na Boga, trzeba mieć chociaż trochę krytycyzmu w sobie i wytknąć jednak niektóre bzdury, które rażą na kilometr. Nie chce mi się tutaj rozpisywać o stanowczo zbyt częstym “uwiązywaniu” drugiej ręki przeciwnikom, którzy prani po mordzie w najróżniejszy sposób, nie ruszą wolną ręką nawet na centymetr. Widać to chyba w co drugiej walce. Razi na maxa to, że przeciwnicy dają odsapnąć Wickowi i ewidentnie w wielu przypadkach rezygnują z jego zabicia. Kolejną bzdurką zapodawaną co chwila, jest strzał w klatkę piersiową, mimo, że John, ma w planach zaraz potem poprawić delikwenta w głowę. Rozumiem, że to takie “zwalnianie” drania, żeby nie mógł w tej jednej dziesiątej sekundy, zemścić się strasznie na Wicku. Przymykałem na to wszystko oko do chwili, kiedy Johnny “Neo” Wick, po przyjęciu kilku kul na klatę (ok, miał kamizelkę), spierd… się był dobre 10 pięter w dół, zaliczając przy tym kilka ścian i kilka rusztowań, po czym z głośnym plaśnięciem zaparkował na powierzchni asfaltowej. Oczywiście chłop przeżył i śmiem twierdzić, że jedyne, co sobie przy tym wyrządził, to jakaś rysa na czole i mały krwotok z nosa. Od tamtej chwili wiem, że John w 4 części, będzie mógł iść na piąchy z którymkolwiek z Avengersów.