Serial Kroniki kryminalne: Kandydat opowiada nie tylko o zamachu na polityka, ale przy okazji też o tym, co się dzieje, kiedy kostucha zabiera przedwcześnie osobę pragnącą zmian w państwie, w którym panoszy się autorytaryzm. W takim klimacie ciężko o sprawiedliwość.
Polityka jest brudna bez względu na szerokość geograficzną. Jednak są takie kraje, jak Meksyk, gdzie uwarunkowania historyczne, społeczne i gospodarcze sprawiają, iż społeczeństwo jest nieporównywalnie bardziej zbrutalizowane więc i polityka mocniej przejawia tam symptomy barbarzyństwa. Kiedy zezwierzęcenie dopada władzę, bardzo łatwo o zbrodnie pokroju tej, której byłem świadkiem w serialu Kroniki Kryminalne: Kandydat.
Serial opiera się na wydarzeniach zapoczątkowanych śmiertelnym zamachem na kandydata na prezydenta Meksyku, Luisa Colosio. Jak druzgocący dla społeczeństwa, nawet nieco przysypiającego wydarzenia, jest taki cios, przekonaliśmy się niedawno w Polsce. Jednak u nas – jeszcze, być może niedługo – państwo funkcjonuje w miarę należycie, gdyż są ludzie, którzy krzyczą głośno, kiedy dzieje się źle. Meksyk miał wtedy ten problem, że osoby, których krzyk można było usłyszeć, były uciszane. Często brutalnie, niekiedy na zawsze.

W serialu kandydat ginie szybko, bo już w pierwszym odcinku.
Co jasno wskazuje, że to nie będzie opowieść o polityku. Luisa Colosio dosłownie poznajemy, szybko wzbudza sympatię, i chwilę później podążamy już za śledztwem w sprawie mordu, którego stał się ofiarą niedługo przed wyborami. Jego chora na raka żona poświęci niedługą resztę życia, by dowiedzieć się, kto stoi za zamachem. Niestety jedynymi żywo zainteresowanymi osobami w służbach mundurowych, które chcą tego samego, jest para policjantów. Cała reszta kluczy, przeszkadza, a część właściwie tylko udaje, że coś robi. Obserwujemy, jak władze robią wszystko, by szybko i sprawnie zamieść niewygodną sprawę pod dywan. Wszystkiemu towarzyszą przekręty, podsłuchy, tortury, a także kolejne morderstwa. Byle było cicho, bezpiecznie, a prawo i sprawiedliwość zatriumfowały w oczach kraju.
Zabójstwo Luisa Colosio to jedna z tych spraw, która gdzieś mi mignęła, ale szperając w pamięci, nie mogę sobie przypomnieć gdzie, jak i kiedy. Tym samym na świeżo podszedłem do sprawy, która nie jest jednowymiarowa. Widowisko całkiem przyzwoicie pokazuje, co się dzieje, kiedy organy państwa są niezdrowe. Kiedy działacze partyjni traktują kraj niczym własną piaskownicę, w której mogą robić wszystko, co im się żywnie podoba. Pokazuje, jak destrukcyjny wpływ na otaczającą rzeczywistość mają ci, którym wszystko wolno i wpływając na niższe strzeble władzy, degenerują kraj i korumpują duch społeczeństwa.

Siłą serialu jest przede wszystkim przyzwoita ekipa aktorska.
I nie chodzi wyłącznie o grę, z którą jest różnie, ale przede wszystkim o to, że odnajdziecie tu kreacje aktorskie tak skrojone, iż chwilami ciężkie do odróżnienia, kiedy popatrzeć na postacie historyczne. Jeśli jednak myślę o jakości, to szczególnie przykuwa do ekranu Alberto Guerra w roli Federico Beniteza – ostatniego sprawiedliwego, który mimo śmiertelnego zagrożenia chce dotrzeć do prawdy. Musi mierzyć się z potworem po drugiej stronie barykady, którego znienawidzicie niemal równie mocno, co Joffreya z Gry o tron. Interesująco, chociaż miejscami nieco nie radząc sobie z pokazywaniem uczuć, prezentuje się Ilse Salas jako żona Colosio. Pomimo że nie porywała, chciałem jej jak najwięcej na ekranie, gdyż aktorka nadała szorstkiego magnetyzmu niedoszłej pierwszej damie. Najbardziej irytujące są momenty, w których pojawiają się aktorzy zagraniczni, jak Lisa Owen. Reżyser kompletnie nie wiedział, jak poprowadzić ich na planie i wypadli niesamowicie sztucznie.
Siłą serialu jest również sama akcja. Poprowadzona dosyć solidnie i raczej niepozwalająca się nudzić. Bez większego narzekania połykałem odcinek za odcinkiem. Jeśli lubicie kryminały i historie polityczne, najpewniej w tym się odnajdziecie, pomimo że miejscami chciałoby się nieco więcej emocji, a mniej historycznej grzebaniny.

Niestety czuć tu mały budżet i serial momentami popada w realizacyjną bylejakość o tandetnej manierze filmów telewizyjnych z lat 90.
Zupełnie niepotrzebnie sceny fabularyzowane są mieszane z archiwami telewizyjnymi, przez co widowisko traci konsystencję. Nie jest to wielki problem, ale i tak irytuje. Narcos próbowało tego bardziej zachowawczo i wyszło to serialowi na dobre. W tym przypadku słowo umiar jest kluczem.
Ponadto nawet ja, czyli widz, który wie niewiele o meksykańskiej polityce, miałem na początku poczucie, a później świadomość, że scenarzyści miejscami mocno szarżowali z własnymi wnioskami co do tego, kto zabił i jak było prowadzone śledztwo. I tutaj znów mógłbym się odnieść do Narcos i to zrobię, bo chociaż twórcy tamtego serialu zmiksowali rzeczywistość z fikcją w stopniu zadziwiającym, to udało im się uniknąć łopatologicznego nadbudowywania historii fikcją. Byłem w stanie uwierzyć i polubić zmiany czy przekłamania, tak długo, jak długo nie były tanimi wypełniaczami. W Kronikach kryminalnych: Kandydat rzeczy miejscami szły w dosyć złym kierunku i nieco brzydko zajeżdżały scenami, o które mógłby się pokusić Antoni Macierewicz.

Meksykańską antologię polityczno-kryminalną rozpoczęto najwyżej przyzwoicie.
Jednak trzeba oddać, że chociaż Kroniki kryminalne: Kandydat to nie jest serial, który będzie się Wam śnił po nocach, to temat, którego dotyka, jest elektryzujący. Widowisko miało wszelkie predyspozycje, żeby stać się nową wielką rzeczą dla Netflixa, jednak ostatecznie produkcja ostała się jako niezła, chociaż momentami zawodząca historia, która poza zajmującym śledztwem ma interesująco nakreślone tło polityczne. Aczkolwiek niewystarczająco mocno, by piać z zachwytu. Jeśli jednak chcecie zatopić się w politycznym brudzie i obejrzeć kryminał ku przestrodze, wtedy warto sprawdzić historię dochodzenia do prawdy o śmierci Luisa Colosio.
Serial Kroniki kryminalne: Kandydat w serwisie Netflix >>
Recenzja serialu Kroniki kryminalne: Kandydat (tytuł anglojęzyczny: Crime Diaries: The Candidate; tytuł oryginalny: Historia de un crimen: Colosio) (2019) (sezon 1) (Netflix)
Werdykt
Wad nie brakuje, ale Kroniki kryminalne: Kandydat to i tak ciekawa pozycja dla fanów kryminałów politycznych.