Funkcjonariusze z jednostki AC-12 wrócili, by śledzić i tępić przestępczość w szeregach policji. I jak przystało na przygody brytyjskiej jednostki antykorupcyjnej, nie będzie to łatwe i przyjemne. Bo i dlaczego miałoby być, w końcu to Line of Duty, gdzie macki przestępczości sięgają nawet do ich biura.
Chociaż opowiem Wam o piątym sezonie Line of Duty, to nie obawiajcie się, bo bolesnych spoilerów dotyczących poprzednich odsłon nie będzie. Widowisko traktuje o pracy policjantów z dosyć nielubianej jednostki, bo zajmującej się przestępczością we własnych szeregach. Kieruje nią Ted Hastings (w tej roli prześwietny Adrian Dunbar), który mundur traktuje niczym świętość. A każda jego słabość to niemal powód do spowiedzi. Piąty sezon będzie w lwiej części dotyczył właśnie jego. Bohater, który w poprzednich odsłonach był raczej na drugim planie, teraz da się poznać od zupełnie nowej strony. Będzie miał pewne problemy, z którymi zmierzą się jego podwładni – Kate Fleming (Vicky McClure) oraz Steve Arnott (Martin Compston).
Punktem wyjściowym jest klasyk. Widowisko rozpoczyna się wielką zadymą z udziałem policjanta. Tym razem funkcjonariusz pracujący pod przykrywką bierze udział w napadzie na konwój z narkotykami. Ginie trzech policjantów. Istnieje podejrzenie, że przykrywkowiec, który nie zdaje raportów, przeszedł na stronę bandytów. Tym samym rozpoczyna się śledztwo, którego konsekwencje będą ciągnęły się przez cały sześcioodcinkowy sezon, a na końcu wybuchną niektórym w twarz. Oczywiście w przenośni.
Wraca to, co znamy – stare, dobre Line of Duty.
Czarna owca w miejscu pracy to motyw powracający również w najnowszej odsłonie. To stało się znakiem firmowym serialu i samego showrunnera. Jed Mercurio podobnym schematem bawił się zarówno niedawno w świetnym Bodyguardzie, jak i niezbyt u nas znanym, a poznania wartym, medycznym dramacie Bodies, czyli widowisku opowiadającym o trudzie pracy na porodówce pod niekompetentnym zwierzchnikiem.
Z pomniejszych, ale niebagatelnie ważnych rzeczy, wracają również przesłuchania, które Mercurio uwielbia pisać i naprawdę robi to dobrze. Konik scenarzysty porywa szczególnie w ostatnim odcinku, gdy podczas kluczowego przesłuchania wrze. Jest przesadzone, ale jednocześnie dostarcza tyle napięcia, tyle informacji i tyle zwrotów akcji, że momentami miałem poczucie, iż takich emocji nie dostarczają całe sezony niezłych kryminałów.
Niestety nie wszystko poszło tak, jak trzeba.
Nie było tak spektakularnie, jak w poprzednich odsłonach. A odnotuję, że bywało tak, że chwilami nie tylko nerwowo obgryzałem paznokcie, ale nieraz niewiele brakowało, bym amputował sobie w ten sposób palce. Tym razem nie biegłem do znajomych, by ogłaszać im z radością, że właśnie oglądałem jeden z najbardziej porywających seriali w życiu.
Niestety Jed Mercurio trochę mnie zawiódł. Wydaje mi się, że rozmienił się na drobne, skupiając się zarówno na pracy nad Bodyguardem, jak i nad piątym Line of Duty. Być może właśnie przez to jego starsze dziecko nieco straciło na ikrze. Nie zrozumcie mnie źle, to się ciągle dobrze ogląda, ale skłamałbym, nie odnotowując, że scenariusz momentami leży i kwiczy. Intryga została tak grubymi nićmi uszyta, że czasami uderza wręcz w telenowelowość. Szczególnie na kilka momentów przed napisami końcowymi rzeczy okazują się bardzo pretekstowo napisane i rozwiązane tak sobie.
Line of Duty zadebiutowało niezłym, ale niezrywającym czapek z głów pierwszym sezonem. Z kolei druga i trzecia odsłona to były telewizyjne petardy. Najlepsze odcinkowe historie kryminalne na tamten czas i do dziś niedoścignione wzory. Czwarty był wciąż świetny, ale nieco obniżył loty. Niestety okazało się, że tegorocznej historii jakościowo najbliżej do pierwszego sezonu. Jednak to ciągle bardzo dobrze nakręcony i zagrany, a przede wszystkim porywający serial, który złapał lekką zadyszkę.
Serial Line of Duty w serwisie Netflix >>
Recenzja serialu Line of Duty (sezon 5) (BBC; Polska: Netflix)
Werdykt
Line of Duty to nadal świetny serial, ale już nie tak porywający jak w poprzednich sezonach.
Oglądałem poprzednie sezony. Świetny serial. Jak już zacząłem sezon, to siedziałem do 2 w nocy aż sie skończył. I tak przez wieczory/noce 😛
Oooo tak! Jeden z niewielu seriali brytyjskich, które tak mnie wciągają, że oglądam w oryginale zaraz po emisji na iplayerze. Jak dla mnie najlepszy kryminał, który obecnie jest emitowany. Pomimo tego że najnowszy sezon jest taki sobie w porównaniu z poprzednimi, to baaaardzo warto.