Netflix ciągle nie wysłał kin do lamusa

Dariusz Filipek
Dariusz Filipek 12 wyświetleń
5 min czytania
Netflix (edycja: Popkulturyści)

Przyszedł Netflix i Was zamknie – tak przemysł kinowy od lat straszą publicyści. A ten Netflix jest, niby idzie po te kina, a te, jak stały, tak stoją.

W tym roku najprawdopodobniej padnie kolejny filmowy rekord w Stanach Zjednoczonych. Istnieje spora szansa, że tegoroczne przychody z tytułu wyświetlania filmów w kinach przebiją wynik z 2016 roku. Wtedy w kasach biletowych udało się zgromadzić 11,377 miliardów dolarów. Pomogła w tym podwyżka cen biletów. Jakkolwiek inflacja nie jest niczym nowym i postępuje praktycznie od dnia, w którym sprzedano pierwszy bilet.

17 listopada 2018 roku, brakuje jeszcze 1,173 miliard dolarów, by przebić wynik z 2016 roku. A przed nami grudzień, który przepakowano niedorzeczną liczbą potencjalnych hitów.

Właśnie debiutował blockbuster Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda, a na horyzoncie mamy Ralpha Demolkę w internecie, Creeda 2, kolejną filmową interpretację Robin HoodaMary Poppins powraca, Zabójcze maszyny, Przemytnika Clinta Eastwooda, Spider-Mana Uniwersum, Aquamana oraz Bumblebee. Poza tym pojawi się mnóstwo mniejszych widowisk. I nawet bez nich, gdyby każdy z przytoczonych filmów zarobił średnio po 150 milionów dolarów, co jest dosyć pewne, wynik z 2016 roku zostałby poprawiony o ponad 300 milionów dolarów.

Byliśmy świadkami świetnego roku, który za udany może uznać przede wszystkim Disney. Firma do dziś ma 27,6% udział w rynku kinowym w Stanach Zjednoczonych. Zostawiając za sobą Universal (14,9%), Warner Bros. (14,5%), Sony (11,%) oraz 20th Century Fox (9,3%).

Trzy z najlepiej zarabiających filmów należą do Disneya. Dwa z nich przyniosły ponad 600, a jeden 700 milionów dolarów. Tak prezentuje się lista dziesięciu najlepiej zarabiających filmów w Stanach Zjednoczonych w 2018 roku:

  1. Czarna Pantera (Disney) – 700 milionów dolarów;
  2. Avengers: Wojna bez granic (Disney) – 678 milionów dolarów;
  3. Iniemamocni 2 (Disney) – 608 milionów dolarów;
  4. Jurassic World: Upadłe królestwo (Universal) – 416 milionów dolarów;
  5. Deadpool 2 (Fox) – 318 milionów dolarów;
  6. Mission: Impossible – Fallout (Paramount) – 220 milionów dolarów;
  7. Ant-Man i Osa (Disney) – 216 milionów dolarów;
  8. Han Solo: Gwiezdne wojny – historie (Disney) – 213 milionów dolarów;
  9. Venom (Sony) – 208 milionów dolarów;
  10. Ciche miejsce (Paramount) – 188 milionów dolarów.

W samych Stanach Zjednoczonych dziesięć najpopularniejszych filmów przyniosło mniej więcej 33% całkowitego przychodu Netflixa z 2017 roku.

Jeśli ktoś zakrzyknie: inflacja! Odpiszę: nie ukrywajmy, że cena abonamentu Netflixa również nie stoi w miejscu. Ceny wszystkiego się zmieniają. Przede wszystkim rosną.

Netflix zniszczy kino?

Wariacji jest wiele. Wcześniej mówili, że kina zniszczą teatry, a te ciągle stoją. Filmy sprawią, że ludzie przestaną czytać, a książki ciągle się sprzedają. Gry wideo zniszczą przemysł filmowy, a jedna i druga branża spokojnie obok siebie egzystuje. Kolejnym takim hasłem jest przywoływany co rusz streamingowy armagedon kin.

Bzdury.

W kraju, w którym Netflix ma najmocniejszą penetrację (liczba użytkowników w przełożeniu na całą populację), przemysł kinowy bezproblemowo rozwija się obok serwisów streamingowych.

Co nie znaczy, że rynek się nie zmienia, a dystrybucja filmów nie przystosowuje się do wyzwań, jakie stawia przed branżą Netflix, jak i inne platformy strumieniujące treści wideo. Już w przyszłym roku Disney rozpocznie zupełnie nowy sposób dystrybuowania swoich filmów. Po sześciu tygodniach wyświetlania w kinach – czyli okresu, w którym film zarabia najwięcej – będą one trafiały do streamingu. Jednak jest to ewolucja, nie rewolucja, która zamknie kina na cztery spusty.

Kina i Netflix to dwie zupełnie różne bestie. Kina zapewniają zupełnie inne doświadczenie niż oglądanie filmu na sofie w salonie. Widzowie dzielili się na tych, którzy wolą oglądać widowiska właśnie w świątyniach filmu i na tych, którzy preferują spokój domowego zacisza. To się nie zmieni.

Nie zmieni się również to, że kina się rozwijają. Starają się zapewnić jak najlepsze doświadczenie, podkręcają technologię, szukają udogodnień i nowych pomysłów na siebie. Podobnie Netflix, stara się zapewnić jak najlepsze filmy swoim abonentom i z czasem zapewne będą to widowiska na poziomie największych blockbusterów. Jednak ciągle będą filmy, które do Netflixa nie trafią w pierwszej kolejności, a część z nich nie trafi do tego serwisu w ogóle. Netflix nie będzie uczestniczył we wszystkich kinowych częściach tortu. Disney nie odda mu takich marek jak Avengers czy hity Pixara, na które trzeba będzie ruszyć się właśnie przed duży ekran. Te filmy nie pozwalają masom czekać spokojnie w domach na premiery, gdyż ich premiery to wydarzenia.

Disney sprawi, że wilk będzie syty i owca cała.

Trzeba przy tym pamiętać, iż Netflix wydaje mnóstwo pieniędzy na produkcję swoich filmów i seriali, ale zwrot ma o wiele mniejszy niż Disney. Firma kierowana przez Boba Igera z samego segmentu kinowego uzyskała w zeszłym roku przychód na poziomie 8,379 miliardów dolarów. Cała firma miała 55,137 miliardów przy dochodzie operacyjnym 8,98 miliardów. W tym roku było to aż 59.434 miliardów przychodu i dochód operacyjny wynoszący 12.598 miliardów dolarów. Dla porównania Netflix miał w zeszłym roku 11,693 miliardów przychodu i 839 milionów dochodu operacyjnego. Firma wydała około 8 miliardów dolarów na treści, w tym ponoć jest to około 10 miliardów. Przy czym Netflix zaciąga kolejne pożyczki, a Disney ma rezerwy finansowe, które wykorzystuje na rozsądny rozwój – zakup części aktywów 21st Century Fox (częściowo w akcjach) oraz start platformy Disney Plus.

W zeszłym roku Netflix osiągnął to wszystko, dobijając do 117 milionów użytkowników. W tym roku ma ich przynajmniej 137 milionów. W tym samym momencie kina się rozwijały. I nawet wtedy, kiedy Netflix osiągnie bazę abonencką na poziomie 250 milionów użytkowników (myślę, że do tego dojdzie), nie umniejszy to wyników Disneya i innych producentów oraz dystrybutorów, którzy będą dbali o to, by powstawały jak najlepsze blockbustery przyciągające widzów przede wszystkim do kin. To właśnie tam pojedyncze filmy zarabiają najlepiej. Dopiero później ubogacają streaming swoją obecnością. A przyzwyczajenia widzów przez ponad 10 lat działania Netflixa na poletku streamingowym, nie zmieniły się na tyle, żeby w ogóle rozważać, iż kina chylą się ku upadkowi.

Kina i Netflix mogą żyć obok siebie.

Za przykładem Amazonu, Disney postawił na słuszną strategię. Należy najpierw pokazać film w kinie, zarobić tam mnóstwo pieniędzy, a później ugruntować ten sukces na poziomie streamingu, gdzie można mieć stały przychód na abonentach. Również Netflix coraz częściej pokazuje swoje filmy w kinach, ale to raczej z racji uspokojenia branży i chęci sięgnięcia po laury na przeróżnych galach, co przekłada się na szum wokół ich produkcji.

Dystrybucja filmu do domowego użytku to zupełnie inna rzecz niż oglądanie go w kinach. Serwisy SVOD jak Netflix i TVOD jak Filmy Google Play zajęły miejsce wypożyczalni wideo. Podobnie rzecz się ma w przypadku muzyki. Jednak powstanie i niebywała popularność serwisów pokroju Spotify czy Apple Music nie sprawiło, że zamykano masowo sale koncertowe. A kina są dla świata filmu tym, czym koncerty dla melomanów.

I pozostaje pytanie podstawowe. Czy naprawdę lepiej ogląda się Avengers: Wojna bez granic w salonie?

[interaction id=”5bf1917b11b9987ec3e18cbe”]

Podziel się artykułem
Śledź
Redaktor naczelny. Przez lata nieszczęśliwie związany z e-commerce. Ogląda, czyta, słucha, pisze, rysuje, ale nie zatańczy. Publikował na łamach serwisów różnych i różniastych.
5 komentarze