Pod mroczną górą zabiera nas na odległą północ Kanady, gdzie grupka archeologów pracuje przy niecodziennym znalezisku – ogromnym kamiennym słupie, którego większa część jest wkopana w ziemię.
Nad jej powierzchnię wystaje pokryty glifami fragment, opowiadający historię nacji, która według datowania węglem zostawiła ten monolit na długo przed ostatnią epoką lodowcową. Archeolodzy świętują prawdopodobnie największe znalezisko archeologiczne tego wieku, choć nie wszystko jest dla nich w stu procentach jasne. Przy słupie znaleźli kawałki ceramiki, których nie mogą dopasować do żadnego okresu historycznego, ściągają więc na odludzie jeszcze jednego jajogłowego, specjalistę od starych glinianych skorup. Po oględzinach i badaniach stwierdza, że pomiary kolegów po fachu były prawidłowe. Znaleziska pochodzą z różnych okresów, także sprzed ostatniego zlodowacenia. Niedługo po tym obóz archeologiczny w nocy opuszczają zatrudnieni do kopania tubylcy. Jednak zamiast zejść do rezerwatu bardziej na południe, idą na pewną śmierć głębiej w północ. W eterze cisza. Niektórzy badacze zaczynają zdradzać symptomy cabin fever. Inny przez kontakt ze znaleziskami zaraża się czymś dziwnym, co kończy się amputacją ramienia siekierą…
Przy dobrze przemyślanym scenariuszu film grozy nie potrzebuje gigantycznego budżetu.
Udowodnili to Benson i Moorhead filmami, o których już napisałem – Nieskończonym i Resolution. Pod mroczną górą także przekuwa to w atut. Zamiast muzyki nastrój pomaga budować szum wiatru przeganiającego śnieg z miejsca na miejsce. Reżyser i scenarzysta Nick Szostakiwskyj w swoim debiucie preferuje bardzo surową, prawie paradokumentalną formę, ale zamiast straszyć najgorszego sortu tandetą, sięgającą rodowodem Paranormal Activity i REC (który odebrałem jako popłuczyny po kapitalnym Zejściu Neila Marshalla) woli zajrzeć do głów swoich badaczy z pytaniem: czy my też to widzieliśmy, czy już im całkiem odbija?
Interesująco zapowiada się nowy projekt reżysera. Przebrzmiała grupa rockowa udaje się na duchową podróż w głąb kanadyjskiej dziczy. Materiały promocyjne sugerują, że w grę wchodzą dragi i starożytne istoty, co daje nadzieję na jeszcze jeden film na motywach którejś z opowieści twórcy Wielkich Przedwiecznych. Czyżby w końcu doszedł do głosu ktoś, kto filmowo czuje HPLa?
Moim zdaniem Nick Szostakiwskyj trafnie oddaje stan umysłu niektórych lovecraftowskich protagonistów; zresztą Pod mroczną górą jest luźno inspirowany nowelą W górach szaleństwa.
Są tu echa Cosia Carpentera, ale reżyser kręci własne lody, żeniąc odosobnione stanowisko archeologiczne z mitologią Samotnika z Providence. Tak samo polega na budowaniu nastroju, znienacka atakując krwawymi scenami, które można policzyć na palcach jednej ręki, ale dwie z nich były na tyle efektywne i efektowne, że aż szepnąłem do monitora WTF?!?.
Film Pod mroczną górą w serwisie Netflix >>
Recenzja filmu Pod mroczną górą (Black Mountain Side)
Werdykt
Warto
Filmu nie oglądałem, ale patrząc na oceny kilku znajomych z Filmwebu, ocena 8/10 jest baaardzo przesadzona.
Gdy ludzie których “znam” od lat, wiem co lubią i jak to oceniają, dają w większości filmowi oceny 1-3/10, to wiem czego się spodziewać. Sam przeważnie oceniam o jeden czy dwa pkt więcej od nich, czyli przy tym filmie pewnie byłoby max 4/10.
Obejrzę w wolnej chwili i zobaczymy, czy tak będzie… (ツ)
Niech mnie Wojtek nie bije, ale też tak trochę mam. Jakkolwiek każdy ma prawo do swojego gustu i opinii.