Zapowiada się na zażartą batalię sądową, której finał jest być albo nie być dla filmowego uniwersum Obecności. Sprawa wypłynęła w marcu bieżącego roku. Jednak wtedy jeszcze nic nie było pewne. Wczoraj sędzia federalny zadecydował, że New Line Cienema oraz Warner Bros. stawią czoła prawnikom pisarza i demonologa Geralda Brittle w procesie o naruszenie własności intelektualnej.
Przeczytaj recenzję: Blady strach, który na mnie nie padł
Pozew dotyczy nie tylko pogwałcenia prawa autorskiego Brittle, ale również spisku gospodarczego oraz nieuczciwego ingerowania w roszczenia dotyczące umowy. Sędzia John Gibney odrzucił wniosek Warner Bros. o oddalenie sprawy.
Pierwsza rozprawa odbędzie się 16 kwietnia w Wirginii. Autor książki Demonolodzy. Ed i Lorraine Warren twierdzi, że twórcy filmowi czerpali bezprawnie z jego prozy. Miał on podpisać w 1978 roku umowę z małżeństwem Warrenów (na kanwie ich życia opiera się cała franczyza), w której wyszczególniono, iż ma on pierwszeństwo do sprzedaży praw do adaptacji ich historii. Jednak Lorraine Warren bez porozumienia z Brittle podpisała później podobną umowę z Warner Bros.
Reżyser Obecności James Wan, scenarzyści Chad Hayes i Carey Hayes oraz firma produkcyjna RatPac-Dune Productions zostali usunięci z wniosku Brittle. Dzięki czemu nie zasiądą na ławie oskarżonych.
Czego oczekuje Gerald? Obłożonego miliarda dolarów. Tyle, ile seria zarobił w kinach. Ponadto wystąpił o zaprzestanie czerpania dalszych zysków przez pozwanych z tytułu Obecności i spin-offów. Co w wolnym tłumaczeniu można określić jako śmierć serii, gdyż Warner Bros. nie mógłby dystrybuować więcej widowisk z tego uniwersum.
Serwis Deadline kontaktował się w sprawie z Warner Bros., jednak wytwórnia odmówiła komentarza.
Jest o co się bić. Filmowe uniwersum Obecności zarabia krocie.
Horrory z tej serii przyniosły do kas kinowych już 1,101 mld dolarów. Tym samym możemy mówić o najszybciej rosnącej franczyzie horrorowej, gdyż twórcy dokonali tego w zaledwie cztery lata od premiery pierwszej części. Ponadto już niedługo seria zapoczątkowana przez Jamesa Wana stanie się najbardziej dochodową w historii gatunku. Druga część Annabelle ciągle jest grana, więc przynosi zyski, a przed nami najpewniej jeszcze trzy widowiska.
W przyszłym roku ma pojawić się kolejny spin-off. Będzie to horror The Nun, który opowie o znanej fanom demonicznej zakonnicy. W planach jest także The Crooked Man. Trzecia część Obecności nie ma jeszcze ustalonej daty premiery, ale wszystko wskazuje na to, iż prędzej czy później powstanie. James Wan zdradził, że gdyby miał znów usiąść na stołku reżyserskim, chciałby przenieść akcję do lat 80. i opowiedzieć historię w stylu Amerykańskiego wilkołaka w Londynie.
Największą franczyzą horrorową jest obecnie Obcy, który ośmioma filmami uzyskał w ciągu 38 lat 1,641 mld dolarów. Na drugim miejscu mamy Resident Evil – siedem filmów przez 14 lat, które uzyskały łącznie 1,217 mld dolarów. Pobicie jednej i drugiej serii przez Obecność jest już tylko kwestią czasu.
Dziś stoimy przed pytaniem – co dalej?
Odpowiedź jest tak prosta, jak ciężka. W najgorszym wypadku filmowcy będą musieli wypłacić sporą kwotę. Jednak miliard dolarów brzmi tak astronomicznie, że aż nierealnie. Dlatego obstawałbym przy solidnej ugodzie.
Nie kibicuję nikomu. Gdyż pomimo zapewnień każdej ze stron, tak naprawdę nie wiem, kto ma, a kto nie ma racji. Z jednej strony wielka wytwórnia filmowa powinna zadbać o to, by wszystko się zgadzało. Prześwietlić w każdym calu kwestię praw autorskich, którymi posiłkują się producenci, zanim w ogóle wyda się zielone światło do kręcenia czegokolwiek.
Jednocześnie nie wiem, jak wyglądała umowa, którą zawarł Gerald Brittle z Warrenami. Dlatego czekam na rozwój sytuacji i nowe fakty. A przede wszystkim na ostateczny wyrok, który może postawić pod znakiem zapytania kontynuowanie filmowej serii. Nie sądzę, że Brittle poszedł do sądu z pustymi rękami, gdyż uczestniczenie w tak wyniszczającej batalii sądowej jest potwornie kosztowne.
Jeśli racja stoi po stronie autora książki, to bez dwóch zdań należą mu się pieniądze. Szarganie prawa autorskiego to jeden z najpaskudniejszych grzechów branży filmowej. Kwestia dyskusyjna czy ponad miliard dolarów to kwota akuratna. Niefajnie byłoby, gdyby widzowie oczekujący kolejnych horrorów byli poszkodowani, więc trzymam kciuki, by obie strony przebiły beton i doszły do porozumienia. Mam nadzieję, że wszystko zakończy się sensownie – z pożytkiem dla nich i przede wszystkim dla nas. A rodzice nie zaczną posyłać dzieci na demonologię, bo Gerald Brittle się na tym dorobił… To byłoby najgorsze.
Źródło informacji: Deadline, The Numbers, IGN