Ted Bundy, Samuel Little, Gary Ridgway, Aleksandr Piczuszkin, John Wayne Gacy, Zdzisław Marchwicki… tacy jak oni są wśród nas i wcale nie przypominają Nosferatu. Wyglądają jak my, ale potworami w ludzkiej skórze kieruje niezdrowa potrzeba mordowania. I to właśnie o nich, seryjnych mordercach, psychopatach oraz wszelkiej maści innych zbrodniarzach, traktuje serial Mindhunter.
Jeszcze we wczesnych latach 70. przypadkowych morderców i tych, których dziś określamy mianem psychopatów, zazwyczaj wrzucano do jednego worka. Rzeczy zaczęły zmieniać się w drugiej połowie tamtej dekady, kiedy badaniami nad nimi zajęli się specjaliści, których obecnie nazywamy profilerami. Ich praca okazuje się niezwykle pomocna w przypadku tworzenia portretów psychologicznych, które pomagają skupić się na charakterystyce zbrodniarza. Specjalizacja została powołana do życia nieco niewczas, bo chociaż już wcześniej tworzono struktury, które zajmowały się analizą behawioralną, to przez długi czas brakowało solidnych materiałów naukowych.
Dopiero Robert Ressler i John Douglas dali podwaliny ku temu, by faktycznie naukowo zająć się analizą różnego rodzaju zbrodniarzy, a nie tylko błądzić po omacku, kiedy zbrodnia się wydarzy. Zbadali oni wiele spraw, rozmawiali z osadzonymi mordercami, byle poznać ich przeszłość, pobudki i metody działania, które dziś pomagają w uchwyceniu im podobnych. Podzielili morderców na swoiste gatunki, wyłuszczyli prawdopodobieństwa, nakreślili możliwe tło działania i wiele innych rzeczy, o których większość z nas nie ma zielonego pojęcia. To przede wszystkim dzięki nim profilowanie jest dziś powszechne, mocno wyspecjalizowane i nie traktuje się go jako psychologicznego bełkotu, który wcześniej odstraszał twardogłowych śledczych.
Praca Johna Douglasa i Roberta Resslera stała się podwaliną do stworzenia serialu Mindhunter.
Książka Mindhunter. Tajemnice elitarnej jednostki FBI, którą John Douglas napisał przy współpracy z Markiem Olshakerem, jest materiałem źródłowym serialu Netflixa. Twórcy pozostawili jądro książkowej historii, ale podeszli do niej dosyć twórczo, nadając serialowi emocjonalną narrację, nie zapominając przy tym, o czym i o kim opowiadają. Tym samym zaprosili nas na kryminalno-psychologiczną podróż wgłąb ludzkiego umysłu, często nieunikającego zezwierzęcenia.
Głównym bohaterem Mindhuntera jest Holden Ford, w którego solidnie wcielił się Jonathan Groff. Poznajemy go jako agenta specjalnego FBI, który czuje niewygodny niedosyt w swojej pracy. Pragnie poznać umysły zbrodniarzy, by działać skuteczniej. Razem z Billem Tenchem, któremu twarzy użyczył Holt McCallany, szefem BSU (behawioralny dział FBI), rozpoczynają badania nad palącym problemem, którym są seryjni mordercy. Nie tylko ich przesłuchują, nagrywają i analizują, ale również pomagają w rozwiązywaniu spraw na terenie całego kraju.
Jednym z osadzonych, z którym mają do czynienia, jest Ed Kemper, w którego skórę genialnie wszedł Cameron Britton.
Aktor sportretował seryjnego mordercę, którego znałem z filmów dokumentalnych i stąd wiem, że zarówno aparycją, jak i zachowaniem, genialnie oddaje postać, w którą niemal się przetransformował. Jego kunszt aktorski powala do tego stopnia, że momentami miałem wrażenie, iż faktycznie mam do czynienia z mordercą i nekrofilem z Santa Cruz. Zupełnie jak w rzeczywistości, jest w serialu człowiekiem niejednoznacznym, inteligentnym, elokwentnym, poniekąd fascynującym, zadającym kłam twierdzeniom, iż psychopaci to zero-jedynkowe potwory.
Staje się on niejako drogowskazem, faktycznym punktem startowym i w jakimś stopniu przyjacielem Holdena Forda, który z odcinka na odcinek coraz bardziej odpływa i zaczyna zdradzać zachowania mogące wskazywać na to, że w nim również drzemie coś mrocznego. A na pewno chwilami mocno traci kontakt z rzeczywistością w pogoni za fascynującym go światem brutalnych morderców. Podczas przesłuchań, które są jednym z kluczowych elementów akcji, momentami totalnie odpływa. Przywodzi to trochę na myśl chemię między osadzonym a przesłuchującym znaną z filmu Capote.
Od czasu sukcesu Dextera seriale o seryjnych mordercach to nurt, który niemal sprzedaje się sam. Jednak niewiele produkcji zbliżyło się do kunsztu Mindhuntera – widowiska zawdzięczającego swoją wielkość w dużej mierze Davidowi Fincherowi.
Serial jest majstersztykiem pod względem doboru aktorów, ich gry, tego jak ich poprowadzono. Nie znajdziecie tu wielu popisówek czy głośnych nazwisk, ale gra wspomnianych już panów, czyli Jonathana Groffa, Holta McCallany’ego i Camerona Brittona, to pierwsza klasa. Jednak nie można zapomnieć o rolach kobiecych. Zarówno Hannah Gross jako życiowa partnerka Holdena Forda, jak i Anna Torv, która jako Wendy Carr, profesorka psychologii, pomaga bohaterom zapanować nad badaniami, nie ustępują im na krok.
Czuć tu pazur i batutę Davida Finchera. Jeden z najbardziej utalentowanych reżyserów chodzących dziś po ziemi już w kinach pokazywał swój geniusz przy okazji podobnych historii. W przypadku Mindhuntera jest nie tylko producentem wykonawczym, ale wyreżyserował również cztery z dziesięciu odcinków pierwszego sezonu. W tym genialny finał. Widać to niemal na każdym kroku, bo realizacyjnie to dosłownie wypisz wymaluj jego Zodiak. Serial nie tylko tematycznie, ale również pod względem tonu i estetyki przynosi na myśl opowieść o śledztwie w sprawie morderstw, które rozpoczęły się pod koniec lat 60. Tym samym, jeśli już obejrzycie Mindhuntera i go polubicie, a jeszcze nie widzieliście jego filmu z 2007 roku, to zachęcam, by się ze Zodiakiem zapoznać. Będziecie zaskoczeni, ile wspólnego ze sobą mają te widowiska.
Mindhunter wciąga, magnetyzuje, zachwyca. To zdecydowanie jedno z najlepszych widowisk o seryjnych mordercach.
Nie bez przyczyny napisałem widowisko, a nie serial, bo uważam, że produkcja z wyczuciem napisana przez Joego Penhalla, może śmiało stanąć w szranki z najlepszymi filmami, które poruszają się w tej tematyce. Zarówno pod względem historii, jak i realizacji. Jedyne czego mi brakowało to napięcia chwytającego za gardło. Takowe odnajduję chociażby w serialu nieco gorszym, ale również opowiadającym o podobnych sprawach, czyli w brytyjskiej Żądzy krwi. Uważam, że było sporo miejsca, by nieco zagęścić atmosferę w Mindhunterze, szczególnie podczas prowadzonych śledztw, ale najwidoczniej zabrakło na to pomysłu. Jednak nic więcej nie mam serialowi do zarzucenia.
Jeśli szukacie mocnej, aczkolwiek niekoniecznie łatwej w odbiorze historii, bo nie jest to produkcja śpiesząca się i stawiająca na efekciarstwo, to Mindhuntera zdecydowanie polecam. To nie tylko jeden z najlepszych serialowych kryminałów czy thrillerów, ale jeden z najlepszych obecnie kontynuowanych seriali w ogóle.
Serial Mindhunter w serwisie Netflix >>
Recenzja serialu Mindhunter (sezon 1) (Netflix)
Werdykt
Mindhunter to nie tylko jeden z najlepszych thrillerów czy kryminałów, ale serial Netflixa to jedno z najznakomitszych obecnie kontynuowanych widowisk.