Lawirując gdzieś pomiędzy kryminalnym Dochodzeniem, wywodzącym w pole Safe i szokującym Hannibalem, Pachnidło zainspirowane prozą Patricka Suskinda próbuje wkupić się w serca widzów żerujących na brutalnych klimatach. Odnajdą tu sporo resztek, ale i kilka lepszych kąsków.
Jak na rasowy kryminał przystało Pachnidło zaczyna się dokładnie od tego, od czego powinno – morderstwa. W przydomowym basenie Roman odnajduje zwłoki przyjaciółki. Zabójca zostawił Katharinę dryfującą nago twarzą do dna i nieprzyjemnie okaleczoną pod pachami i w okolicy pachwiny. Jest w szoku, bo kobietę znał od czasów szkolnych i już wtedy darzył ją uczuciem. Oboje byli członkami nieformalnego i niezdrowego kręgu, w którym zabijali wspólnie nudę poprzez różne zajęcia, seks i eksperymenty z zapachami, śladem bohatera z powieści Pachnidło. Historia pewnego mordercy.
Tym samym rozpoczyna się śledztwo prowadzone przez Nadjię Simon, która dosyć szybko zawęża krąg podejrzanych do piątki najbliższych znajomych piosenkarki. Wśród nich znajduje się wspomniany już Roman, co rusz obijający próbującą wyrwać się z toksycznego związku Elenę. Jest zakompleksiony Daniel, zwany pogardliwie Szczerbolem. A także prowadzący burdel Thomas. Krąg domyka perfumiarz Moritz.
Widz zagłębia się nie tylko w śledztwo Nadji, ale również obserwuje jej pochrzanione życie. Policjantka nieporadnie stara się radzić z prywatnymi problemami, które wywodzą się od romansu z prokuratorem nadzorującym śledztwo. On zwodzi ją rozwodem z żoną, a ona ślepo wierzy w jego zapewnienia. Sprawy uczuciowe idą jej o wiele gorzej niż praca.
Pachnidło stawia widza przed nierzadko sprawdzającym się, ale boleśnie schematycznym pytaniem: kto zabił?
I wbrew pozorom nie jest to współczesna adaptacja powieści Suskinda. Jego proza co prawda przewija się dosyć często, jednak obok głównego wątku, jako motywacja. Widzimy nawet Nadię oglądającą filmowe Pachnidło z 2006 roku, a na jej biurku leży książkowy oryginał. Dzięki historii zrodzonej w umyśle niemieckiego pisarza próbuje znaleźć odpowiedzi na pytania, które postawiło przed nią morderstwo. Tym samym klasyczna opowieść jest punktem zapalnym, a nie kręgosłupem historii.
To dosyć nieszablonowe rozwiązanie spotkało się z bardzo schematycznym dwutorowym prowadzeniem akcji. Mógłbym wymienić kilkanaście tegorocznych seriali, które skorzystały z dobrodziejstwa takiego prezentowania fabuły. Co za tym idzie, podejrzanych obserwujemy nie tylko podczas śledztwa, ale również jako nastolatków.
Ponadto mamy mnóstwo wątków mniej lub bardziej pobocznych. Przynajmniej jeden z nich zasługiwał na to, by nadawać ton Pachnidle. Zamiast tego postawiono na narrację miejscami prowadzącą donikąd. Przez co finalne rozwiązanie wyskakuje gdzieś z boku i niewiele ma wspólnego z tym, co oglądaliśmy przez ponad pięć godzin na ekranie.
Żeby zrobiło się gęściej, a na dobrą sprawę tłoczniej, do motywu zapachów dorzucono fetysze i zboczenia. Jednak najważniejsze w tym wszystkim okazały się kobiety zmagające się z mężczyznami. Przez taki natłok chwilami serial tracił na dynamice opowiadania.
Pachnidło miało wszelkie predyspozycje, by być mocnym, interesującym kryminałem. Jednak nie wszystko zaskoczyło.
Jeśli spodziewacie się wizualnej wirtuozerii, jak w dziele Toma Tykwera to będziecie raczej zawiedzeni. Serial świetnie nakręcono, niektóre sceny są wręcz ujmujące, ale widowisku daleko do filmu, czy rzeczy, które mogliście obserwować w Hannibalu, gdzie każda zbrodnia była – wybaczcie słowa – małym dziełem sztuki. Porównanie jest o tyle akuratne, że w widowisku NBC również grano na zmysłach i epatowano wizualnym zezwierzęceniem.
Stacja ZDF pozwoliła sobie na wiele. Twórcy nie tylko odwalili brutalną trupiarnię, ale dorzucili do niej sporo nagości. Środki to proste, wręcz prostackie, ale nierzadko zdające egzamin. I to początkowo rodziło spore nadzieje w zbiciu z interesującym tematem śledztwa, a także całkiem przyzwoitą realizacją.
Niestety Pachnidło cierpi na harlequinową przypadłość.
W sześcioodcinkowej historii serwuje się nam sporo prawdopodobieństw, a finał jest oderwany od rzeczywistości. Przez co jest z jednej strony abstrakcyjny, a z drugiej niesatysfakcjonujący. Doszedłem do tego, że rzeczy, które wydawały się ważne, ostatecznie pojawiły się w serialu wyłącznie po to, żeby wywodzić w pole. Co było tanie i niepotrzebne. Gdyby całemu temu wywodzeniu towarzyszyły większe emocje, byłbym w stanie to przeboleć. Miałem poczucie, że twórcy zmarnowali przez to czasowy potencjał, kiedy mogli bardziej skupić się na opowiadaniu historii, mniej na tanich chwytach.
Jednak w Pachnidle u podwalin był ciekawy pomysł. Ponadto, chociaż aktorzy cudów nie zdziałali, dali radę. Nawet muzyka czasem wpadała w ucho. A ogląda się to w miarę przyzwoicie. Dlatego fani krwistych kryminałów, szczególnie wspomnianego już Hannibala, nie powinni oczekiwać cudów, ale z ciekawości mogą sprawdzić. Cała reszta będzie raczej zawiedziona.
Serial Pachnidło w serwisie Netflix >>
Recenzja serialu Pachnidło (Parfum) (2018) (sezon 1)
Nazwa: Pachnidło
Opis: Niemiecki serial kryminalny stacji ZDF pokazywany w Polsce przez Netflix. Znaleziono zmasakrowane ciało młodej piosenkarki. Policja musi znaleźć sprawcę, który ma świra na punkcie zapachów.
Werdykt
Pachnidło to solidna realizacja i ciekawy pomysł wyjściowy. Jednak historia momentami kuleje. Mimo to dla fanów klimatów w stylu serialowego Hannibala serial będzie jak znalazł na długie zimowe wieczory.