Szalone lata osiemdziesiąte. Horror ma wtedy swój czas, jest najfajniejszym dzieciakiem w towarzystwie, niczym Buntownik James Dean.
Mniej lub bardziej udane franczyzy powstają jak miedziaki w trakcie inflacji. Sam Raimi pokazuje światu zwariowane Martwe Zło (film jak się okazało piętnaście lat później bardzo dla mnie ważny). Kubrick puszcza wodze fantazji ekranizując Lśnienie Kinga. Było to produkcja z kilku perspektyw niewygodna i nietypowa oraz miała być benchmarkiem dla ówczesnego horroru od gościa, który na tym polu miał małe doświadczenie, ale był już uznanym reżyserem (odświeżam go średnio raz na pół roku). Carpenter kręci Christine – moją ulubioną z tych słabszych adaptację prozy króla grozy. Ktoś inny wpada na pomysł opowieści o lalce opętanej przez ducha mordercy. Działo się.
Myślę, że śmiało można puścić w eter stwierdzenie, że filmowy horror przeżywa teraz renesans. Od paru lat do kin trafiają przyzwoite straszaki i nie skręcając za daleko w dygresje, mimo wszystko dołożył do tego cegiełkę bardzo średni Conjuringverse, którego widzę trochę jak słonia w pokoju wśród horrorowej gawiedzi. Fajnie, że zrealizowano pomysł na uniwersum grozy, ale szkoda, że robi się to tak nieudolnie (fabuła Topieliska to kulturowe kuriozum).
Z pomocą nierzadko przychodzą remaki. Mocno zmieniło się moje zdanie na ich temat po jednej z rozmów z Dariuszem. Nikt mi nie zabierze literackiego pierwowzoru Cmętarza zwieżąt ani mojego ulubionego filmu ever, Memento (jakiś dziany producent wykupił cały katalog tytułów, nabywając m.in. jakieś prawa do scenariusza Nolanów).
Nigdy nie widziałem w całości żadnej części serii z Chuckym. Chciałem spłukać niesmak po Ma, z którego wyszedłem w połowie (slasher z kategorią R, w którym przez połowę filmu nie dzieje się NIC, nie mówiąc o babraniu się we krwi), dlatego postanowiłem obejrzeć uwspółcześnioną wersję. I było to przyjemne doświadczenie. Jak na coś, w co zaangażowało się wiele osób mających wpływ na efekt końcowy.
Laleczka to świadomy epoki swojego pochodzenia, zabawny, krwawy jak trzeba, slasher. Spójny, poza jednym momentem, w którym miałem autentyczne rzetsokurła?
Za filmem stoi załoga, której część odpowiada za produkcję między innymi Tego i Abrahama Lincolna: Łowca Wampirów. I to widać, bo często jest tu zamierzenie zabawnie, przy czym nie zabrakło odpiłowanej nogi przy samej pachwinie. Całkiem jak w rzeźni!
Karen Barclay (apetyczna Aubrey Plaza) pracuje w sklepie należącym do Sieci marketów z zabawkami. Rozmawia z niezadowolonymi i/albo nieogarniętymi klientami, przygotowując sklep do premiery interaktywnej lalki-robota Buddi 2. W tej inkarnacji Chucky nie jest lalką, którą zamieszkał duch seryjnego mordercy, a linią zabawek produkowanych przez firmę Kaslan. Firma ta produkuje również samosterujące się taksówki, software i hardware do smartdomów, a każdego Buddiego można sparować z pozostałymi urządzeniami firmy, jak i z systemem zarządzającym domem.
W fabryce w Wietnamie jeden z pracowników linii produkcyjnej zdejmuje ograniczenia fabryczne jednej kukiełki, w wyniku czego ta nie waha się kląć, kombinować i mordować, żeby zostać czyimś najlepszym przyjacielem.
Karen samotnie wychowuje trzynastoletniego Andy’ego (przyzwoity aktorsko Gabriel Bateman). Nie przelewa im się, ale nie załamują rąk. Matce udaje się podstępem zdobyć na prezent dla syna jeden egzemplarz Buddiego z pierwszej generacji. Akurat ten felerny, bez blokad. Młody jest z początku mało entuzjastyczny, ale gdy odkrywa, że laleczka, której nadał imię – oczywiście – Chucky może wymawiać wyrazy uznawane za wulgaryzmy, więc zaczyna się zabawa. Może też przejść od słów do czynów, jeśli tylko stwierdzi, że przyjaźń między nim a Andym bądź sam Andy jest w jakikolwiek sposób zagrożony.
Mniej więcej w tym samym czasie Andy zaprzyjaźnia się z dzieciakami z osiedla. Ferajna kojarzy się z Klubem Frajerów i z ekipą ze Stranger Things i to też ma specyficzny, nieco ejtisowy powab. W paru sytuacjach dostarczają powodów do rechotu i chociaż są w filmie tylko po to, żeby Andy miał do towarzystwa jakichś rówieśników, to nie raziło mnie to wcale.
Aubrey i Gabriel straszyli się nawzajem prankami na planie i poza nim, i zaowocowało to fajną rodzinną chemią między nimi. Gwoździem programu jest rzecz jasna Mark Hamill, rycerz Jedi i legendarny aktor głosowy (without Batman, crime has no punchline). Zaskoczyło mnie, że w żaden sposób nie modulował głosu. Mówił cały czas tak samo monotonnie. Również w scenach jak ta z odpiłowaniem kończyny, co skutkowało rosnącym creepy factorem. Producenci nowej Laleczki odcięli się (puns – I got them!) też w ten sposób od oryginalnej serii, w której głosu Chucky’emu ciągle użycza Brad Dourif. Na wieki będę go pamiętał dzięki świetnej roli odpychającego naukowca średnim Obcym: Przebudzenie.
Laleczka wyszła spod ręki norwega Larsa Klevberga, który nie jest totalnym żółtodziobem. W kinach właśnie można zobaczyć drugi jego film, Polaroid. Produkcja z Buddim jest na tyle solidną rozrywką, że na ten też się wybiorę, chociaż nie planowałem.
Nie chce mi się dociekać, jaki był sens tego remake’u, ale bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Wiedziałem, że to będzie niedorzeczne. Twórcy wiedzieli, że to niedorzeczne. A jednak nie był to czas stracony, bo wszyscy zainteresowani wiedzą, że takie filmy horrormaniacy oglądają dla wyluzowania i odmóżdżenia. A ja nabrałem ochoty na parę wieczorów przy piwie, przekąskach i oryginalnej serii Laleczka Chucky.
Oglądaj film Laleczka w serwisie Chili >>
Recenzja filmu Laleczka (Child's Play) (2019)
Werdykt
Laleczka to świadomy epoki swojego pochodzenia, zabawny, krwawy jak trzeba, slasher.