Cush Jumbo spotkała Petera Capaldiego na planie “Kartoteki policyjnej”, żeby przypomnieć widzom, iż Brytyjczycy nadal potrafią kręcić świetne kryminały w odcinkach. Niewiele brakowało, abyśmy o tym na dobre zapomnieli.
“Kartoteka policyjna” przywraca wiarę w ich umiejętność tworzenia pochłaniających, mocnych i błyskotliwych historii kryminalnych z interesująco zarysowanymi bohaterami, w których interakcje między nimi są kluczem do popychania fabuły dalej. Nieco w nich zwątpiłem zasypywany w ostatnich latach mnóstwem raczej średnich lub wręcz słabych opowieści z tego gatunku. Na szczęście twórca widowiska, Paul Rutman, udowadnia, że na Wyspach ciągle mają w sobie to coś, za co pokochaliśmy ich seriale kryminalne jeszcze w latach 90. i od tego czasu mamy nadzieję, iż ta miłość nigdy nie wygaśnie.
Rutman nie stworzył wybitnej opowieści, ale wspierany przez innych scenarzystów i duet reżyserów – doświadczonego Jima Loacha oraz wdrażającego się Shauna Jamesa Granta – dał nam solidną policyjną historię. Bez wodotrysków wizualnych czy intelektualnych, za to z mocnym naciskiem na intrygę, która wciąga w pierwszych minutach i nie wypuszcza widza z objęć do ósmego, finałowego odcinka.
Po nitce do kłębka
“Kartoteka policyjna” rozpoczyna się od telefonu na numer alarmowy. Anonimowa kobieta zgłasza, że jest w niebezpieczeństwie i twierdzi, iż niewinny człowiek, którym jak się później okazuje jest Errol Mathis (w tej roli Tom Moutchi), odsiaduje wyrok za morderstwo, którego nie popełnił. Sierżantka June Lenker (Cush Jumbo) ponownie otwiera sprawę, skrajnie zdeterminowana, aby odkryć prawdę. To prowadzi ją do starcia z inspektorem naczelnym Danielem Hegartym (Peter Capaldi), pierwotnym prowadzącym śledztwo, po którym skazano mężczyznę. Ma on żywy interes w ochronie swojej reputacji i być może ukrywa coś mroczniejszego, aniżeli zwykłą policyjna nieporadność. Pytaniem pozostaje, czy wrobił Errola, a jeśli tak, to dlaczego.
London Calling
“Kartoteka policyjna” zabiera nas do Londynu przesiąkniętego zbrodnią, szemranymi układami, rasizmem, a w środku tego całego zamieszania mamy starcie pomiędzy – co tutaj istotne – czarnoskórą, młodą funkcjonariuszką policji June i starym wyjadaczem Danielem. Poza starciem tych tak miejscami podobnych, ale jednocześnie skrajnie różniących się od siebie, niezwykle upartych i dokładnych policyjnych sił natury, cała reszta fabuły jest niemal przypadkowym tłem.
Wszystko to, co można ująć jako “problemy społeczne”, to sprawy, które są potraktowane nieco po macoszemu. Uzupełniają całość i nadają realizmu i aktualności historii. Tylko tyle. Nawet morderca nie jest tu niczym więcej niż bezosobowym pionkiem w historii, w której liczy się głównie June i Daniel.
Tutaj najważniejsze jest w napięciu wyczekiwać, kto zwycięży – dążąca za wszelką cenę do uzyskania odpowiedzi June, czy Daniel, który zrobi wiele, aby przechytrzyć młodszą koleżankę po fachu. Daniel nie pozwoli, aby jego reputacja ucierpiała, bo tak naprawdę w życiu ma niewiele poza nią, a June nie cofnie się na krok, póki prawda nie wyjdzie na jaw.
Od tarć między bohaterami aż iskrzy na ekranie. I w momencie, w którym już pomyślicie, że wszystko jest ok, że może Daniel nie jest taki zły, jak na początku myśleliśmy, zdarzy się coś, co zupełnie zrewiduje nowe postrzeganie bohatera. Scenarzyści tak zagmatwali ich relacje, powoli odkrywając przed nami kolejne zagadki z przeszłości, nakręcając spiralę niepewności, że nie daje nam się wiele czasu na wytchnienie przez ciągłe dokładanie klocków do historii, aby na końcu zburzyć w mozole budowany zamek.
Super-bohaterzy
Empatyczna i zdeterminowana June na ekranie zajmująco przeciwstawia się chłodnemu i zdystansowanemu Danielowi. Zarówno Capaldi, jak i Jumbo świetnie ogląda się na ekranie. Co prawda ona niewiele różni się od bohaterki, w którą wcielała się z “Żonie idealnej” czy “Sprawie idealnej”, ale w tym przypadku nie jest to problem, gdyż ten vibe po prostu świetnie pasuje do jej postaci. Z kolei Capaldi to klasa sama w sobie i bardzo przyjemnie ogląda się tego szorstkiego niczym brzytwa, starego wyjadacza, który zachwyca kolejny raz po “Diabelskiej godzinie”. Dynamika między bohaterami jest dokładnie tym, czego oczekuje się po serialu o dobrym i złym glinie.
Stary, dobry kryminał
Widzowie oczekujący surowej opowieści pełnej intryg, niepewności i napięcia, którzy dodatkowo lubią brytyjski styl narracji i tamtejszą wrażliwość, będą się tutaj czuli jak domu. I chociaż nie zawsze jest spektakularnie mądrze, nie zawsze ma to wszystko duży sens, podejmowane tematy społeczne są nierzadko potraktowane po macoszemu, a dalszy plan to tylko pionki w grze między głównymi bohaterami, to ogląda się to przednio.
“Kartoteka policyjna” ma w sobie to coś, co pochłonęło mnie bez reszty w takich produkcjach jak chociażby “Line of Duty”, “Bodyguard”, “Żądza krwi”, “Upadek”, “Na granicy cienia”, “Inside Men”, “Gangi Londynu” czy “Luther”, kiedy występy Idrisa Elby jako tytułowego bohatera miały jeszcze sens. Intrygę, głupcze!
“Kartoteka policyjna” powróci z drugim sezonem!
Jakkolwiek przesadziłbym, gdybym napisał, że “Kartoteka policyjna” to już serial na miarę “Line of Duty”. Jednak ma ku temu zakusy. W przerwie oczekiwania na kolejne odcinki “Uznanego za niewinnego” na Apple TV+ sięgnąłem po brytyjski kryminał z ciekawości i totalnie w nim przepadłem, kończąc sezon w dobę. Nie powalił mnie na kolana, ale pierwsza odsłona policyjnej opowieści od Jeda Mercurio na dobre rozkręciła się dopiero wraz z premierą drugiego sezonu. I mam nadzieję, że również w przypadku “Kartoteki policyjnej” pierwsza część historii to dobry jeszcze lepszego początek. Jumbo już potwierdziła, że kontynuacja pojawi się na Apple TV+. Czekam!
Ocena serialu "Kartoteka kryminalna" - sezon 1.
Werdykt
Widzowie oczekujący surowej opowieści pełnej intryg, niepewności i napięcia, którzy dodatkowo lubią brytyjski styl narracji i tamtejszą wrażliwość, będą się tutaj czuli jak domu.