Kiedy widzę, że polityka wchodzi w kulturę, to robi mi się każdorazowo niedobrze. Dlatego mam odruch wymiotny, kiedy patrzę na to, co interesowni politycy i pozbawieni perspektywy aktywiści wyprawiają z “Mulan”.
Zanim przejdę do kwestii bojkotu “Mulan”, chcę coś zaznaczyć. Chodzi mi o tytuł tego artykułu. Długo szukałem w miarę przyzwoitego synonimu dla słowa “imbecyl” aż dotarłem do “cymbała”. Takie określenie również pasuje. Inną kwestią jest odpowiedź na pytanie, czy nazywanie cymbałami części, podkreślam wyraźnie, części widzów i osób, które nawet nie miały zamiaru obejrzeć filmu, jest wysokie? Nie jest, ale zacznijmy nazywać rzeczy po imieniu. Tłumaczę to Wam, a właściwie siebie, wyłącznie po to, żebyście mogli na spokojnie przejść do kolejnego akapitu.
O co poszło z “Mulan”?
W sierpniu zeszłego roku aktorka wcielająca się w tytułową bohaterkę, Liu Yifei, powiedziała, co myśli o działaniach policji podczas ówczesnych protestów w Hongkongu. To wtedy Chiny uderzyły w stół i brutalnie represjonowały osoby domagające się wolnościowych praw, które powinny być niezbywalne.
Aktorka podkreśliła, że nie myśli zbyt wiele. W końcu, gdy kogoś pałują, kiedy broni swojej wolności, a ktoś inny temu przyklaskuje, to mamy do czynienia z pustą osobą. Koniec, kropka i nieszczególnie zajmuje mnie zdanie pustych ludzi, bo niektórzy nie dorastają i już zawsze żyją w swoich bańkach. Trzeba się z nimi nie zgodzić i z tym pogodzić. Cała reszta jest niezdrowa i zmierza donikąd.
“Wspieram policję w Hongkongu, możecie teraz mnie pobić. Co za wstyd dla Hongkongu #Ialsosupporthongkongpolice.” – Napisała ponad rok temu Liu Yifei w serwisie Weibo.
Możemy się z nią zgadzać lub nie, ale miała prawo do tego, by wszech i wobec ogłosić podskórnie, że jest ignorantką, a może nawet czymś gorszym.
Ten wstrętny Disney
Niedawno o sprawie przypomniał sobie internet i postanowiono zbojkotować “Mulan”, która już miała premierę na Disney+ i w kinach. Właściwie całego Disneya, który ma w Chinach wiele biznesów. Jest taka narracja, że Disney to wyjątkowe dziecko, które nie może robić interesów w tym kraju. Szczególnie wtedy, kiedy w jednym z filmów tej firmy, gra osoba niezbyt rozgarnięta.
Disney nie ma wpływu na to, co gwiazda tego czy innego filmu zrobi i zapewne nie pilnuje mediów społecznościowych swoich aktorów. Ponadto część widzów żyje w niezdrowej fantazji, w której wielkie korporacje powinny być czymś na styku organizacji charytatywnych i biznesu prowadzonego na kolanach ku umiłowaniu stwórcy.
Prawdopodobnie jeszcze w sierpniu zeszłego roku w Disneyu stwierdzono, że po “Mulan” Liu Yifei nie pojawi się w żadnych innych filmach wytwórni. Czasem mleko się rozleje, ale na niektóre rzeczy nie mamy wpływu. Szczególnie na życie i poglądy naszych pracowników. Bo kto pyta przyszłego pracownika, jakie ma poglądy polityczne? Zapytam retorycznie: często o to pytacie? No właśnie – zapewne większość z Was odpowiedziała sobie przecząco.
Ludzie potrzebują tworzyć sobie wrogów i potwory. Na kogoś musiało trafić, a Disney to idealny chłopiec do bicia. W końcu łatwiej uderzyć w olbrzymią korporację rozrywkową, której markę zna nawet pan Janusz z Bieszczad, zajmujący się obróbką i skrawaniem, niż jakiegoś bezimiennego importera zabawek czy ciuchów. Ci wszyscy ludzie, którzy robią zakupy na Aliexpress również wspierają Chiny poprzez zaspokajanie potrzeb tamtejszej gospodarki. Jednak nikt ich nie oskarża o wspieranie represyjnego państwa komunistycznego. Dlaczego? Bo są niewidzialni. Bez różnicy. Mogę tylko zakładać, że wielu z nich również teraz bojkotuje Disneya. Pana Janusza to pewnie nie interesuje i może nawet usiąść z dziećmi wieczorem, by włączyć kreskówkę Pixara.
Politycy, aktywiści, IMDB i cały ten jazz
“Ten film został dziś wypuszczony. Ale ponieważ Disney kłania się w pas Pekinowi, a Liu Yifei otwarcie i dumnie popiera brutalność policji w Hongkongu, wzywam wszystkich, którzy wierzą w prawa człowieka, by zbojkotował “Mulan”. – Stwierdził Joshua Wong, hongkoński aktywista i polityk. Później jego twitty były jeszcze bardziej żenujące, wręcz abstrakcyjne.
Wirtualne race w górę i się zaczęło! Z Liu Yifei robi się w sieci Hitlera, z Disneya III Rzeszę i poprzez bojkot “Mulan”, czyli filmu na miarę “Narodzin narodu”, można skończyć z tym nieprzyjemnym nazizmem. Niewiele w tym wszystkim Chin, jako takich. Wiem, przesadzam, ale próbuję zobrazować groteskowość tej sytuacji. Starałem się, jak mogłem, by dotrzymać kroku pokręconej logice Wonga.
To smutne, ale w stadnym pędzie robimy nieprzyjemne rzeczy bez zastanowienia się nad ich sensem i konsekwencjami. Jest to bardzo ludzkie zachowanie, a jednocześnie bardzo głupie zachowanie. I tak jest w przypadku “Mulan”, która ma wyjątkowo nieciekawą ocenę na największym portalu filmowym – nota na IMDB obecnie wskazuje 5,5/10. Można byłoby założyć, że mamy do czynienia z wielką filmową katastrofą. Nie mamy, bo krytycy, którzy nie kierują się polityką, a kwestiami artystycznymi, wystawili produkcji 6,88/10 na Rotten Tomatoes. Nie jest to wielkie dzieło sztuki, ale przesada jest tu bardziej niż widoczna. Dlaczego tak jest? Ponieważ kolejny raz internauci zebrali się, by wystawić na wyrost filmowi wirtualną pałę – oglądali go, nie oglądali, nieważne. Abstrahuję już od tego, czy film się podobał.
Bojkotuj to!
Zanim przejdę dalej, dodam kilka słów o bojkotach przechodzących w cancel culture. To zjawisko znane od zawsze, ale dzięki internetowi nabrało na sile i zyskało nową formę. W wielu przypadkach można takie zachowanie odczytywać jako synonim znęcania się. Mamy tu do czynienia nie z konstruktywną wymianą poglądów, a agresywną formą bojkotu, który ma na celu zniszczenie filmu.
“Mulan” nie jest dziełem jednej osoby i deprecjonuje się pracę tysięcy ludzi biorących udział w procesie produkcyjnym. Ta niezdrowa zabawa, która zrodziła się w mediach społecznościowych, może przerodzić się za jakiś czas w próbę zniszczenia Disneya. Oczywiście, to się nie uda, bo atakowana firma jest praktycznie niezatapialna, ale taka szopka może trwać w najlepsze długo po premierze widowiska. To będzie wzbudzało złe emocje, których i tak w sieci mamy mnóstwo.
Nie róbcie ze sztuki k*** polityki
Albo róbcie, skoro tak czujecie. Ja czuję inaczej. Niestety niektórzy nie odróżniają sztuki od ludzi, którzy tworzą lub współtworzą sztukę. Gdyby spojrzeć na twórców filmów, seriali, autorów książek czy artystów komiksowych, to część z nich nieraz zachowało się nagannie, w którymś momencie życia. Czy ich dzieła są przez to gorsze? Nie są.
Obrońcy praw człowieka, demokracji i wolności, sami wprowadzają stan manipulacji i zafałszowują rzeczywistość. Uderzają za pałowanie na drugim końcu świata, nożem pod żebra sztuki, która powinna być poza politycznym obiegiem. To władze Chin są winne, nie Disney! Jeśli pozwolimy na bezpośrednie przenikanie się tych dwóch światów, polityki i kultury, to sprowadzimy sztukę do poziomu otwartej służalczości, a w najlepszym przypadku zachowawczości, by czasem nikogo nie obrazić.
Oceny widzów mają być dla innych widzów, nie w służbie politycznych ambicji czy potrzeb. Jednocześnie mam smutną świadomość, że gatunek ludzki nie bardzo, a niektórzy twierdzą, że wcale nie zmienił się od 20 tysięcy lat. Zmieniło się tylko otoczenie, ale ciągle jesteśmy zwierzętami i czasem zachowujemy się bardziej bezmyślnie niż stado baranów. Nie obrażając przy tym baranów.
100% zgody