Statyści na planie najnowszego serialu Agnieszki Holland marzną za nędzne 3,75 zł za godzinę na planie pierwszej rodzimej produkcji Netflixa. I chociaż mamy walentynki, tak ten wpis będzie daleki od miłosnych nut i serdecznych wyznań.
Redakcja Bezprawnika jest zaskoczona reakcją Netflixa na sprawę, która została nagłośniona na łamach WP.
Zbiórka była o 4:40.(…) W międzyczasie ludzie z agencji podchodzili i pytali, czy przypadkiem nie mamy znajomych, którzy mogliby jeszcze teraz przyjechać, bo nie ma ludzi. Siedzieliśmy w zimnie na dworze, a byliśmy ubrani tylko w cienkie płaszczyki. Plan miał trwać do 18, skończyło się o 21. Ale stawka nie uległa zmianie – 60 zł
– Skarżył się portalowi jeden ze statystów.
W telegraficznym skrócie i bez bawienia się w upiększanie rzeczywistości napiszę, że reakcja House Media Company (producenta serialu Netflixa) była typowym: wszystko jest ok, nie wiemy, o co wam chodzi, dobranoc.
House Media Company jako producent wykonawczy serialu, zawsze dba o komfort oraz warunki pracy, a także bezpieczeństwo statystów na planie. Zapewniamy im posiłki, ciepłe napoje, opiekunów oraz miejsce, w którym mogą odpocząć w przerwach między ujęciami. Od wielu lat współpracujemy z Agencją Popcorn, która nigdy nie zawiodła naszego zaufania – nigdy nie otrzymaliśmy skarg od statystów, których agencja wysyła do nas na plan. Agencja zawsze dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków, wynagrodzenia są płacone w terminie.
– Dowiedział się Bezprawnik.
Winnych nie ma. Ludzie marzną. Mam nadzieję, że kupią sobie coś ładnego za pieniądze, które dostają w terminie. Ani słowa o stawkach. Co jest samo w sobie znaczące.
Winni są statyści.
Może w październiku, może w listopadzie dostałem propozycję pracy. Zgłosiła się do mnie przedstawicielka największego bloga technologicznego w Polsce. Warunki nieprzypadły mi do gustu. Odmówiłem grzecznie i rozstaliśmy się w przyjaźni, zanim napisałem tam pierwsze słowo (ok, w przeszłości miałem swój moment na ich łamach, ale była to rzecz czysto hobbystyczna). Jednak mam świadomość, iż przynajmniej dwie osoby na takie lub bardzo podobne warunki przystały.
To jest indywidualny wybór każdego z nas. Jeden idzie do dobrej pracy, drugi do beznadziejnej, a jeszcze ktoś inny stara się pracować dla siebie.
Nikt mi nie wmówi, że ci wszyscy statyści, którzy zgodzili się na wspomnianą stawkę, zostali zaciągnięci na plan serialu za kołnierz. Mogli sobie poszukać czegoś lepszego. To jest indywidualny wybór każdego z nas. A za wyborami, jak pewnie z doświadczenia wiecie, stoi mnóstwo czynników.
Winna jest agencja.
W zeszłym miesiącu zgłosiły się do mnie dzień po dniu dwie agencje reklamowe, szukające serwisów, które mogłyby wziąć udział w promocji The End of the F**king World.
Zakładam, na granicy z pewnością, że agencji startujących w konkurencji między sobą, było więcej, tylko nie wszystkie skontaktowały się ze mną. Netflix zapewne wybrał najlepszą opcję – największy zasięg za najniższą cenę. Ja się do tego worka nie załapałem. Nie wystawiłem ceny wysokiej, a bardziej ze środka. Najpewniej wybrano wydawców mogących pochwalić się większym ruchem za żenująco niską stawkę. Jestem pewien, że największy serwis traktujący o popkulturze się załapał. Swoją drogą jest to serwis, który ma problem z wypłacaniem pieniędzy osobom w nim piszącym.
Winny jest Netflix.
Netflix tylko wybrał najlepszą opcję, nie zawracając sobie głowy szczegółami. W takich sytuacjach najważniejsze jest, żeby było tanio, szeroko, a reklama trafiała do grona odbiorców, których serialem można zainteresować.
Bezduszne działanie korporacji, stwierdzicie. I to jest prawda. Jednak każdy działa w granicach prawa (albo nie) i poszanowania własnej wartości. Jest to o tyle przykre w lokalnym kontekście, bo Netflix wielbi się chwalić, jak to dobrze traktuje swoich pracowników.
Każdy przerzuca winę, a tak naprawdę winni są wszyscy. Pozostaje niesmak. I co tu więcej dodawać…