Nagi reżyser – sezon 1 – recenzja serialu

Dariusz Filipek
9 min czytania

Z ostatniej chwili

https://www.youtube.com/watch?v=t_jqHR_T-E8

Nie pozwólcie, by Nagi reżyser umknął Wam pośród dziesiątek comiesięcznych premier Netflixa. Jednak ostrzegam, że serial odsłaniający dziwactwa i perwersje napalonej Japonii lat 80. to widowisko dla dojrzałych widzów, którym niestraszne golizna oraz historie naginające prawdziwe wydarzenia pod z góry założony wydźwięk. Jeśli jednak lubicie widowiska rozrywkowe, interesujące i inteligentne, to ten serial pochłania od pierwszych minut aż po ostatnie napisy końcowe.

Nagi reżyser powstał w oparciu o biografię Toru Muranishiego – Zenra Kantoku Muranishi Toru Den autorstwa Nobuhiro Motohashiego. Serial opowiada o człowieku, który dorobił się fortuny na produkowaniu pornografii, co było początkowo dosyć nieoczywiste. Na starcie jego kariery zawodowej nikt nie spodziewałby się, że w tym niepozornym mężczyźnie drzemie demon seksu, który będzie w locie odgadywał erotyczne zachcianki rodaków. Cesarz pornografii, jak nazywa go wielu, zaczynał jako sprzedawca książek. Jednak małżeństwo mu się sypało, nie potrafił dogodzić żonie w łóżku, a firma, w której zaczął robić błyskotliwą karierę, została okradziona.

Od zdarzenia do zdarzenia bohater odkrywa bogactwo świata porno. Przygnieciony do muru, spogląda na pornografię nie od strony masturbacji do Hustlera w obskurnej toalecie, a zaczyna go fascynować i wietrzy w niej dobry interes. Odkrywamy rynek ówczesnej japońskiej pornografii razem z nim, kiedy uczy się go i stawia na nim pierwsze kroki. Zaczyna od sprzedaży własnych magazynów pornograficznych i otwierania kolejnych księgarni z pozycjami dla dorosłych. Jednak szybko okazuje się, że w branży zabetonowanej przez bezwzględnego potentata, walka o rynek będzie nierówna, o czym nasz bohater szybko i dotkliwie się przekona. Pomimo początkowych niepowodzeń, z czasem wkracza również w segment wideo. Nie tylko produkuje pornosy, ale również wymyśla dziwaczne scenariusze, reżyseruje swoje filmy i w nich gra. Przekracza kolejne granice – zarówno przyzwoitości, jak i nagina krępujące go prawo.

Muranishi jest przedstawiony w Nagim reżyserze jako anioł działający w niezbyt anielskiej branży. To nie do końca prawda.

W serialu poznajemy innowatora lat 80., guru i człowieka, który walczył z systemem, ograniczeniami i wszelkimi innymi zewnętrznymi niebezpieczeństwami. I chociaż serial całkiem znośnie oddaje jego karierę, to jednocześnie nieco tę historię ugrzecznił – prezentując pozytywnego bohatera stawiającego czoła złej reszcie świata. A to nieprawda. Muranishi miał sporo za uszami.

Nagi reżyser netflix
Nagi reżyser (Netflix)

Dopiero po seansie zacząłem się zapoznawać z jego karierą i niestety szybko okazało się, iż jego filmy są dziś niemal nieoglądalne, a w jego serialowej quasi-biografii wiele pozmieniano i pominięto wątek o wykorzystywaniu nieletnich w filmach, a historia o kręceniu filmu na Hawajach dotkliwie odbiega od tego, co wydarzyło się naprawdę. Gdyby opowieść przedstawiono zgodnie z prawdą, nie wpłynęłoby to na jakość serialu, ale bohater, który krzyczy nad penetrowaną aktorką coś o pie***eniu jej duszy, nie byłby już taki pozytywny.

Po przeboleniu nieprawd i półprawd objawia nam się świetny serial, którego jakość artystyczna przyjemnie współgra z bezpretensjonalną i więcej niż przyzwoitą realizacją.

Stylowej i przyjemnej czołówki nie przewinąłem ani razu, co jest rzadkością. Reszta widowiska również nie rozczarowuje. Mniej tu niż w innych japońskich serialach dziwactw, uproszczeń i taniości przynoszącej na myśl teatr telewizji, a więcej zdjęć, montażu i akcji rodem z produkcji ze Stanów Zjednoczonych. Jeśli kilkakrotnie, jak ja, niemiło przejechaliście się na japońskich serialach, tutaj nie macie się czego obawiać. Zdjęcia są stylowe, aktorzy grają na poważnie, a narracja jest żwawa, ciekawie poprowadzona i wciągająca. Ponadto widać tu budżet. Nie na poziomie Gry o tron, ale po przełączeniu z Zadzwoń do Saula na Nagiego reżysera, nie doznacie nieprzyjemnego uczucia oglądania czegoś słabego czy budżetowego.

Nagi reżyser serial
Nagi reżyser (Netflix)

Zagrała tu również muzyka, często niejapońska, która świetnie zgrywa się z cukierkową Japonią lat 80., gdzie do dziś wiele rzeczy i miejsc to wizualne synonimy krzyku i rzeczywistości, która jest tak niedorzecznie pstrokata, że aż zachwycająca. Nawet obskurne porno, które kręcił bohater dramatu, wygląda w serialu świetnie. Poza tym poznajemy japońską pornografię od kuchni. Widzimy działania autocenzury i dowiadujemy się, dlaczego do dziś musimy oglądać rozpikselowane narządy rozrodcze, a także dostaliśmy takie dziwactwa, jak zaklejanie aktorowi taśmą okolicę odbytu. Te wszystkie niuanse w wyraźny sposób składają się na osobowość widowiska.

Świat przedstawiony to wszystko, czego się spodziewacie, a także coś ponadto.

Kamera kieruje się do domów bohaterów, sklepów z pornografią, zatłoczonych barów karaoke, wspina się do biurowców, by nierzadko zahaczyć o pomieszczenia wypełnione władzami czy obskurne miejsca, gdzie bez mrugnięcia okiem można stracić życie. I byłem w stanie uwierzyć twórcom, że tak to wtedy mniej więcej wyglądało. Dołożono starań, by widz nie czuł się oszukany i serwuje mu się rzeczowe odtworzenie lokacji, jak i realiów. Nie zapomniano o symbolach, jak o śmierci cesarza, które jeszcze lepiej wpinają widowisko w czasy, w których się rozgrywa. Dla młodych japonofilów to może być gratka.

Nagi reżyser sezon 1
Nagi reżyser (Netflix)

Ponadto serial jest rozbrajająco zabawny, ale gdy trzeba, bywa poruszający i pouczający. Kiedy odjąć od niego całą porno otoczkę, porusza dosyć uniwersalne tematy. Mamy chociażby bohaterkę, która zrywa z niepisanymi społecznymi ograniczeniami i podobnie jak Muranishi podąża za marzeniami, robiąc to, co kocha – wbrew rodzinie czy społecznym przekonaniom. A że oboje kochają seks i nie przeszkadza im to, że dostarczają w ten sposób rozrywkę milionom widzów, którzy obserwują ich łóżkowe wygibasy, to już zupełnie inna historia.

Aktorzy nie tylko zagrali z przekonaniem, ale i z oddaniem. Co na pewno nie było łatwe, bo nierzadko musieli pokazać niemal wszystko, co mieli do pokazania.

W tej twórczej bezpretensjonalności i oddaniu rolom świetnie odnaleźli się nawet ci, którzy musieli na planie zrobić najwięcej – szczególnie Takayuki Yamada, który wcielił się stylowo w Muranishiego oraz Misato Morita grająca jego największą gwiazdę – Kaoru Kuroki, kobietę wzbraniającą się przed goleniem pach i późniejszą celebrytkę. Bo zagrać to jedno, a gdy Yamada musiał nosić nagą Moritę po planie, grać i symulować szalony stosunek seksualny, to zupełnie inna para kaloszy.

Nagi reżyser recenzja
Nagi reżyser (Netflix)

Dzięki temu wyszła im genialna sekwencja seksu z piątego odcinka – mała perełka, która bawi i zachwyca. Jest ostro, nago i zupełnie jak w japońskim porno – dziwacznie i głośno. Poziom pikantności to okolice tego, co mogliśmy oglądać w tym roku w innym serialu Netflixa, czyli Sex Education. Tym samym Nagi reżyser to zdecydowanie nie jest serial dla młodszych widzów i niekoniecznie warto oglądać go w rodzinnym gronie, bo szybko może zrobić się dziwnie. I chociaż ciężko tu o erekcję, to bywa bardzo blisko.

Nagi reżyser to jeden z tych seriali, który wybija się zarówno stylistyką, jak i tematyką z gąszczu widowisk do znudzenia powtarzających te same schematy i tematy.

Jednocześnie serial pozostaje komediodramatem odważnym, świetnie zrealizowanym i rozrywkowym. Jeśli niestraszne Wam pikantne klimaty, jesteście ciekawi japońskiego rynku porno, a przede wszystkim lubicie dobre i wciągające opowieści, to dajcie szansę tej nietuzinkowej, ale nieco przesłodzonej i odkształconej lekcji historii. Nie jest to serial otwierający listę najciekawszych nowości 2019 roku, ale na pewno znajdzie się gdzieś na końcu dziesiątki moich tegorocznych ulubieńców.

Serial Nagi reżyser w serwisie Netflix >>

Recenzja serialu Nagi reżyser (The Naked Director) (sezon 1) (Netflix)
7/10

Werdykt

Nagi reżyser jednych zachwyci, drugich zniesmaczy, gdyż serial Netflixa nie unika golizny, ale pokazuje ją w błyskotliwy sposób.

Bądź na bieżąco z najnowszymi wiadomościami – dołącz do nas w mediach społecznościowych!

Jeśli chcecie być na bieżąco, śledźcie nas na Threads, Facebooku, Twitterze, Linkedin, Reddicie i Instagramie. Zachęcamy również do subskrypcji naszego kanału RSS na Feedly lub Google News. W razie pytań lub sugestii piszcie do nas na [email protected]. Dołączcie do naszej społeczności i bądźcie zawsze na czasie z najnowszymi trendami i wydarzeniami! Nie zapomnijcie wpaść na nasz YouTube.

Zostaw komentarz