Rosja pogrąża się w kulturalnej biedzie i beznadziei. Kraj, z którego wywodzą się jedni z najwybitniejszych pisarzy i najpiękniejsze baletnice, niedługo będzie musiał pozostać przy telewizyjnych seansach powtórkowych “Wojny i pokoju”.
Zapomogi powoli powinni zacząć szukać producenci, filmowcy i rosyjscy aktorzy. Netflix postanowił wstrzymać produkcję nadchodzących filmów i seriali kręconych w Rosji, co dla wielu z nich, niezależnie od tego, jak rozwiąże się wojna z Ukrainą, oznacza śmierć. Pamiętamy sławny kilkumiesięczny Strajk Scenarzystów z 2007 roku czy wstrzymanie produkcji wielu widowisk podczas pandemii — takie zdarzenia często uśmiercają całkowicie proces produkcyjny.
Netflix nie tylko wypiął się na rosyjską propagandę, ale widzowie z w tym kraju nie mogą nawet zapłacić za subskrypcję w serwisie. Na państwo, które napadło zbrojnie na Ukrainę, wypięły się również wielkie wytwórnie filmowe i rosyjskie kina muszą pożegnać się z premierami nowości od Warner Bros., Sony Pictures, Disneya, Paramount Pictures i Universal Pictures. Rosjan nie chcą słuchać na Eurowizji, a ich media są wyłączane w Europie. Praktycznie cała ich kinematografia jest na cenzurowanym.
Wojna w Ukrainie może skutkować tym, że nie zobaczymy w serwisie “Anny K.” czy “Zato” oraz nieogłoszonej jeszcze produkcji, która była praktycznie na ukończeniu. Ogólnie na chwilę obecną Netflix miał w produkcji cztery projekty z Rosji, a decyzje o dalszym inwestowaniu w tym kraju są obecnie zamrożone.
Firma wycofała się również z planowanych przejęć w Rosji, gdyż państwo kierowane przez Władimira Putina staje się dla świata szeroko pojętej kultury, rozrywki i mediów, krajem Trzeciego Świata.