Netflix spodziewał się zyskać 2,5 miliony nowych użytkowników kwartał do kwartału. Zamiast tego jest 200 tysięcy na minusie. I to jeszcze nie koniec złych wiadomości płynących z Los Gatos.
Liczba subskrybentów Netflixa nieznacznie spadła – wynika z raportu za pierwszy kwartał 2022 roku. Również przychody firmy nie spełniają oczekiwań. Nic dziwnego, że akcje spółki są obecnie na poziomie, do którego przyzwyczajano akcjonariuszy między 2018 a 2020 roku, czyli 348 dolarów.
Obecnie nic nie wskazuje na to, żeby gigant rynku mediów strumieniujących miał wrócić w najbliższym czasie do rekordów z drugiej połowy 2021 roku, kiedy za akcje płacono nawet 690 dolarów.
Po publikacji raportu, akcje firmy zanurkowały w godzinach popołudniowych. Później wróciły do poprzedniego, stabilnego, ale nadal dalekiego od zachwytów poziomu.
Szybkie fakty z raportu Netflixa za pierwszy kwartał 2022 roku:
- Przychody wyniosły 7,87 miliardów dolarów. Oczekiwano 7,95 miliardów. W poprzednim roku kwartał do kwartału było to 7,16 miliardów;
- Zysk na akcji wyniósł 3,53 dolary. Oczekiwano 2,91 dolary. W zeszłym roku były to 3,75 dolary. Jednak po wynikach niższych niż oczekiwane, giełda zareagowała nerwowo;
- Subskrybentów serwis stracił aż 200 tysięcy. Spodziewano się, że kwartał do kwartału przybędzie ich 2,91 miliony. W pierwszym kwartale zeszłego roku Netflix zyskał ich 3,98 miliony.
Rosja kosztowała Netflix 700 tysięcy subskrybentów
Największym problemem jest odpływ subskrybentów – serwis jest 200 tysięcy na minusie. Oczekiwano, że kwartał do kwartału Netflix wzbogaci się o 2,9 miliony. Taki spadek to bardzo zły znak. I nie tłumaczy tego wycofanie się firmy z Rosji, co wpłynęło na wynik, ale nie aż w takim stopniu, aby wytłumaczyć – w najlepszym wypadku – stagnację usługi.
Za Rosję odpowiada 700 użytkowników, więc gdyby firma nadal była na tamtym rynku, to nie byłaby na minusie, ale też nie osiągnęłaby oczekiwanego rezultatu. Ponadto wielu użytkowników w Ukrainie musiało zrezygnować ze subskrypcji.
Większym problemem jest nasycenie najważniejszego rynku – Stanów Zjednoczonych i Kanady. Również w Europie i Ameryce Południowej zainteresowanie subskrypcją serwisu maleje.
Spadek liczby użytkowników był zaskoczeniem dla giełdy. Analitycy spodziewali się spowolnienia, ale mimo wszystko dodatniego wyniku.
Netflix może stracić niedługo 2 miliony subskrybentów
Wiele wskazuje na to, że drugi kwartał nie będzie lepszy. Firma zakłada, że może stracić nawet 2 miliony widzów opłacających usługę. Podczas gdy analitycy oczekiwali około 2,4 miliony nowych subskrybentów.
“Stosunkowo duża penetracja rynku w gospodarstwach domowych – wliczając w to dużą liczbę gospodarstw domowych dzielących się kontami – w połączeniu z konkurencją na rynku, powoduje utrudnienia przy wzrostach” – oświadczył Netflix. Firma stwierdziła również, że nienaturalny przypływ subskrybentów, który przypadł na czas covidowego lockdownu, przysłonił te problemy.
Netflix obecnie pracuje nad zwiększeniem przychodów. Firma będzie systematycznie ulepszała usługę i uskuteczniała monetyzację poprzez działania w kwestii współdzielenia kont w wielu gospodarstwach domowych.
“Kluczem naszego sukcesu była zdolność do tworzenia niesamowitej rozrywki dookoła świata i prezentowania jej w wysoce spersonalizowany sposób, co pozwalało na osiąganie większej oglądalności niż w przypadku naszych konkurentów” – dodał Netflix.
Maksymalizacja zysków
Netflix coraz mniej przejmuje się odpływem czy przypływem użytkowników, który mimo wszystko lepiej, gdy jest, aniżeli gdy go nie ma. Zamiast tego firma stawia teraz na maksymalizację przychodu poprzez podnoszenie cen czy walkę z procederem dzielenia się kontami z osobami spoza gospodarstwa domowego.
W samych Stanach Zjednoczonych i Kanadzie w pierwszym kwartale serwis stracił 600 tysięcy użytkowników, którzy opłacali usługę. Jakkolwiek był to również czas, gdy firma podwyższyła cenę za subskrypcję, więc ogólny efekt finansowy był pozytywny i znacząco wpłynął na dodatkowy przychód.
61% użytkowników serwisów strumieniujących za oceanem uważa, że ceny subskrypcji są zbyt wysokie. Tak prezentują się ceny poszczególnych usług w Stanach Zjednoczonych:
- Netflix: 9,99 dolarów za plan podstawowy, 15,49 dolarów za plan standardowy, 19,99 za plan premium;
- Disney+: 7,99 dolarów;
- Apple TV+: 4,99 dolary;
- Hulu: 6,99 dolarów z reklamami lub 12,99 dolarów bez reklam;
- HBO Max: 9,99 dolarów z reklamami lub 14,99 dolarów bez reklam;
- Paramount+: 4,99 dolarów z reklamami, 9,99 dolarów bez reklam lub 14,99 dolarów bez reklam i z biblioteką Showtime;
- Prime Video: 14,99 dolarów.
Coraz mocniejsza konkurencja
Stany Zjednoczone to trudny rynek. Poza Netflixem działają tam dziesiątki serwisów – między innymi Prime Video, Apple TV+, Hulu, Disney+, Paramount+, liczne serwisy AMC, HBO Max, Starz, Showtime, Discovery+, ESPN+, Curiosity Stream czy Peacock.
Widzowie mają obecnie o wiele większy wybór, niż kiedykolwiek wcześniej i w każdej chwili mogą zrezygnować z jednej subskrypcji na rzecz innej. Netflix przez lata teoretycznie jakąś konkurencję miał, ale praktycznie konkurował głównie sam ze sobą.
Całe sezony to kula u nogi serwisu
Widać, iż Netflix coraz częściej odchodzi od klasycznego udostępniania swoich seriali. Jeszcze kilka lat temu nie do pomyślenia było, gdyby w usłudze premierowo nie pojawił się cały sezon widowiska. Obecnie to się zmienia i coraz częściej sezony są dzielone na części.
Konkurencyjne serwisy stosują inną filozofię programową. Premierowo wypuszczają od jednego do trzech odcinków nowego sezonu, aby kolejne dostarczać widowni co tydzień. Taka strategia działa – rozbudza apetyt i utrzymuje widza przy sobie na dłużej, starając się w międzyczasie wypuścić inną produkcję, którą użytkownik zacznie śledzić tydzień w tydzień.
Co prawda wolimy taką sytuację, kiedy dostajemy wszystkie odcinki naraz, ale z biznesowego punktu widzenia strategia udostępniania odcinków raz w tygodniu ma większy sens. I być może właśnie w tym serwis będzie upatrywał sposobu na zatrzymanie subskrybentów.
Jednak nie spodziewajmy się, że to nastąpi w ciągu jednego dnia. Ten model będzie najpewniej wprowadzany stopniowo. Gdyby serwis jutro zapowiedział, że od teraz wszystkie widowiska będą w taki sposób udostępniane, najpewniej podniosłaby się wrzawa. To byłby kubeł zbyt zimnej wody zarówno dla widzów, jak i w efekcie dla Netflixa. W końcu oglądanie hurtem jest dla wielu nałogiem, a dla reszty całe sezony to przyzwyczajenie. Zarówno ciężko rzucić coś w jeden dzień, jak i wyzbyć się nawyków.
Tworzyć, nie produkować
Warto również zaznaczyć, że jakość widowisk serwisu od pewnego czasu pozostawia wiele do życzenia. Niestety, Netflix uciekając do przodu, postawił na liczbę, nie na jakość. Często podejmuje irracjonalne decyzje i daje zielone światło produkcjom, które nie powinny nigdy się pojawić lub przepłaca za znane nazwiska, które nierzadko bez mocnego nadzoru producenckiego pędzą ku kreatywnemu bagnu.
Jedno jest pewne – firma potrzebuje nowej strategii, bo w tej niegdyś dobrze naoliwionej maszynie, coś zaczęło nieprzyjemnie skrzypieć. Słyszycie to, prawda?