Iron Man, Czarna Wdowa, Thor czy Kapitan Marvel. Każdy z tych bohaterów dostał dużo czasu ekranowego, odpowiednio dramatyczne zwroty akcji i solowe filmy. Nie wszyscy herosi MCU są jednak tak doceniani. Niektórzy – mimo drzemiącego w ich postaciach potencjału, wciąż snują się na drugim planie, pojawiając się głównie w momentach, gdy muszą zapewnić wsparcie najważniejszym spośród Avengersów.
Zgodnie z jedną z fanowskich teorii serial animowany What if…? opowie m.in. o losach świata ratowanego przez bohaterów drugiego planu. I, jakkolwiek kocham Tony’ego czy Natashę i wielu innych, z przyjemnością zobaczyłbym taką historię alternatywną. A kto znalazłby się wówczas w drużynie Mścicieli? Oto moje typy, ale uważajcie na spoilery.
12. Hulk
Jak to – zapytacie – przecież ta zielona esencja wściekłości jest jednym z głównych bohaterów każdej części Avengers, ma swój solowy film (o którym często się zapomina przez wzgląd na zmianę odtwarzającego tę postać aktora) i znajduje się praktycznie na każdej grafice promującej podsumowanie superbohaterskiej sagi! Oczywiście to prawda. Tyle że w komiksowym oryginale Hulk jest jedną z najsilniejszych postaci we wszechświecie. A w MCU od ponad 10 lat nie pojawił się w roli pierwszoplanowej. Abstrahując od tego, że w gruncie rzeczy winę za ten stan rzeczy ponoszą nie szefowie Marvela, a skomplikowana sytuacja prawna filmowej licencji z Universalem, zwyczajnie zasługuje on na jeszcze większą rolę w nadchodzącej czwartej fazie.
11. Shuri
Postać ta pojawiła się stosunkowo niedawno, a już zdążyła zaskarbić sobie sympatię całkiem pokaźnego grona fanów. Genialna siostra władcy Wakandy jest nie tylko ponadprzeciętnie uzdolniona, ale też potrafi powalić zarówno ciętą ripostą, jak i celnym ciosem wspomaganym rękawicą. Fani spekulują czy w kolejnych filmach jej wątek nie zostanie rozbudowany. Niewykluczone jest nawet, że po objęciu tronu przez T’Challę to ona zostanie nową Czarną Panterą. Osobiście nie miałbym nic przeciwko temu rozwiązaniu – o ile tylko jej postać nie stanie się wówczas żeńską kalką brata.
10. Scarlet Witch
W jej przypadku można postawić to samo pytanie, co w przypadku Bannera – przecież już od wielu lat jest obecna w MCU i przy okazji zdążyła stać się jednym z Avengerów. Tyle że, znowu podobnie jak w przypadku Hulka, w komiksowym pierwowzorze jest ona jedną z najpotężniejszych istot we Wszechświecie. W filmach Marvela tego niestety nie widać. Poza tym odnoszę nieodparte wrażenie, że jej rola została w dwuczęściowym finale pierwszych trzech faz MCU mocno okrojona. A szkoda, bo ma ona zadatki (szczególnie w kontekście ostatnich wydarzeń) na jedną z najgłębiej psychologicznie zarysowanych postaci. Być może niewiarygodnie silną i targaną sprzecznymi emocjami Scarlet Witch zobaczymy w najnowszym serialu Disney+ – WandaVision. Na premierę poczekamy jednak ponad rok.
9. Wong
Wong nie ma może wielkiego potencjału dramatycznego, bo jego rola w zasadzie sprowadza się do rzucania suchych żartów i osłaniania Strange’a. Tyle że jest potężny. Naprawdę potężny. W gruncie rzeczy jego moc otwierania i zamykania portali mogłaby wystarczyć do pokonania prawie każdego. Być może nawet Thanosa. Dlaczego więc najbardziej znany mnich MCU nawet nie spróbował tej sztuczki na silniejszym przeciwniku? Dlaczego nie zamknął portalu między głową a barkami Szalonego Tytana? Odpowiedź na to pytanie jest prosta – bo tę bitwę musieli wygrać ci ważniejsi. Skoro jednak twórcy obdarzyli go tą niezwykłą umiejętnością, powinni dać mu się wykazać również na pierwszej linii frontu.
8. Colleen Wing
Mistrzyni katany pojawiła się w serialach Netflixa (Luke Cage, Defenders i – przede wszystkim – Iron Fist). Ma ciekawe origin story, jej relacje z innymi bohaterami (jak Claire Temple czy Misty Knight) nie są tak powierzchowne jak w przypadku wspomnianego wyżej Wonga. Poza tym – czy wśród Avengerów nie przydałby się ktoś, kto może nie zmienia się w zielonego potwora, nie potrafi skonstruować latającej zbroi, ale za to tak zupełnie zwyczajnie prowadzi własną szkołę sztuk walki i jest w tym niekwestionowaną mistrzynią? Aaa, no tak, supermoce też posiada. Na dodatek całkiem przydatne. Jeżeli ktoś z serialowych fighterów miałby pojawić się na dużym ekranie, musiałaby to być Colleen Wing. I tak, zdaję sobie sprawę, że Kevin Feige potraktował seriale największej platformy streamingowej po macoszemu, a po jakimś czasie Disney niemal zupełnie się od nich odciął (choć w wielu miejscach wciąż można znaleźć informację, że oficjalnie wciąż są one częścią MCU). Mimo to na tej liście nie zabrakło również postaci z małego ekranu – m.in. właśnie jednej z najważniejszych bohaterek Iron Fista.
7. Daredevil
Daredevil może nie opanował sztuk walki tak dobrze jak Colleen Wing. Mimo to jak na poświęconego pracy prawnika w roli wojownika jest jednak nieprawdopodobnie skuteczny. Bo chociaż jest niewidomy, to rozeznanie na polu walki zyskuje dzięki echolokacji (albo jej superbohaterskiego odpowiednika). To, co jednak byłoby jego najważniejszą kartą przetargową to doświadczenie, które nabył w brutalnym świecie ulic Hell’s Kitchen. Niejednokrotnie podejmował trudne wybory etyczne i bezwzględnie rozprawiał się z terroryzującymi mieszkańców Nowego Jorku kryminalistami. Matt Murdock nie może sobie pozwolić na miłosierdzie względem swoich przeciwników – jest ich zbyt dużo. Nie współpracuje z tajnymi organizacjami rządowymi, przez większość czasu zwalcza zło w pojedynkę i nie pragnie rozgłosu. To wszystko czyni go tak odmiennym od reszty Avengerów, że jego spotkanie z nimi musiałoby być sceną z gatunku: „Umrę, jak nie zobaczę!”.
6. Sif
Kim ona w ogóle jest – zapyta całkiem pokaźne grono fanów MCU. I niestety nie będzie to wynikać z ich ignorancji, a decyzji szefostwa Marvela, by odstawić asgardzką wojowniczkę na boczny tor. Pojawiła się w realizowanych w trochę innej konwencji niż późniejsze produkcje – Thorze i Thorze: Mrocznym świecie (pisząc „w innej konwencji”, mam na myśli to, że były po prostu słabe. Mówcie, co chcecie, ale brakowało im charakterystycznego marvelowskiego balansu na granicy parodii i powagi, przez co wyszło coś może nie całkiem niezjadliwego, ale przewidywalnego, patetycznego i zwyczajnie nieangażującego). Sama rola Sif była jednak naprawdę przyzwoita – Jaimie Alexander idealnie oddała na dużym ekranie jej dumę i pewność siebie. Nie gorzej poszło aktorce w serialu. Jej pojawienie się w Agentach T.A.R.C.Z.Y. zelektryzowało fanów i podsyciło dyskusję o powiązaniu z uniwersum kinowym. Szkoda, że nie zobaczyliśmy jej już w kolejnych sezonach, w których Agenci zbliżyli się do ideału (przynajmniej w konwencji superbohaterskiej). Niezależnie od tego przyjemnie byłoby zobaczyć jej powrót do MCU.
5. Pepper Potts
Choć postaci tej nie trzeba przedstawiać nawet niedzielnym fanom MCU, jej rola w gruncie rzeczy zawsze ograniczała się do wspierania Tony’ego. Nie ma w tym niczego dziwnego – w końcu to właśnie Robert Downey Jr. był największą gwiazdą franczyzy. Tyle że SPOILER Iron man podzielił los Thanosa KONIEC SPOILERA w związku z tym, być może warto rozbudować wątek Pepper. Przecież to ona od dłuższego czasu jest jednym z głównych zarządców Stark Industries. Ponadto potrafi nie tylko poruszać się w zbroi, ale z powodzeniem w niej walczyć. I to z nie byle kim. W komiksach przyjmuje pseudonim Rescue. Być może w podobnej roli powinna się pojawić w czwartej fazie Marvela. A nawet jeżeli nie – musi przecież być mamą dla Morgan – to z córką Tony’ego włodarze MCU wiążą spore plany na przyszłość. Jednak Pepper może liczyć na znacznie więcej niż epizody, jeżeli będzie tego chciała sama aktorka. Niestety Gwyneth Paltrow nie jest najwierniejszą fanką uniwersum – ostatnio zapomniała, że w ogóle grała w Spider-manie: Daleko od domu… No cóż, możemy tylko liczyć na to, że dla odmiany Kevin Feige będzie pamiętał o Pepper.
4. Ghost Rider
Ghost Rider miał pojawić się w MCU już dawno. Niestety, może ze względu na traumatyczne wspomnienia z czasu, gdy odgrywał go Nicholas Cage, twórcy do tej pory nie zdecydowali się powrócić do jego postaci. A szkoda, bo potencjał zawierającego pakt z demonem motocyklisty jest ogromny. W Agentach T.A.R.C.Z.Y. wprawdzie dostaliśmy inną inkarnację ducha zemsty, który porusza się samochodem, a nie jednośladem, jednak jest tak samo bezwzględny i niejednoznaczny jak jego komiksowy odpowiednik. Gabriel Luna odegrał tę rolę naprawdę przyzwoicie. Nie miałbym nic przeciwko jego udziału w jednym z kolejnych filmów. Jeżeli jednak szefostwo Marvela uzna, że fandom chętnie zobaczyłby płonącą czaszkę innego aktora/aktorki – trudno. Najważniejsze, by w MCU znalazło się miejsce dla jeszcze jednej postaci, która nie czerpie mocy z technologicznych czy przynajmniej możliwych do naukowego wytłumaczenia źródeł. Przeklęty człowiek byłby czymś, czego we współczesnym kinie superbohaterskim jeszcze nie było.
3. Jessica Jones
Podobno razem z Daredevilem, Iron Fistem i Lukiem Cagem (czyli netflixowymi Defendersami) miała pojawić się w finale kinowego starcia z Thanosem. Niestety, ostatecznie reżyserzy nie znaleźli dla niej miejsca ani w Wojnie bez granic ani w Końcu gry. A szkoda, bo to postać naprawdę ciekawa. W przeciwieństwie do ugrzecznionych Avengerów, Jessica mówi to, co myśli, nie zamartwia się o uratowanie absolutnie KAŻDEGO, nie przyjmuje nieodpłatnych zleceń, dużo pije i nie stroni od przygodnego seksu. Ale przede wszystkim jest wyjątkowo dociekliwą panią detektyw i, cóż… po prostu Jessicą Jones. Choć na papierze może wyglądać na postać zbyt przerysowaną, dzięki znakomitej kreacji Kristen Ritter Jessica jest tyleż wyrazista co wiarygodna. I z pewnością pokazałaby to również na dużym ekranie – o ile oczywiście ktoś zdecyduje się dać jej szansę.
2. Skye alias Daisy Johnson alias Quake
Pierwszą kobietą z supermocami w MCU nie była Kapitan Marvel. Nie była nią nawet Scarlett Witch. Czarna Wdowa zaś wprawdzie pojawiła się w uniwersum szybciej niż Daisy, ale technicznie rzecz biorąc, nie ma żadnych zdolności nadprzyrodzonych. Młoda agentka T.A.R.C.Z.Y. posiada za to nie tylko zdolności ofensywne (potrafi odrzucić bądź wręcz rozerwać wrogów), ale też defensywne (m.in. skoki na duże odległości). Poza tym jest całkiem silna, świetnie walczy i ma większe doświadczenie bojowe niż niejeden Avenger. Przede wszystkim to jednak szalenie intrygująca postać. Odgrywająca ją Chloe Bennett ma potencjał na prawdziwą gwiazdę – i to bynajmniej nie ze względu na oryginalną urodę (jej ojciec jest Chińczykiem, matka Amerykanką), ale niezwykły talent – jest rewelacyjna zarówno jako z trudem wiążąca koniec z końcem hakerka, jak i legendarna superbohaterka. Jeżeli do tej pory Marvel nie wykorzystał jej w filmach, musi mieć na nią jakiś plan. Po prostu musi…
1. Phil Coulson
To jedyna postać, która odgrywa ważną rolę zarówno w filmach, jak i w serialach (przynajmniej tych sprzed czwartej fazy Marvela). Ponadto przeszedł jedną z bardziej zdumiewających metamorfoz – od pociesznego agenta do charyzmatycznego dowódcy najbardziej znanej organizacji w całym uniwersum (nie licząc może Hydry, która jednak regularnie jest przez T.A.R.C.Z.Ę. pacyfikowana). Nie jest może klasycznym superbohaterem, a jego supermoce nie należą do przesadnie spektakularnych (w zasadzie najważniejszą z nich jest sam fakt, że… żyje), jednak na polu walki jest nieoceniony. Cechuje go znakomity zmysł taktyczny i niezgorsza znajomość sztuk walki. Jest wspaniałym motywatorem i świetnym dowódcą – posiada doświadczenie porównywalne chyba tylko z Nickiem Furym – był już w marvelowskim matriksie, walczył z Hydrą, podróżował w czasie, przemierzał kosmos, mierzył się z kosmitami, zmartwychwstawał, a nawet był pod kontrolą demona. Poza tym nikt tak jak on nie zna historii T.A.R.C.Z.Y. i projektu Avengers. I nikt nie rzuca żartami, które są jednocześnie tak suche i tak śmieszne. Największym rozczarowaniem Końca gry był dla mnie brak Coulsona. I choć sam serial z Clarkiem Greggiem w roli głównej zakończy się na siódmym sezonie (choć niektórzy łudzą się, że po kilku latach Disney wypuści jakiś spin-off/remake), nic nie stoi na przeszkodzie, by najbardziej znany gadżeciarz uniwersum Marvela powrócił w filmach czwartej fazy. Może i brak mu mięśni Thora, urody Starka, mocy Capa czy włosów… kogokolwiek, ale to wciąż człowiek, którego po prostu nie da się zastąpić.