Nie śledzę tego namiętnie, ale mam świadomość, że od czasu do czasu pojawia się świr, który ogłasza, iż jest bogiem albo przynajmniej jego namiestnikiem. I właśnie takim motywem bawi się Mesjasz. Tym samym popkultura przerabia kolejny raz coś znanego i chwytliwego.
Pomysł to kontrowersyjny, bo Mesjasz dotyka bardzo delikatnej kwestii, którą jest nasza wiara lub niewiara w coś więcej niż tylko życie doczesne. I chociaż wydaje mi się, że niektórzy mogą faktycznie poczuć się dotknięci, bo serial niezbyt przyjemnie obchodzi się z Izraelczykami, a także z amerykańskim ewangelizmem, to nie stara się bezpośrednio w kogokolwiek uderzać bez powodu. Trzeba być naprawdę nadętym i mocno zamkniętym w bańce, by mieć to produkcji Netflixa za złe. Wszystkie podjęte wątki zostały użyte przede wszystkim po to, by budować narrację, a nie nakręcać kogokolwiek przeciwko komukolwiek.
Historia zaczyna się w pogrążonym w wojnie Damaszku, gdzie uliczny kaznodzieja, nazywany Al-Masih, porywa tłum, który idzie za nim w kierunku Izraela.
Szybko staje się obiektem zainteresowania izraelskich służb i CIA. Jednak od zdarzenia do zdarzenia znika z Bliskiego Wschodu i niedługo później pojawia się na teksańskiej prowincji, gdzie ratuje córkę miejscowego pastora przed niechybną śmiercią. Zjednuje sobie wyznawców, ale na karku ma agentkę CIA Evę Geller i podążającego za nim agenta izraelskich służb Avirama Dahana. Pierwsza za wszelką cenę chce dowiedzieć się, co kieruje samozwańczym mesjaszem, a drugi nie ma już czysto zawodowych intencji – najchętniej zamieniłby życie Al-Masiha w piekło lub dla zasady go odstrzelił.
Myślę, że więcej w Mesjaszu wgryzania się w postać Geller, w którą całkiem nieźle wcieliła się Michelle Monaghan i Dahana, którego zagrał przekonywająco Tomer Sisley, niż w samego sprawcę całego tego rabanu, którego sportretował Mehdi Dehbi. Tak naprawdę o Al-Masihu dowiadujemy się niewiele. I to jest całkiem niezłe, bo nadaje jego postaci tajemniczości i enigmatyczności, ale muszę przyznać, że z tej trójki najmniej do mnie przemówił – był zbyt wymuskany, wręcz okładkowy, jak na kogoś, kto – umówmy się, co do faktów – miał przypomnieć nam postać, którą w naszym kręgu kulturowym rozpoznajemy jako Jezusa. Dehbi to filozof z okładki GQ – tak go momentami odbierałem.
Geller jest chora, ma głębokie problemy, a mimo to z całych sił stara się zdemaskować Al-Masiha, zamiast zawierzyć w jego cudowność. Z kolei zatracony i złamany Dahan nie chce dopuścić do siebie możliwości, iż porywający za sobą tłumy mężczyzna, może być prawdziwym mesjaszem. Prawdopodobnie najbardziej gryzie go to, że sam dopuścił się rzeczy niewybaczalnych i świadomość możliwości istnienia sądu bożego jest dla niego bolesna.
Chociaż Mesjasz jest zrealizowany porządnie i ciężko się nad nim pastwić w jakikolwiek sposób, kiedy mowa o stronie technicznej, to przeszkadza mi coś innego – nieumiejętność wgryzania się w głębokie emocje.
Scenarzyści próbowali poruszać je wielokrotnie, ale niewystarczająco. Mocniej skupili się na budowaniu intrygi i dostaliśmy bardziej thriller niż widowisko psychologiczne. Nie obraziłbym się, gdyby przynajmniej te gatunki wypośrodkowali, by nie skupiać się przede wszystkim na rozkodowywaniu zagadki tytułowego bohatera, a mocniej uderzyć w kwestię wiary i powtarzalności historii.
Jakkolwiek narracji wiele zarzucić nie mogę. Widowisko mogłoby być nieco bardziej rzeczowe, ale za to co rusz podsuwano mi interesujące wątki, które wprowadzały wątpliwość i to trzymało mnie przed ekranem najmocniej. Raz kompletnie nie dawałem mesjaszowi wiary, innym razem naprawdę chciałem mu uwierzyć.
Od początku do niemal samego końca ciężko stwierdzić czy mamy do czynienia z oszustem, czy prawdziwym mesjaszem.
To zdecydowanie nie jest serial wybitny. Mesjasz jest oparty na pomyśle prostym, ale niepokazanym prostacko, chociaż bywa nieprzyjemnie naiwny. Jednocześnie jest chwytliwy, wciąga i wiedzie fabułę w dosyć niespodziewane ścieżki. Jeśli potrzebujecie zajmującej, ale nieodmieniającej Wasze życia rozrywki, to jak najbardziej polecam. Serial nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału, ale i tak daje radę i podskórnie stawia niewygodne pytania.
Oglądaj serial Mesjasz w serwisie Netflix >>
Mesjasz (Messiah) - sezon 1
Werdykt
Mesjasz jest wciągający i rozrywkowy, ale daleko mu do serialu wybitnego
Nie odrobiliscoe zadanoa. Eve noe jrst chora, tylko chce miec dziecko. Chpry byl.jwj maz, zmarl na raka. Kompletnie nie odczytaliscie sensu tego serialu. Czy ktos go obejrzal? Czy mpai Wam cos Szin-bat?:)