“Liga sprawiedliwości” – recenzja filmu

Dariusz Filipek
11 min czytania
Liga sprawiedliwości niestety nie spełniła pokładanych w niej nadziei | Warner Bros.

Z ostatniej chwili

Liga sprawiedliwości miała być gwiazdką przed gwiazdką. Piszę przewrotnie, gdyż lubię powtarzać, że każde wyjście do kina jest małym świętem. Nie ważne czy idę na seans raz w miesiącu, czy kilka razy dziennie. To zawsze ten sam rodzaj doznania. Jednak po wizycie bywa różnie.

Z Ligą było jak z większością blockbusterów. Trzeba było ruszyć leniwe cztery litery, kupić bilet i trochę prowiantu. Aczkolwiek rytuał rytuałem, a najgorsze jest mizdrzenie się przed znajomymi, którym trzeba ręczyć zdrowiem, że oto wyrządzacie im przysługę życia, zabierając ich równie leniwe dupska na film, który pochłonął 300 mln dolarów – pomijając informację o dokrętkach, kosztujących krocie – a oni w ramach promocji zobaczą go za kilkadziesiąt złotych.

Jest to jedna z metod. Można również dodać, iż pierwszy raz zobaczą na dużym ekranie legendarną grupę superbohaterów, którzy są przynajmniej równie ważni dla świata popkultury, co Avengers. Jeśli to nie pomaga, zawsze można przypomnieć, że w Batmana ponownie wcielił się urodzony do tej roli Ben Affleck, który w filmie zbiera niezrównany zespół, w skład którego wchodzi Wonder Woman, Flash, Cyborg i podnoszący się z mary Superman. A wszystko po to, żeby uratować ludzkość przed chaosem, tyranią i niechybną śmiercią wielu niewinnych istot. Można także powiedzieć wprost, że filmy superbohaterskie są fajne i już – to powinno zadziałać.

Druga metoda to kupienie wszystkim biletów, ale że prowadzenie serwisu internetowego nie jest kopalnią pieniędzy, wolę posiłkować się tańszymi fortelami. Przypomnieć świetnego Thora, którego oglądali kilka tygodni wcześniej.

Jednak Liga sprawiedliwości to nie Thor: Ragnarok.

Najnowszy Thor miał koncepcję prostą jak budowa cepa. Zaczynamy szybko, w rozwinięcie wrzucamy masę fajnostek i kończymy wielką rozpierduchą. Liga sprawiedliwości rozkręca się i rozkręca, a w momencie, gdy czujecie znużenie, wszystko nabiera niesamowitego tempa. Wręcz teledyskowego. Trudno złapać wątek i wszystkie momenty, które powinny grzać umysł, gdzieś przepadają.

Jakkolwiek musimy umówić się w tym momencie, co do jednego. Nie należę do żadnego obozu. Jestem fanem dobrych rzeczy. Obserwatorem, który analizuje i nie boi się publicznie mylić, jak i mieć rację. Oczekuję dobrych adaptacji komiksów DC, Marvela i z wszelkich innych wydawnictw. Liczy się przede wszystkim zacna zabawa i jakość. Całe to żenujące fanboystwo uważam za oznakę skrajnego zacofania. Można czerpać radość z kolejnych odcinków Star Trek: Discovery i oglądania nowych Gwiezdnych wojen, prawda? Jeśli ktoś psioczy na jedno studio i życzy mu rychłej klęski, a drugie wychwala pod niebiosa i mógłby iść za nie na noże, wizualizuje mi się jako ciężki przypadek skrajnego idioty. Może mieć nawet dyplom ze sztuk niesamowitych, ale ciągle będzie błaznem.

Co nie zmienia tego, że po tegorocznym San Diego Comic-Conie stwierdziłem na podstawie wyświetleń zwiastunów i ich jakości, że jeśli Liga sprawiedliwości i Thor: Ragnarok będą oferować podobną frajdę do tego, co zaprezentowano w zapowiedziach, to Gromowładny może okazać się większym sukcesem niż przygody Batmana i spółki.

film liga sprawiedliwości 2017 justice league movie
Liga sprawiedliwości (2017) | Warner Bros.

Szok i niedowierzanie? Pewnie wielu popukało się po głowie i stwierdziło, że mam nierówno pod sufitem. Jednakże mam w pamięci lecące na łeb na szyję opinie o poprzednich produkcjach Zacka Snydera. Z drugiej strony mamy atrakcyjną, kolorową i rozrywkową formułę Thora oraz mocną i ugruntowaną pozycję całego Marvel Cinematic Universe. Już raz to widzieliśmy, kiedy w Batman v Superman: Świt sprawiedliwości został rozgromiony przez Kapitana Amerykę: Wojna bohaterów przy kasach biletowych, wśród krytyków i widzów. Nie trzeba operować wiedzą tajemną, żeby śmiało wyjść z założeniem, iż Liga sprawiedliwości mogłaby górować nad trzecim Thorem tylko w dwóch wypadkach. Kiedy Thor okazałby się porażką albo Liga arcydziełem.

Niestety Liga sprawiedliwości arcydziełem nie jest.

To nawet nie film, który z czystym sercem mógłbym określić jako dobry, a najwyżej przeciętny. To nie tyle produkcja zła, co cholernie zabałaganiona. Wychodząc z kina, miałem podobne odczucia, co po X-Men: Apocalypse, gdzie widowisko prezentowało się świetnie na papierze, a kiedy przyszło do oglądania, okazało się, iż produkcja Bryana Singera to widowisko stworzone na siłę, bez pomysłu, byle domknąć grafik.

Nie mam za złe Whedonowi, że postanowił nadać Lidze nieco lżejszego tonu. Boli przede wszystkim fakt, iż o ile na początku wszystko wygląda całkiem nieźle, tak im dalej w las, tym bardziej struktura zaczyna się rozjeżdżać i marnieć. Nie przywiązano wystarczającej uwagi do kluczowych zdarzeń. I tak jak śmierć Supermana w Batman v Superman była takim rach-ciach-trach i po chłopie, tak podobnie było z jego rezurekcją. Najfajniejszy wątek potraktowano po macoszemu. Osoby, które czytały tę historię na kartach komiksu, w kinie rwały włosy z głowy. Z tym można było zrobić cudowne rzeczy. Podobnie jest z finałem, który kompletnie nie satysfakcjonuje. Co zresztą nie zaskakuje, gdyż wielki zły, czyli Steppenwolf, od samego początku jest postacią tak daremną, że nawet Malekith z Thor: Mroczny świat jawi się obok niego niczym interesujący złoczyńca.

liga sprawiedliwości gif

A szkoda, bo muzyka była świetna. Aktorzy dali radę. Zdjęcia, chociaż momentami nieco wtórne, także były poprawne. Efekty specjalne nie zawiodły nawet jeśli nie prezentowały wirtuozerii na miarę filmu z jednym z największych budżetów w dziejach. No i sam pomysł wyjściowy zdawał się zdradzać zaczątek do możliwie ciekawej historii.

Co zawiodło – wizja Zacka Snydera czy solidność Jossa Whedona?

Nie będę gdybał, bo nie wiem, jaki to byłby film, gdyby rzeczy potoczyły się inaczej. Gdyby córka Snydera nie popełniła samobójstwa. Gdyby nie pozwolono wywrócić filmu do góry nogami Jossowi Whedonowi. Obaj reżyserzy są tak mocni, jak i słabi. Ostatecznie dostaliśmy produkcję tworzoną w bólach, zaprezentowaną w pośpiechu. I po prawdzie obwinianie jednego czy drugiego nie ma większego sensu.

Snydera uwielbiam pomimo tego, że miewał gorsze momenty, ze Sucker Punch na czele. Jego Człowiek ze stali oraz Batman v Superman: Świt sprawiedliwości również nie były produkcjami, które zerwałyby mi czapkę z głowy. Jednak wbrew narzekaniom malkontentów, których rozumiem, bawiłem się na jednym i drugim w miarę ok, lecz nie tak dobrze, jak na Świcie żywych trupów, 300 czy Watchmen.

Z Jossem Whedonem mam problem zupełnie inny. W ogóle nie uważam go za wybitnego reżysera, a bardziej za operującego sprawdzonymi pomysłami wytwórcę, który raz trafia, raz chybia. Nie można mu jednak odmówić olbrzymiego sukcesu, jakim było jego najgenialniejsze widowisko, czyli Avengers i nieco gorsza, ale wciąż niezła kontynuacja w postaci Avengers: Czas Ultrona. Ponadto ma na koncie całe uniwersum Buffy, sporo porządnych scenariuszy oraz nieodżałowane Firefly. Jednocześnie wydał z siebie beznadziejne dwa sezony Dollhouse i zapoczątkował Agentów T.A.R.C.Z.Y. Serial, który wciąż jest daleki od genialności, ale na początku nawet nie zbliżał się do czegoś, co można uznać za widowisko przyzwoite, a ledwie znośne.

Zack Snyder Joss Whedon Liga sprawiedliwości 2017 film reżyser
Zack Snyder i Josh Whedon | Flickr, Wikimedia Commons

Nie zakładam. Nie zgaduję. Nie trwożę się. Filmy czasem wychodzą, czasem nie. W tym przypadku dużo rzeczy nie poszło, jak trzeba. Zdarza się. Za tak ważne marki, jak Liga sprawiedliwości, których budżety idą w setki miliony dolarów, nigdy nie odpowiada jedna osoba, którą należy obarczyć winą lub wychwalać pod niebiosa.

To koniec DC Extendend Universe, jakie znamy.

Filmu nie pokochali widzowie i krytycy. Mało prawdopodobne, że na siebie zarobi. Artystycznie jest to kolejna, a komercyjnie pierwsza porażka DC Extendend Universe. Warner Bros. nie stać na tego typu wtopy. Wytwórnia filmowa nie może pozwolić sobie na dalsze rozjeżdżanie się w szwach uniwersum.

Nie uważam jednak, że to, co się stało z Ligą jest końcem świata i trzeba całkowitego rebootu. Komiksy dostarczają bogactwo historii i dalszych możliwości. Filmowe uniwersum DC potrzebuje przemyślenia i odświeżenia. Pytanie tylko, czy ludzi w Warnerze stać na sensowną rewizję dotychczasowych porażek i sukcesów, kiedy osoby na wysokich stanowiskach popadają ze skrajności w skrajność. Ich zachowawczość można wyczuć chociażby w ostatnich doniesieniach, które mówią, iż przez porażkę Ligi pod znakiem zapytania jest Batgirl Whedona. Kiedy spływały miliony dolarów z poprzednich produkcji, zapowiadano mnóstwo mniej lub bardziej abstrakcyjnych projektów. Do dziś połowy z nich nie pamiętam.

Nie odkryję Ameryki, pisząc kolejny raz, że brakuje tam kogoś z wizją. Kogoś na miarę Kevina Feige, który nadał kształt i kierunek Marvel Studios. Kogoś, kto jest nie tylko niezwykle kreatywny i doświadczony, ale również trzyma wszystko w ryzach i potrafi walczyć o swoje.

Kogoś takiego zabrakło przy budowie DC Extendend Universe. Affleck raczej nie zagra już Batmana, chociaż był świetnym Brucem Waynem. Whedon pewnie również czuje się zaszczuty, chociaż dano mu zaledwie pół roku na zrewidowanie Ligi. Snydera zapewne nieprędko zobaczymy za sterami adaptacji komiksu, chyba że nieco bardziej kameralnej, niekoniecznie mainstreamowej. Jedne projekty są przesuwane, nowe zapowiadane. Widać, że w studiu filmowym panuje totalny chaos, który – i to wcale mnie nie dziwi – wkradł się również na plan filmowy.

Mam nadzieję, że ogarną to wszystko i nie powtórzą błędów z przeszłości. A ja dam im kolejną ostatnią szansę. Bo Liga sprawiedliwości okazała się nie gwiazdką przed gwiazdką, a stypą po dobrym znajomym. I jeszcze trzeba było się tłumaczyć przed innymi. Mimo to kocham tych bohaterów i wiem, że zasługują na więcej, lepiej, mocniej!

Oglądaj film Liga Sprawiedliwości w serwisie Chili >>

Ocena końcowa
6/10

Liga sprawiedliwości (2017) [Justice League]

Smutek, żal, przeciętność.

Wysyłanie
Ocena użytkownika
0 (0 Głosów)

Bądź na bieżąco z najnowszymi wiadomościami – dołącz do nas w mediach społecznościowych!

Jeśli chcecie być na bieżąco, śledźcie nas na Threads, Facebooku, Twitterze, Linkedin, Reddicie i Instagramie. Zachęcamy również do subskrypcji naszego kanału RSS na Feedly lub Google News. W razie pytań lub sugestii piszcie do nas na [email protected]. Dołączcie do naszej społeczności i bądźcie zawsze na czasie z najnowszymi trendami i wydarzeniami! Nie zapomnijcie wpaść na nasz YouTube.

Zostaw komentarz