Widziałem filmowego Kaczyńskiego głaszczącego kota, Misiewicza tańczącego z Macierewiczem, Szydło obierającą z mężem ziemniaki, Rydzyka liczącego pieniądze od wdów, posła Piętę bzykającego bez opamiętania, Daniela Olbrychskiego pokazującego cztery litery i niewiele więcej. Co zobaczyłem, odwidzieć się niestety nie da, a recenzję chciałbym zakończyć wstępem do niej, w którym przestrzegam, że film Polityka to strata czasu, pieniędzy i nerwów. Jednak oddam królowi polskich kas biletowych co królewskie i trochę niechętnie, ale ponarzekam na produkcję Patryka Vegi ze świadomością, że mój głos niezadowolenia niewiele do tematu wniesie.
Polityka to nie jest film, po którym spodziewałem się wiele, ale w najczarniejszym scenariuszu nie przewidywałem, że to będzie aż taki gniot. Mam w pamięci poprzednie kinowe badziewia Patryka Vegi, które w przedziwny sposób przepoczwarzały się w kasowe hity i poniekąd rozumiem fenomen tych widowisk. Najwidoczniej lubimy chodzić do kina, żeby się dać zmaltretować niewybrednym żartom i przegiętej fabule, kiedy tak wiele świetnych rodzimych produkcji kręci się rok rocznie, ale znikają w niebycie nawału lokalnych quasi-blockbusterów. Lubimy przaśne historie i jako ogół nie jesteśmy zbyt wyrobionymi widzami. Reżyser to wie i celuje w nasze najniższe instynkty.
Polityka to stary, niedobry Patryk Vega. Jednak tym razem nie śmieszniejszy niż czwartorzędny kabaret, a wypełnioną “momentami” narrację zastąpił kilkoma kompletnie nieporywającymi opowiastkami napisanymi na kolanie i pozbawionymi fabularnych bomb.
Reżyser zapowiadał swoim filmem wstrząs i armagedon dla obecnej sceny politycznej. Nie wiem, czy faktycznie tak myślał, czy ma swoich odbiorców za totalnych imbecyli, którym może wmówić wszystko, a ci będą się radowali, podskakiwali i klaskali. Pomyślcie sami, czy daliście się mu nabrać, a będziecie mieli gotową odpowiedź.
Jego najnowsza produkcja to pozbawiona kręgosłupa fabularnego zbitka złożona z sześciu segmentów, które niemal kompletnie się nie kleją. Na początku wyskakuje nam historia inspirowana wzlotami i upadkami Beaty Szydło, która przed objęciem teki premiera potrafiła niewiele więcej niż obierać ziemniaki i karmić kury. Byłą panią premier prezentuje się tu jako zahukaną wieśniarę.
Później mamy Bartłomieja Misiewicza. Reżyser przestrzega, że postać Arka nie ma nic wspólnego z księciem z Ministerstwa Obrony Narodowej, ale bohater, w którego wcielił się Antoni Królikowski, żyje życiem pupila Antoniego Macierewicza. Kiedy Arek w gabinecie nie jest zajęty spółkowaniem albo nie robi zadymy w jakieś jednostce wojskowej, to ćpa z ministrem i daje mu się obmacywać.
Mogę pomylić kolejność, ale w trzecim segmencie dostaliśmy bodaj odpowiednika Stanisława Pięty. Człowieka znanego z nieprzychylności osobom orientacji innej niż heteroseksualna, fana powszechnego dostępu do broni palnej (gdyby mógł, wysłałby na strzelnicę dzieci z podstawówki) oraz znanego z niechęci do wszelkiej inności posła, którego kariera znalazła się niedawno na zakręcie. Ten bogobojny sługa ludu, człowiek rodziny, między posiedzeniami w Sejmie nie modlił się o zbawienie narodu, a zabawiał się w pokoju hotelowym z kobietą, którą omamił… Właściwie nie wiem czym.
Pojawia się także segment z Tadeuszem Rydzykiem i dziewczyną Arka, która wysłana do infiltracji opozycji zostaje dwukrotnie zgwałcona. Patryk Vega odwraca tu motyw z urodzinami Hitlera i zamiast niego mamy urodziny Stalina organizowane przez lewicę, a zamiast TVN mamy aspirującą dziennikarkę mediów papieża z Torunia. Ojciec założyciel pojawia się w filmie wielokrotnie i jawi się jako osoba niemniej ważna dla kraju niż prezes partii rządzącej. Dzieli i rządzi, a politycy obsypują go złotem i wchodzą mu w tyłek bez wazeliny, byle był po ich stronie.
Mamy też samego prezesa, który nawiązuje więź ojciec-syn z rehabilitantem. Bóstwo na prawicy sunie małym samochodzikiem po Warszawie z Bartkiem, w którego wcielił się Maciej Stuhr – puszczają kaczki na Wiśle i oglądają rodeo. Niestety okazuje się, że odpowiednik Jarosława Kaczyńskiego to jednak nie jest fajny dziadzio i ich drogi rozchodzą się po wygłoszeniu przez prezesa płomiennej mowy o gorszym sorcie w tłumie skandującym “konstytucja”. Mamy tu obraz człowieka samotnego i małego, nie tylko wzrostem. Właściwie w swej diaboliczności Kaczyńskiego zaprezentowano tu jako postać tragiczną, a przez to wzbudzającą jakąś sympatię.
Ostatni segment opowiada o konsekwencji wypadku rządowej kolumny Beaty Szydło, gdzie mamy starszego człowieka, który w mediach narodowych zostaje uznany za winnego, zanim postawiono mu jakikolwiek zarzut. Wszystko kończy się płomienną mową najstarszego posła, którą kwituje kilkoma gorzkimi słowami, obnaża się publicznie, chyba puszcza bąka w stronę zebranych i wraca do porządku dziennego.
Kurtyna. Obserwacje godne Patryka Vegi i Olafa Olszewskiego (nadwornego scenarzysty reżysera Polityki), którzy są tak wnikliwi i błyskotliwi jak… Nie są.
Jeśli myślicie, że Botoks czy Kobiety mafii były żenujące, to Polityka podbija poprzeczkę w najgorszym możliwym stylu.
Historie są maksymalnie prostackie i napisane tak leniwie, jak się tylko dało. Patryk Vega mówił przed premierą, że przeprowadził mnóstwo wywiadów z politykami i dowiedział się wielu interesujących rzeczy, które miały widownią wstrząsnąć. Jeśli tak, to mi chyba coś umknęło. Na dobrą sprawę w jego najnowszym filmie nie ma wiele więcej niż rzeczy, które są podawane codziennie przez serwisy informacyjne i tabloidy. Wszystko uzupełniają żenujące gagi w stylu Arka, który dwukrotnie narobił w spodnie.
To nie jest film ze wstępem, rozwinięciem opowieści i zakończeniem. Dostaliśmy kilka opowiastek, które bardziej przypominają antologiczny komediodramat polityczny niż cokolwiek innego. Przypowiastki łączą bohaterowie i to, że rzecz dzieje się podczas rządów prawicy. W żadnej z tych historii nie odnalazłem petard zapowiadanych przez reżysera. Film bredzi, żenuje, snuje chore opowieści, które są powodem do wstydu dla leniwego scenarzysty. A przede wszystkim nudzi do tego stopnia, że jeszcze przed pierwszą połową seansu żałowałem, iż nie mam pilota do kina, który zatrzymałby tę feerię obciachu, by spokojnie odsapnąć, zjeść coś, porozciągać się i wrócić do tego potworka ze świeżą energią.
Realizacyjnie Polityka prezentuje dotychczasowy poziom reżysera. Jest byle jak, byle było, byle do przodu.
Nie mogę napisać, że film prezentuje wyjątkowo niski poziom techniczny, ale z drugiej strony jest nie lepszy niż przeciętny serial telewizyjny. Widać tu doskonale, że komuś się nie chciało. Że z materiałem trzeba było gonić, bo w kolejce czekają następne wiekopomne widowiska do nakręcenia albo po prostu nie ma co za bardzo nadymać budżetu. W końcu zysk jest ważniejszy aniżeli dostarczenie widzowi dopieszczonego materiału. Widz tu się nie liczy.
Z największym żalem patrzyłem na aktorów, którzy zgodzili się zagrać w tej szmirze. Mam jednak świadomość, że trzeba jakoś ciągnąć od dziesiątego do dziesiątego i mimo wszystko lepsze to niż występ w 1276 odcinku popularnej telenoweli. Pod charakteryzacją dostaliśmy kilka występów błyszczących w tym maratonie beznadziei. Iwona Bielska jako posłanka Pawłowicz jest bezbłędna, ale w filmie zobaczycie jej niewiele więcej niż na zwiastunach. Artur Królikowski był rozbrajający i widać, że świetnie bawił się rolą. Niewiele tu słabych kreacji. Kiedy przychodzi do narzekania, to sprowadza się ono przede wszystkim do postaci mocno przerysowanych. Jakkolwiek nie obarczałbym za to winą aktorów, którzy grają tak jak im reżyser, konwencja i scenariusz pozwoliły. Nie licząc Tomasza Oświecińskiego, maskotki reżysera, który gra zwyczajowo beznadziejnie i chwała mu za wytrwałość. Nie zniechęca się, pomimo że widać od lat, iż aktor z niego żaden i to się z filmu na film nie zmienia.
Patryk Vega od dawna nie umie w filmy. Na Politykę od tego szmireżysera poszedłem wyłącznie dlatego, że wypadało mi się wypowiedzieć o najnowszym widowisku buldożera polskich kinowych kas biletowych.
Ten film ugruntowuje mnie w zdaniu, że bzdurą jest przytaczane w kółko, iż to ten sam facet, który nakręcił Pitbulla, więc coś w nim drzemie. Może kiedyś, nie dziś. To minęło. Trzeba wreszcie zdać sobie sprawę z tego, że Pitbull miał premierę w 2005 roku. Od tego czasu dostaliśmy Ciacho, Botoks, Kobiety mafii czy Plagi Breslau – widowiskowy zestaw beznadziei. Rzeczywistości nie odczarujesz i Polityką Patryk Vega przyklepuje to, iż taśmowe produkowanie coraz słabszych filmów, sprowadziło się do tego, że reżyser z roku na rok coraz szybciej zbliżał się do artystycznego dna, aż upadł na nie z hukiem najnowszą produkcją.
I pisze to jako osoba, której również nie podoba się dzisiejsza Polska – cofająca się w postrzeganiu świata do czasów słusznie minionych. Jednak film powinien pozostać filmem, a nie wyłącznie marketingowym pustosłowiem i jechaniem po najniższych instynktach widowni. Narracja ma wciągać, na bohaterach ma nam zależeć, fabuła ma być interesująca. Polityka jest nudna, bohaterzy są jednowymiarowi, a fabuła jest z jednej strony żenująca, a z drugiej odtwórcza. Mógłbym zakładać, że gdyby historię pociągnięto z perspektywy jednego bohatera wpisanego w te wszystkie wydarzenia, podciągnęłoby to nieco jakość widowiska – ale to nie moja rzecz i nie będę szewca butów uczył robić. Ostatecznie zaprezentowano nam po linii najmniejszego oporu kilka prostackich historyjek. Polityka to coś, czego nie mógłbym określić inaczej niż prymitywną i tandetną filmową szmirą, na którą, jak zaznaczyłem na wstępie, szkoda czasu, pieniędzy i nerwów.
Oglądaj film Polityka online w serwisie Chili >>
Recenzja filmu Polityka (2019)
Werdykt
Nudna szmira. Omijacie Politykę z daleka.
Panie Dariuszu Filipek z wrażenia na Pana recenzję utworzyłem konto by móc to skomentować.
Film pokazuję bombę jaką jest partia polityczna rządząca w naszym kraju.
Nie rozumiem tylko Pana podejścia do wszystkich filmów Patryka Vegi.
Nie mówię że są fantastyczne, ale wiem że w niektórych kontekstach odkrywają żałosna prawdę naszego państwa nie tylko w tym filmie ale również innych.
Słowa takiej krytyki pod adresem tego filmu są nad wyraz przesadzone.
Są gusta i guściki a w artykule można zauważyć tylko to jak Pan podchodzi do krytyki z dwóch stron.
Ciekawi mnie też jak bym Pan skomentował film Apokalypsa w Hollywood, pewnie także z takowym beznadziejnym podejściem jak do tej produkcji.
PS. Proszę porozmyslac nad tym czy może nie należy zmienić styl pracy lub dział do którego Pan należy. Jestem przekonany że lepiej bym napisał recenzje tego filmu.
Czytam nie pierwszy raz Pana artykuły i polecam także sprawdzić jeszcze jeden krat pisownię.
Pozdrawiam Kamil Pana dawny fan jeśli tak to mogę teraz nazwać.
Panie Dariuszu Filipek z wrażenia na Pana recenzję utworzyłem konto by móc to skomentować.
– Panie Kamilu Leszczyński, zakładam niemal codziennie nowe konta i doskonale Pana rozumiem.
Film pokazuję bombę jaką jest partia polityczna rządząca w naszym kraju.
– To też codziennie widzę – czytam i oglądam namiętnie serwisy informacyjne.
Nie rozumiem tylko Pana podejścia do wszystkich filmów Patryka Vegi.
– Nie przepadam za nimi. Tutaj nie ma wiele do rozumienia. Tak już mam.
Nie mówię że są fantastyczne, ale wiem że w niektórych kontekstach odkrywają żałosna prawdę naszego państwa nie tylko w tym filmie ale również innych.
– Film najpierw ma być dobry, później może robić, co tylko chce ze swoją treścią.
Słowa takiej krytyki pod adresem tego filmu są nad wyraz przesadzone.
– Przepraszam. Będę milszy.
Są gusta i guściki a w artykule można zauważyć tylko to jak Pan podchodzi do krytyki z dwóch stron.
– Zabrzmiało niczym obelga!
Ciekawi mnie też jak bym Pan skomentował film Apokalypsa w Hollywood, pewnie także z takowym beznadziejnym podejściem jak do tej produkcji.
Apokalypsa w Hollywood?
PS. Proszę porozmyslac nad tym czy może nie należy zmienić styl pracy lub dział do którego Pan należy.
– Kiedyś robiłem w ecommerce, zarabiałem bardzo dużo, ale nie znosiłem klientów. Mam papier z hotelarstwa, ale ja się nie nadaję – nie chciałem iść do wojska. Niedawno pani w sklepie mówiła mi, że jestem bardzo miły i grzeczny, że fajnie byłoby ze mną pracować. A ja tylko po parówki przyszedłem i takie tam. W sumie kuzynka pracuje w Smyku, kierowniczką jest, i mówiła mi, że dziewczyny ucieszyłyby się, gdybym z nimi pracował, bo jestem przystojny (ja nie wiem, ja się nie znam). Jednak ja się nie nadaję. Prowadzę sobie stronę, robię grafiki, zarabiam za mało, ale mi to się nie chce już przebranżawiać. 30 lat walnęło jakiś czas temu i trzeba się pogodzić nawet z najgorszymi życiowymi wyborami.
Jestem przekonany że lepiej bym napisał recenzje tego filmu.
– Dobry długopis i jazda!
Czytam nie pierwszy raz Pana artykuły i polecam także sprawdzić jeszcze jeden krat pisownię.
– Jeszcze krat sprawdziłem, ale… To niegrzeczne napisać, że jest źle i nie napisać, gdzie jest źle. Brzmi co najmniej typowo-internetowo.
Pozdrawiam Kamil Pana dawny fan jeśli tak to mogę teraz nazwać.
– Ja nie chcę. Ja się nie zgadzam. Fanów to niech mają Muppety albo Celine Dion – mnie proszę wykreślić.
Mam wrażenie że artykuł jest sponsorowany przez bliżej nieokreślone źródła, których możemy się domyślać. Dlaczego tak uważam ? Gdyż widzę tutaj bardziej jawną krytykę z góry założoną i poszukiwanie pod nią jak najwięcej argumentów. Szkoda czasu na czytanie całego artykułu, kiedy już sam wstęp jest opinią osoby, która po prostu nie kryje się ze swoją niechęcią do innych produkcji w reżyserii Pana Vegi. “Mam w pamięci poprzednie kinowe badziewia Patryka Vegi,” jaki szanujący się receznent używa tak niepochlebnych słów. Nie dziwię się że stronę zobaczyłem pierwszy raz w wyszukiwarce Google, kiedy chyba raz udało się w SEO podciągnąć pod popularny temat. Sam nigdy nie oceniałbym filmu przypominając sobie co chwilę w treści, kto był jej reżyserem. Przepraszam, ale oceniamy film czy reżysera ? Film nie jest stworzony przez reżysera, a jest przez niego zapoczątkowany… cała reszta to ciężka praca ludzi, z których każdy dokłada swoją cegiełkę.
Mam wrażenie że artykuł jest sponsorowany przez bliżej nieokreślone źródła,
– Przez kosmitów, którzy mieszkają w głowach ludzi…
których możemy się domyślać.
– Nawet trzeba.
Dlaczego tak uważam ?
– Przez tych kosmitów.
Gdyż widzę tutaj bardziej jawną krytykę z góry założoną i poszukiwanie pod nią jak najwięcej argumentów.
– Nie. Usiadłem i napisałem. Cała magia.
Szkoda czasu na czytanie całego artykułu, kiedy już sam wstęp jest opinią osoby, która po prostu nie kryje się ze swoją niechęcią do innych produkcji w reżyserii Pana Vegi.
– Ooooo tak. Nie znoszę tego dziadostwa coraz bardziej. Staram się wchodzić do kina z czystym umysłem, ale po kilku minutach przypominam sobie jego poprzednie hity.
“Mam w pamięci poprzednie kinowe badziewia Patryka Vegi,” jaki szanujący się receznent używa tak niepochlebnych słów.
– Ja.
Nie dziwię się że stronę zobaczyłem pierwszy raz w wyszukiwarce Google, kiedy chyba raz udało się w SEO podciągnąć pod popularny temat.
– Google Analytics mówi mi, że recenzja Polityki została przeczytana 1643 razy. Topowe wpisy mają po kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń. Najpopularniejszy wpis ma 77211 wyświetleń. Jestem lepszy w SEO niż zakładasz. Ta recenzja wcale nie jest tak wysoko, jakbym chciał. Konkurencja.
Sam nigdy nie oceniałbym filmu przypominając sobie co chwilę w treści, kto był jej reżyserem.
– Patryk Vega.
Przepraszam, ale oceniamy film czy reżysera ?
– Film, którego realizacja była kierowana przez reżysera.
Film nie jest stworzony przez reżysera,
– Jest.
a jest przez niego zapoczątkowany…
– Nie. On uczestniczy w niemal całym procesie twórczym. W przypadku Patryka Vegi, który jest głównym producentem, zapewne jego wkład w całość jest większy niż w przypadku widowisk większości twórców kina z głównego nurtu.
cała reszta to ciężka praca ludzi, z których każdy dokłada swoją cegiełkę.
– To prawda, ale nie mam nic do pracy osoby trzymającej mikrofon czy tej zajmującej się kateringiem. Z kolei Patryk Vega nakręcił bardzo słaby film. Straciłem na ten jego badziew kilka złotych i czas. Patrząc na oceny na Mediakrytyku i Filmwebie – nie tylko ja.