Znowu źle się dzieje na luizjańskich bagnach. Nie pierwszy raz, bo komiksowy Potwór z bagien ma relatywnie długą ekranową historię, która rozpoczęła się wraz z filmem Wesa Cravena w 1982 roku, ale chociaż bohater był intrygujący, to nigdy nie wbił się do głównego nurtu. Powstał jeszcze jeden film i serial, a później na lata filmowcy zapomnieli o Potworze z bagien.
Potwór z bagien wrócił wraz ze startem serwisu streamingowego DC Universe – obok Titans oraz Doom Patrol miał być flagowym serialem tej platformy. Jednak w okolicy premiery pierwszego sezonu dowiedzieliśmy się, iż kolejnego nie będzie. To budziło spory niepokój, bo chociaż miało pójść o pieniądze, to wiadomo, iż dobre rzeczy są bezcenne w dobie zajadłej konkurencji między platformami. Ponadto za serialem stoi WarnerMedia, którego właścicielem jest AT&T, a tej firmy nikt nie podejrzewa o brak środków.
I muszę przyznać, że już oglądając Potwora z bagien, początkowo byłem zaskoczony taką decyzją. Chociaż już na wstępie bolało mnie nieco aktorstwo, generyczność i miejscami kulejący scenariusz, to nie na tyle, by żegnać się z widowiskiem po kilku pierwszych odcinkach.
Serial został bardzo przyjemnie sfilmowany, ma całkiem niezłe efekty specjalne, a historia sama w sobie rozbudzała nadzieję na coś interesującego.
Na wstępie poznajemy Abby Arcane, specjalistkę z Centrali Kontroli i Prewencji Chorób. Kobieta przybywa do rodzinnego miasteczka Marais w Luizjanie, by rozwiązać tam problem tajemniczego wirusa. Okazuje się, że ma on coś wspólnego z okolicznymi bagnami i małżeństwem Sunderlandów – miejscowych bogaczy, kiedyś jej bliskich, dziś Maria Sunderland obwinia Abby o śmierć córki. Z kolei Avery Sunderland to kawał dwulicowego gnoja. Wynajął naukowca Aleca Hollanda do przeprowadzenia badań, a gdy ten stał się niewygodny, zlecił jego zabójstwo. I to dosłownie moment po tym, jak Abby i Alec poczuli coś do siebie. Żeby komiksowej genezy stało się zadość, Alec zamienił się w tytułowego Potwora z bagien, a Abby postanowiła znaleźć dla niego lekarstwo.
Niestety romans, chociaż ciekawy, jest tu grubymi nićmi szyty. Nie czułem dosadnej chemii między bohaterami. Szkoda, bo związek inteligentnego potwora z równie bystrą pięknością, mógł stanowić interesujący motyw dla całego widowiska. Tutaj uczucie pojawia się nagle, wraz z przemianą Aleca przechodzi trudne chwile i niewesoło sobie trwa, a koniec końców widz niewiele zajmujących rzeczy z tego związku wyciąga.
Wątków jest tu mnóstwo i zaledwie zdołałem je liznąć. Potwór z bagien przynosi na myśl serialowego Blade’a.
Nie tylko dlatego, że oba seriale skasowano z powodów finansowych, ale przede wszystkim łączy je pomysł na konstrukcję opowieści. W adaptacji komiksów Marvela Blade był na dalszym planie, a pierwsze skrzypce grała Krista Starr. Tutaj głównie obserwujemy poczynania Abby, która ma sporo na głowie i musi poradzić sobie z lokalną epidemią, nieprzychylnością pani Sunderland, traumatycznymi wspomnieniami oraz poszukiwaniem lekarstwa dla Aleca. Z kolei Potwór z bagien od czasu do czasu z kimś powalczy, kogoś uratuje, a przez resztę czasu bez większego celu błąka się po nieprzyjemnej, ale malowniczej okolicy.
Problem w tym, że kiedy tytułowy bohater pojawia się na ekranie, kradnie widowisko, ale twórcy postanowili dozować go nam nieprzyzwoicie małym czasem ekranowym. Mógłbym na niego patrzeć ciągle, słuchać jego zmartwionego tonu głosu i podziwiać jak zmaga się z przemianą, ale zamiast tego dostałem przede wszystkim Abby, w którą wcieliła się Crystal Reed. Aktorka niestety nie bardzo unosi na swoich barkach kilkugodzinną opowieść. Gra znośnie, ale niczego szczególnego z jej gry nie zapamiętałem.
Gdyby Potwór z bagien utrzymał poziom kilku pierwszych odcinków, to dostalibyśmy niezły serialowy horror, ale im dalej w las, tym większe bagno.
Serial robi się miałki, fabuła zaczyna się rozjeżdżać, narracja męczyć, a finał opowieści rozczarowuje. Kolejny raz okazuje się, iż nie wystarczy ciekawy bohater, interesujący pomysł, niezłe efekty specjalne, kiedy opowieść stworzono dla samej radości opowiadania, a nie dla widza, który chce z historii coś wyciągnąć, coś poczuć. Tutaj mamy kilka ładnych obrazków, rozrywkową formułę, ale nieważne jak serial się zaczyna, kiedy kończy marnie.
Szkoda, bo bohater pokryty trawą i wodorostami z szekspirowskim zacięciem utykający nad losem swoim i przyrody, miał predyspozycje na coś o niebo ciekawszego. Horror, manifest przyrodniczy czy trudny romans – może po trochu wszystko. Jednak zabrakło kogoś z wizją, kto nadałby produkcji zajmujący kierunek i sznyt uwiarygadniający opowieść. Oglądając nie miałem poczucia zażenowania, ale też niewiele mi po seansie w głowie zostało. Urzekła mnie przede wszystkim spora doza makabry, a połechtały komiksowe elementy, których nam nie szczędzono. A to za mało. Ostatecznie odnajdą się tu przede wszystkim widzowie niemający wielkich wymagań, którzy łykają szeroko pojęty nurt superbohaterski z całą dobrocią i skazami serialowego inwentarza.
Oglądaj serial Potwór z bagien na HBO ▶
Recenzja serialu Potwór z bagien (Swamp Thing) (sezon 1) (USA: DC Universe; Polska: HBO GO)
Werdykt
Rozrywkowa sztampa